
Bo po to jest teatr, aby zmieniać świat, zmieniać na lepszy, Boży po prostu. (T.A.Żak)
27 marca obchodzimy Międzynarodowy Dzień Teatru, to wspólne święto ludzi sceny i widzów! Z tej okazji życzymy wszystkim osobom związanym z teatrem udanej pracy zespołowej, która będzie przynosiła doskonałe artystyczne efekty, twórczyniom i twórcom – wybitnych kreacji i dzieł, a widzkom i widzom – niezapomnianych i inspirujących teatralnych przeżyć! Te teatralne Dionizje obchodzimy od sześćdziesięciu trzech lat. Święto zostało ustanowione w 1961 roku z inicjatywy Międzynarodowego Instytutu Teatralnego na pamiątkę inauguracji w Paryżu, 27 marca 1957 roku, Teatru Narodów – festiwalu, podczas którego spotkały się zespoły z obu stron żelaznej kurtyny.
Od tego czasu Dzień Teatru jest obchodzony co roku przez ponad sto narodowych ośrodków ITI na całym świecie. Uświetniają go uroczyste premiery. I tak było w tym roku w tarnowskim teatrze, gdzie w niedzielę 24 marca dano premierę „Tartuffa” w reżyserii Bogdana Toszy, w znakomitym przekładzie wybitnego aktora Jerzego Radziwiłowicza, bardzo dobrze przyjęto przez wypełnioną do ostatniego miejsca (także schody) widownię, której zwieńczeniem była mocno upolityczniona gala połączona z wręczaniem okolicznościowych medali i dyplomów, m.in. ministerialne medale Gloria Artis (złoty dla Bogdana Toszy i brązowe dla Matyldy Baczyńskiej i Tomasza Piaseckiego). Na naszych łamach już wkrótce recenzja pióra naszej krakowskiej recenzentki Katarzyny Cetery.

Co roku w Międzynarodowy Dzień Teatru wygłaszane jest orędzie przygotowane przez wybitną osobistość świata sceny. Pierwsze orędzie w 1962 roku wygłosił Jean Cocteau. Autorem tegorocznego orędzia jest norweski pisarz, laureat Nagrody Nobla 2023 w dziedzinie literatury, Jon Fosse. Natomiast polskie orędzie zostało zamówione przez Polski Ośrodek Międzynarodowego Instytutu Teatralnego u reżysera, autor tekstów i twórcy instalacji performatywnych Jakuba Skrzywanka.
Wracam do Tarnowa po czterdziestu latach – mówił po premierze reżyser Bogdan Tosza. Tu reżyserowałem wtedy Ireneusza Iredyńskiego a teraz wiecznie aktualnego „Szalbierza” w fenomenalnym tłumaczeniu Jerzego Radziwiłowicza. To bardzo sentymentalne i emocjonalne spotkanie dla mnie.

Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego uhonorował Złotym Medalem Gloria Artis Bogdana Toszę, a Matylda Baczyńska i Tomasz Piasecki otrzymali Brązowe Medale Gloria Artis, wręczone przez posłankę Urszulę Augustyn z Komisji Kultury oraz Piotra Górnikiewicza, który wystąpił z wnioskiem o te wyróżnienia.
Aktorzy seniorzy: Jolanta Januszówna oraz Jerzy Ogrodnicki otrzymali dyplomy z rąk prezydenta Romana Ciepieli oraz okolicznościowe grafiki autorstwa Zofii Stryjeńskiej. Nagrody dyrekcji przyznane zostały natomiast: aktorce Kindze Piąty, Wiktorii Żmudzie z kasy głównej i Iwonie Sobol – krawcowej oraz Ryszardowi Pociesze z brygady technicznej, Aleksandrowi Fiałkowi i Przemysławowi Płaczkowi – aktorom teatru.
Przyznano także kolejne tytuły Przyjaciela Teatru. Trafiły do rąk Beaty Kani – dyrektor Biblioteki Pedagogicznej oraz Dawida Niedbały – mecenasa, wspierającego regularnie miejski teatr.

Cieszę się i z premiery i z nagród otrzymanych przez naszych pracowników i współpracowników. To dla mnie radość i honor pracować z takim zespołem – mówi Rafał Balawejder, dyrektor teatru. Jak natomiast powiedział ze sceny Cedric Peltier – konsul generalny Francji – tekst Moliera wybrzmiewa współcześnie i daje tym samym pretekst do zastanowienia się nad fenomenem jego ponadczasowości po trzystu sześćdziesięciu latach od pierwszej prezentacji.

ORĘDZIE JONA FOSSEGO NA MIĘDZYNARODOWY DZIEŃ TEATRU 2024.
Sztuka to pokój
Każdy człowiek jest niepowtarzalny, a jednocześnie taki sam jak wszyscy inni ludzie. Niepowtarzalność jest zewnętrzna, można ją, rzecz jasna, dostrzec, ale w każdym człowieku istnieje coś wewnątrz, co należy wyłącznie do niego. Możemy to nazwać duszą albo duchem – albo nie musimy nazywać, tylko zostawić.
Ale jednocześnie, mimo różnic, jesteśmy sobie równi. Ludzie ze wszystkich części świata są fundamentalnie równi, niezależnie od języka, którym mówią, od koloru skóry i niezależnie od koloru włosów.

Może to swoisty paradoks, że jesteśmy jednocześnie równi i różni. Może człowiek jest paradoksalny w wyniku napięcia między ciałem a duchem, między tym, co najbardziej przyziemne i immanentne, a tym, co transcenduje owe materialne, przyziemne ograniczenia. Ale sztuka, dobra sztuka, w zadziwiający sposób potrafi łączyć to, co niepowtarzalne, z tym, co uniwersalne, ba, potrafi sprawić, by niepowtarzalne, ktoś mógłby powiedzieć „obce”, stało się powszechnie, uniwersalnie zrozumiałe. Tym samym sztuka rozsadza granice między językami, częściami świata, krajami. W ten sposób łączy nie tylko to, co cechuje każdego człowieka, ale również, w nieco innym znaczeniu, to, co cechuje grupy ludzi, na przykład narody.
Sztuka nie czyni tego poprzez ujednolicanie wszystkiego, przeciwnie, pokazuje różnice, ba, obcość. W każdej dobrej sztuce właśnie to, co obce, to, czego w pełni nie rozumiemy, a mimo to na swój sposób rozumiemy, co być może można nazwać enigmatycznym, co fascynuje, ba, co tworzy transcendencję, przekroczenie, jest tym, co wszelka sztuka musi w sobie mieć i do czego musi prowadzić.

Nie przychodzi mi do głowy lepszy sposób łączenia przeciwieństw niż sztuka. Właśnie ona jest przeciwieństwem gwałtownego konfliktu, który, co zbyt często widzimy, znajduje swoje ujście w destrukcyjnych próbach zniszczenia obcego, tego niepowtarzalnie innego, nierzadko poprzez wykorzystanie najbardziej bestialskich odkryć nowej technologii. Czy to będzie terroryzm, czy to będzie wojna.
Bo człowiek ma również swoją zwierzęcą stronę i kiedy napędza go instynkt, wtedy ten drugi, obcy, nie jest postrzegany jako ktoś fascynująco enigmatyczny, ale jako zagrożenie dla własnej egzystencji. Wtedy niepowtarzalność i uniwersalnie pojmowaną różnorodność zastępuje równość kolektywna i to, co inne, stanowi zagrożenie, które trzeba zniszczyć. To, co zewnętrznie inne, na przykład religia albo ideologia polityczna, stają się czymś, co trzeba zwalczyć i unicestwić.
Wojna to walka przeciwko temu, co w człowieku najgłębsze, wyjątkowe. I jest to zarazem walka przeciwko wszelkiej sztuce, przeciwko temu, co w sztuce najgłębsze.

Postanowiłem mówić o sztuce w ogóle, a nie wyłącznie o sztuce teatru, dlatego że w każdej dziedzinie sztuki, w każdej dobrej sztuce, w jej najgłębszej istocie, chodzi o to samo, chodzi o to, żeby to, co niepowtarzalne, osobliwe, stało się uniwersalne. Sztuka łączy niepowtarzalne z uniwersalnym w swoim wyrazie artystycznym. Nie poprzez usuwanie swoistości, tylko poprzez jej uwydatnianie, aby wyraźnie wybrzmiało to, co obce.
To proste. Wojna i sztuka to przeciwieństwa. Wojna i pokój to przeciwieństwa. Sztuka to pokój.
Jon Fosse

JON FOSSE – norweski pisarz, rocznik 1959, laureat Nagrody Nobla 2023 w dziedzinie literatury za „nowatorskie sztuki i prozę, które dają wyraz temu, co niewypowiedziane” – jak ogłosiła Szwedzka Akademia. Autor powieści, dramatów, poezji, książek dla dzieci, esejów. Pisze w języku nynorsk, na ten język także tłumaczy, przełożył m.in. utwory Federica Garcíi Lorki oraz Peer Gynta Ibsena, dramat napisany w drugim oficjalnym języku Norwegii – bokmålu. Utwory Fosse’go zgłębiają istotę kondycji ludzkiej, pisarz porusza tematy niepewności, lęku, miłości i straty, codziennego, niespiesznego ludzkiego doświadczenia obarczonego samotnością. Wiąże zakorzenienie w języku i naturze swojego norweskiego pochodzenia z wymiarem uniwersalnym. W twórczości dramatopisarskiej jest łączony z teatrem post-dramatycznym. Utwory Fossego zostały przełożone na ponad pięćdziesiąt języków, rozgłos przyniosły mu dramaty, które wystawiono na wielu scenach świata. Debiutował powieścią Raudt svart (Czerwone czarne, 1983), następnie wydał powieść Stengd gitar (Zamknięta gitara, 1985) oraz tom poezji Engel med Vatn i augene (Anioł z wodą w oczach, 1986). Jego pierwsza sztuka teatralna Og aldri skal vi skiljast (I nigdy się nie rozłączymy) wystawiona została w 1994 roku w Den Nationale Scene w Bergen. Na polskich scenach można było oglądać dramaty Fossego: Dziecko, Dziewczyna na kanapie, Imię, Ktoś tu przyjdzie, Letni dzień, Matka i dziecko, Noc śpiewa piosenki, Odwiedziny, Sen o jesieni, Zima. Przed Noblem pisarz był wielokrotnie nagradzany. Po polsku ukazały się do tej pory dwie pierwsze części Septologii: Drugie imię. Septologia 1–2.

A tak komentuje sytuację w polskim teatrze znany reżyser i publicysta, dyrektor i twórca Teatru Nie Teraz – Tomasz A. Żak – „Pomyślałem, że jest już tak źle z polską kulturą, z polskim teatrem, że może warto poważnie zażartować w ten czas pisania zwyczajowych orędzi na Międzynarodowy Dzień Teatru. Od lat karmią ludzi marksistowskim sianem, więc może teraz dajmy coś od „nacjonalisty” i „ultrakatolika”, a w ogóle od „białego człowieka”. Aha – jak to się mawia – wszelkie podobieństwo do ludzi, zdarzeń i tekstów jest oczywiście tylko przypadkowe.”
Mistrzów albo nam wybili międzynarodowi socjaliści z Moskwy, albo ci narodowi z Berlina. A jak nie wybili, to zmusili do emigracji. Ci, którzy przetrwali są skutecznie marginalizowani, ośmieszani i niszczeni. Nawet wtedy, gdy ich dorobek twórczy ma charakter wręcz podręcznikowy i dosłownie cały świat teatralny studiuje ich książki. Tacy ludzie jak przykładowo Kazimierz Braun czy Bohdan Urbankowski nie reprodukują klisz i konwencji narzuconych przez anytykulturę. Oni wciąż i z uporem prawdziwych rycerzy nie pozwalają zasypać źródeł prawdy, dobra i piękna. Praca tych artystów i wielu, wielu im podobnych nie ma dzisiaj wstępu do sal teatralnych okupowanych przez kulturowych marksistów.
W ten sposób, jak pod zaborami, jak za okupacji, polska kultura stała się undergroundowa, a niezmierzone zastępy ludzi wykluczono z możliwości uczestnictwa w kulturze wyższej. Dominuje rozrywka i to na najniższym poziomie. Nawet sceny o statusie narodowych preferują ofertę tak odległą od klasyki, którą z definicji powinny preferować, że ich repertuar przypomina raczej „tańce na rurze”. Bezmyślne naśladownictwo zgangrenowanego moralnie Zachodu stało się programem tych, którzy wyparli się rodzimej tradycji. I jak to klasyczni neofici, starają się być w tym, co najgorsze lepsi (czytaj: gorsi) od jakiegoś tam Paryża, Berlina czy Nowego Jorku.
Pozostaje nam jeszcze literatura. Nie wszystko umarło z Herbertem. Urodzili się nowi, którzy są „teraz Miasto”. Tworzą tak wspaniali Polacy jak Wojciech Wencel, Lusia Ogińska, Wiesław Helak czy Wacław Holewiński. Dobrych mamy przewodników w poezji, prozie, ale i w dramacie. Kiedy dziś myślę o coraz bardziej aktualnym przesłaniu objawień fatimskich, to przychodzą mi na myśl profetyczni pisarze, którzy już dziesiątki lat temu proroczo, ale i precyzyjnie opisali upadek europejskiej cywilizacji; upadek, który pogrąża nas w mroku totalitaryzmu, o jakim nawet nie śniło się Leninom, Stalinom albo i studentowi Sorbony, Pol Potowi. Mam na myśli prozaików i eseistów, takich jak: George Orwell, Jean Raspail, Oriana Fallaci czy Malachi Martin. Do grona tych literackich proroków można by również dzisiaj dołączyć Michela Houellbecqu.
To wszechogarniające poczucie nadchodzącego końca świata, ale w rozumieniu nie planety, ale odwiecznych relacji międzyludzkich, tego porządku Europy wpisanego od dwóch tysięcy lat w zbawczą rolę Krzyża Chrystusowego, jest dojmujące w dziełach przywołanych twórców. Takim zresztą jest również w przedstawieniu Teatru Nie Teraz pod tytułem – nomen omen – „Koniec świata”. Przedstawieniu, które przemilczano jak wiele dzieł reprezentujących tak zwaną prawą stronę mocy.
Prym w tym zakłamywaniu rzeczywistości wiodą te pozornie wszędobylskie media. Ich kultury opisywanie to cyniczna wybiórczość i planowa indoktrynacji. Funkcjonariusze tego globalnego Mordoru opisują więc to, co wcześniej zainspirowali ich protektorzy niemal już na wszystkich teatralnych scenach, które zdobyto w efekcie wiadomego „marszu na instytucje”. Normalny człowiek jest tym przerażony, czyje się też osaczony. Jeszcze nie ma przymusu chodzenia do teatru, ale w przypadku młodzieży szkolnej już niekoniecznie. Pozostaje kulturowa emigracja wewnętrzna. Wciąż nie musimy mieć w domu telewizora i wciąż możemy kliknięciem myszki dokonywać wyboru, choć to coraz trudniejsze. Ale miejmy świadomość, że im dłużej trwa to życie w getcie, tym trudniej dojrzeć to, co jest za bramą, za murem.
A właśnie wobec tego powinien istnieć teatr. To, co osłania „poprawność polityczna” teatr powinien opisywać, i to po to, aby to zmienić. Bo po to jest teatr, aby zmieniać świat, zmieniać na lepszy, Boży po prostu.
Niechaj więc teatr będzie dla nas przestrzenią spotkania i wolności słowa. Nawet, jeżeli będziemy zmuszeni robić to w ukryciu, to pamiętajmy, że teatr zawsze jest po stronie tych, którym odebrano głos, których wykluczono. Nie udawajmy, że nie widzimy i nie słyszymy, że najbardziej prześladowaną społecznością na świecie są dzisiaj chrześcijanie. Teatr nie rodzi się z komfortu, ale z prawdy. Szukając radykalizmu w sztuce, miejmy świadomość, że dzisiaj prawdziwie radykalna jest wiara w Boga w Trójcy Jedynego. Nie ma kompromisów w sprawach fundamentalnych wartości. Dostaliśmy od Boga dar największej możliwej wolności – wolną wolę. Bądźmy wiec wolni w teatrze.
Tomasz A. Żak
Przygotował Ryszard Zaprzałka
Zdjęcia – Artur Gawle