
czyli
MILCZĄCY BOHATER ZMIENIA ŚWIAT.
Drugi dzień pierwszego festiwalowego weekendu – sprawozdaje nasza specjalna korespondentka, krakowska dziennikarka Katarzyna Cetera, również obfitował w tańce hiszpańskie – takie jak fandango, seguidilla czy bolero. Były jednak również cygańskie, ale atutem okazał się także – a może przede wszystkim – taniec klasyczny o najwyższym poziomie techniki. A to za sprawą prezentowanego w ramach Sceny Otwartej przedstawienia tanecznego Opery Śląskiej, inspirowanego legendarną powieścią Miguela Cervanrtesa.

DON KICHOT – bo o tym spektaklu mowa – powrócił na deski Opery Śląskiej w Bytomiu w 2019 roku po szesnastu latach nieobecności – za sprawą wyjątkowej inscenizacji w choreografii Henryka Konwińskiego, choreografa, reżysera i tancerza, niegdyś wieloletniego solisty baletu Teatru im. Stanisława Moniuszki w Poznaniu, aktualnie kierownika zespołów baletowych zarówno Teatru Wielkiego w Poznaniu jak i Opery Śląskiej.

Libretto Mariusa Petipy według powieści Miguela Cervantesa nie jest może szczególnie wyszukane, nie przewiduje także pierwszoplanowości tytułowego bohatera. Oto błędny rycerz i jego wierny giermek Sancho Pansa, wędrują przez Hiszpanię. W jednej z wiosek spotykają parę zakochanych. Ubogi cyrulik Basilio (fenomenalny Douglas de Oliveira Ferreira) kocha co prawda piękną Kitri, ale dziewczyna ma już bogatego pretendenta do swojej ręki i… surowego ojca, dla którego ważne jest, aby córka wyszła za mąż za zamożnego kandydata. Basilio jednak liczy, że uda mu się zdobyć fortunę i w ten sposób zaskarbić łaski ojca ukochanej. Don Kichot, którego misją jest ratowanie świata, chce im oczywiście pomóc. Zwłaszcza, że widzi w Kitri swoją ukochaną, wymarzoną Dulcyneę…

Nie zmieniamy tekstu libretta ani miejsca akcji, ale obraz, który proponujemy jest inny, różni się od poprzednich. Porównując do premiery sprzed 16 lat należy podkreślić, że zupełnie nowa będzie np. scenografia – zdradził choreograf Henryk Konwiński przy okazji premiery, która odbyła się z okazji Międzynarodowego Dnia Tańca w kwietniu 2019 roku.

Na stosunkowo małej scenie (dla baletu scena Centrum Sztuki Mościce również nie jest zbyt obszerna w porównaniu z najznakomitszymi scenami świata) twórcom udało się zachować widowiskowy, optymistyczny nastrój baletu. Henryk Konwiński płynnie poprowadził narrację i doskonale wyreżyserował komiczne części spektaklu. Stworzył przy tym przejrzyste i dynamiczne układy choreograficzne składające się z tańców klasycznych i charakterystycznych – hiszpańskich oraz cygańskich. Fragmenty złożone z choreografii Mariusa Petipy z 1869 r. z pietyzmem opracowała Liliana Kowalska. Scenografia i kostiumy zaprojektowane przez Ireneusza Domagałę – choć lekko démodé – wpisały się w umowny charakter całości – czytamy w recenzjach premierowego spektaklu.

Bytomski DON KICHOT ma w sobie wiele humoru, a i przygody bohaterów stają się impulsem do prezentowania popisowych wariacji solowych, duetów i tańców zespołowych. Don Kichot – jak już wspomniałam – nie jest tu postacią centralną, przeciwnie, raczej snuje się po scenie niczym zjawa, natomiast na plan pierwszy wysuwają się tancerze. Taki milczący bohater – zdaniem krytyczki baletowej Magdaleny Mikrut Majeranek – jest wcieleniem wizji Cervantesa: Dzięki oszałamiającemu kostiumowi stworzonemu przez Ireneusza Domagałę to postać z pogranicza snu i jawy. Choć bierze udział w wydarzeniach rozgrywających się na scenie, to nieustannie buja w obłokach. Jest kwintesencją postaci wyłaniającej się z XVII-wiecznej powieści, która dodatkowo została wyposażona w przymioty bohatera romantycznego znanego z kart poematów Słowackiego i Mickiewicza skrzyżowanego z Werterem Goethego. W akcie drugim szlachcic z La Manchy przypomina nieco Blaszanego Drwala z „Czarnoksiężnika z Krainy Oz”. Walczy z wyimaginowanymi potworami, tocząc boje w snach. Jego wizje materializują się w postaci tańczących driad. To jedna z najbardziej onirycznych scen, w której zachowano klasyczne tutu. I choć to postać, która nie tańczy, balet bez niego nie miałby najmniejszego sensu. Należy do innego porządku, innego świata, który przenika się z realnym. – pisała recenzentka Polityki.

Ta klasyczna opowieść o miłości przełożona na język ruchu obfituje w wiele zabawnych zwrotów akcji. Mamy tutaj pozorowane samobójstwo, pojedynek z wyimaginowanymi potworami. Historia staje się pretekstem do zaprezentowania bogactwa hiszpańskiej kultury tanecznej oraz popisów członków zespołu baletowego – zarówno solowych, w duetach czy choreografiach zbiorowych. Jak na balet komiczny przystało, występuje tu komizm postaci i sytuacyjny. Obok elementów farsy, pantomimy, wprowadzono bohaterów, którzy bawią już samą obecnością. Należy do nich Sancho Pansa i bogacz, zalotnik Gamache, czyli zabawny, przerysowany rudzielec poruszający się zawsze w towarzystwie swojego miniaturowego klona.

Spektakl okazał się niezwykłą ucztą dla wszystkich naszych zmysłów. Na ten sukces składa się wirtuozerska muzyka, baśniowa scenografia i doskonały taniec, a przy tym zabawne i pełne humoru libretto. Realizatorom udało się stworzyć doskonale zatańczone i piękne wizualnie widowisko – pisze Joanna Brych, inna krytyczka.

Urzeka w nim nie tylko taniec, ale również baśniowo – surrealistyczna scenografia. Nierzeczywiste kolory, barwne stroje, surrealistyczne obrazy malowane przez światło – wszystko to sprawia, że poruszamy się po świecie wymyślonym przez śpiącego na jawie Rycerza Smętnego Oblicza. Dopiero w połączeniu z reżyserią świateł osiąga pełnię. Ireneusz Domagała jeszcze przed premierą zapowiadał, że oczaruje widzów – i chyba tak właśnie się stało, scenografia bowiem została dopracowana w najmniejszym szczególe. Każdy akt kryje w sobie mnóstwo niespodzianek.

Zachwycające są także kostiumy, przygotowano ich ponad sto! Domagale doskonale udało się oddać klimat cygańsko-dworskiej Hiszpanii. Jest tu i mistyczne drzewo, przywodzące na myśl drzewo życia – świętego Graala wielu kultur, którego owoce miały zapewniać nieśmiertelność – w tym wypadku nieśmiertelność dzieła w rozumieniu horacjańskiego exegi monumentum aere perennius. Najbardziej może efektownym elementem scenografii jest występujący w trzecim akcie sufit utkany z czerwonych róż. Niezwykle teatralny jest wielki finał, który – niczym niegasnący powidok – na zawsze pozostanie w pamięci wielu widzów. Po honorowym pojedynku Don Kichot zmusza natrętnego Gamacha do rezygnacji z ręki Kitri, a kiedy wypełnia swą misję, łączy dwoje zakochanych i odchodzi w stronę zachodzącego słońca. Ten zabieg scenograficzny sprawa, że bohater przypomina nieco komiksowego kowboja, który pewnie kroczy przed siebie, a reżyseria świateł sprawia, że przemienia się w bohatera kreskówki utrwalonego na kartach historii na zawsze – utrzymuje krytyczka.

Premierowa odsłona baletu miała miejsce 14 grudnia 1869 roku w moskiewskim Teatrze Bolszoj, jednakże polska publiczność zobaczyła taneczną wersję przygód Rycerza Smętnego Oblicza dopiero 95 lat później. Powoli, acz zdecydowanie dzieło to wchodziło do światowego kanonu, a dziś jest jednym z najchętniej wystawianych baletów.

Balet Opery Śląskiej, tworzony przez międzynarodowy zespół w pełni zasłużył na wielominutowe owacje na stojąco podczas festiwalu Scena Otwarta. Oczywiście zdarzały się drobne potknięcia – nieudane skoki, czy nawet upadek tancerza, ale trwające ponad dwie i pół godziny wysiłek fizyczny daje o sobie znać w każdej dziedzinie sztuki.
W przyszły weekend kolejna odsłona festiwalu Scena Otwarta – niech tarnowskie Święto Tańca nigdy się nie kończy!
Katarzyna Cetera
Zdjęcia – organizatorzy (Przemysław Sroka)