
czyli
37. ULICA FESTIVAL
Na cały upalny weekend – od piątku do niedzieli – krakowskie plenery stały się wielką teatralną sceną – relacjonuje nasza krakowska korespondentka Katarzyna Cetera, na której swoje spektakle prezentowali artyści teatrów ulicznych. W ciągu trzech dni, od 5 do 7 lipca, publiczność obejrzała ponad 140 spektakli – a wszystko to absolutnie bezpłatnie. ULICA Festival – bo o nim mowa – to międzynarodowy festiwal teatrów ulicznych. Organizowany jest w Krakowie od 1987 roku przez Teatr KTO. Od początku istnienia dyrektorem artystycznym tego monumentalnego przedsięwzięcia jest Jerzy Zoń.

ULICA Festival jest jednym z najstarszych tego typu festiwali w Europie Środkowej. Podczas wydarzenia prezentowane są monumentalne widowiska, spektakle teatralne, happeningi, klaunady, pokazy marionetkowe, fireshow oraz wiele innych wydarzeń. Ten festiwal to flagowe wydarzenie województwa małopolskiego, rozpoznawalne na całym świecie. Rokrocznie gości ponad 180 artystów z całego świata oraz ściąga dziesiątki tysięcy mieszkańców i turystów. Ambicją festiwalu jest prezentowanie najnowszych nurtów w światowej sztuce teatru ulicznego, ale zarówno dzieci i jak i dorośli widzowie znaleźli tu coś dla siebie.

Scenami dla zapierających dech w piersi spektakli festiwalowych stały się krakowskie place i rynki miasta: Rynek Główny od strony Wieży Ratuszowej i od strony kościoła św. Wojciecha, Mały Rynek, gdzie od rana do wieczora będą wystawiane spektakle dla najmłodszej publiczności, plac Jana Nowaka-Jeziorańskiego (przy Galerii Krakowskiej), ogród Dworku Białoprądnickiego, Rynek Podgórski, ogród Teatru KTO oraz Fabryczna 13.

ULICA Festival jest niewątpliwie największym tego typu festiwalem teatralnym w naszej części kontynentu. Większość przedstawień odbywa się w otwartej przestrzeni na jednej z największych scen w Europie – krakowskim Rynku. Ale ULICA wychodzi także poza Kraków. Angażujemy małe ośrodki miejskie położone wokół krakowskiej metropolii, takie jak Tarnów, Limanowa i Niepołomice. Jedziemy też na północ Polski, do Ełku i w stronę zachodu – do Konina. Lato to zatem czas, kiedy teatr uliczny – teatr przepiękny, bajkowy– gości na placach naszych miast. Zapraszamy do Krakowa zawsze w pierwszy weekend lipca – zachęcał Jerzy Zoń, dyrektor Teatru KTO oraz dyrektor artystyczny ULICA Festival.

Pokazy akrobatycznych umiejętności to nieodłączny element Festiwalu Teatrów Ulicznych, ale podczas 37. ULICY na widzów czekało sporo teatru tańca i performansu, zarówno z rodzimej sceny, jak i zza granicy. Na festiwalu nie zabrakło akrobatów, cyrkowców i żonglerów. Na szczególną uwagę zasłużył m.in. belgijski zespół Lyapunov. W znakomitym spektaklu SKY EXPLORER akrobata przeszedł na linie nad Rynkiem Głównym, rozpoczynając od Wieży Ratuszowej. To przedstawienie stanowi opowieść o badaczu nieba a realizowane jest przy akompaniamencie muzyki wykonywanej na żywo na niezwykłym, unikalnym instrumencie skyolin wynalezionym i zaprojektowanym wspólnie przez muzyka i linoskoczka.

Podczas ULICY gościliśmy również koreański zespół FORCE oraz niezwykły duet Anę Jordão i Vincenta Kollara uprawiających cyrkową sztukę hair-hangingu (artystka wykonuje działania zawieszona na włosach).
W zapowiedzi festiwalu czytamy: Gdyby na uliczne festiwale Teatru KTO spojrzeć z lotu drona – widok przypomniałby dzieła Bruegla. Oto monstrualna scena Rynku Głównego, oto dekoracje: Sukiennice, kamienice, Wieża Ratuszowa, pomnik Mickiewicza, kościół św. Wojciecha. I gęste grupy postaci, w kilku punktach monstrualnej sceny znieruchomiałe wokół postaci, które dokazują. Ktoś na szczudłach chodzi, ktoś tańczy, ktoś śpiewa, jest akrobata na linie, człowiek-guma i brzuchomówca, jest śmieszny karzeł o białej twarzy i z czerwoną piłeczką na nosie, i piechur, co po schodach idzie bez schodów, i żongler, i kapelusz z królikiem na dnie. A jeden facet kopnął drugiego w łydkę i udaje, że to nie on, tylko tamten łysy z wąsem, co stoi wśród gapiów, głupio się uśmiecha i bije brawo… No właśnie. Kto kopnął? Kto gra, a kto nie gra? Gdzie iluzja, gdzie prawda? Jeśli pewien blady nieszczęśnik także w tym roku, jak w zeszłym, obejmie drzewo i będzie, płacząc z rozpaczy, tłukł głową w pień, gdyż po wyjściu z delikatesów upuścił reklamówkę z flaszką gorzałki – niby jak ustalisz, bywalcu ulicznego festiwalu, czy to jest scenka ze spektaklu, czy scenka z ciężkiego życia?

Ale po co w ogóle mamy to rozstrzygać? Nie musimy przecież kurczowo trzymać się starego, racjonalnego podziału naprawdę i iluzję. Na plakacie – portrecie kolosalnego zamarłego spektaklu ulepionego z mrowia małych seansów – widnieje hasło tegorocznej edycji festiwalu: WSZYSTKO JEST TEATREM: Nikt nie posiada wyobraźni Bruegla, to oczywiste. Ale przecież każdy ma jakąś. Wystarczy ją zbudzić i nie przyjmować dookolnego świata z dobrodziejstwem płaskich oczywistości, topornych podziałów na jawę i sen. Wtedy zdarzyć się może, że gdy spytasz handlującą obwarzankami babinę w chustce, po ile te z solą – Lady Makbet odpowie ci z głębi czasu: po dwa pięćdziesiąt [no, dziś już po 3 albo i 3,50 – komentarz mój KC]. Ale też nie popełnisz błędu, wsuwając pobladłemu z rozpaczy nieszczęśnikowi w łapę pięć dych. Niech zmartwychwstanie, jak sobie wymarzył o świcie, tuż po saharyjsko suchym przebudzeniu.

Tarnowski „odprysk” 37. Ulicy – szumnie reklamowany jako dwudniowe święto teatrów ulicznych – wystartował – podobnie jak jego krakowski matecznik -w piątek. Impreza była nagłośniona w taki sposób, aby tarnowianie mieli wrażenie, że jest to impreza tarnowska – mam wrażenie, że to działanie celowe. Niestety – w naszym mieście od lat nie ma pieniędzy na organizację takich wydarzeń, a miasto promować czymś chce się. Trzeba więc się uciec do iluzji.

Jako pierwszy wystąpił przed zgromadzoną na rynku publicznością Teatr Barnaby, czyli świetny Marcin Marzec i jego jednoosobowy teatr lalkowy z Gdańska. O godz. 16 można było zobaczyć spektakl PIECUCH WSPANIAŁY – historię jednego z trzech synów starego króla, który chciał udowodnić ojcu, że jest wartościowym człowiekiem i że „coś z niego będzie”. Bohater wyruszył więc na podbój świata na czarodziejskim koniu z zaczarowaną szablą przy boku, która pokona każdego potwora. Później na również na płycie rynku pojawiło się Moravské divadlo Olomouc, czyli teatr z Czech. W tej samej lokalizacji zaprezentował się też La Belle Ecole. Grupę powołało do życia dwóch artystów: Hugo Miro oraz Samuel Penhastro, którzy wystąpili z przedstawieniem CARICATOS. To nastawiony na komunikację z publicznością lekki i subtelny spektakl, który czerpie z dziedzictwa wielkich klaunów i klasyków kina niemego – od Bustera Keatona po Billa Irwina. Przyjmuje formę zaimprowizowanego pojedynku dwóch postaci, których jedyną bronią są gesty. Blisko godzina absurdalnych sytuacji, efektów wizualnych i szalonych momentów, w której dominuje animacja przedmiotów połączona z pantomim, wzbogacona rozmaitymi technikami cyrkowymi – można było przeczytać w zapowiedzi festiwalu.

Ostatni tego dnia spektakl AFFETTO D’AMORE przygotował Mr Mustache, czyli Franco di Bernardino z Włoch. Mr Mustache to postać komediowa, której przyświeca jeden cel: odnaleźć miłość. Chciałby być zuchem, ale i tak zawsze okazuje się niezdarą. Pragnie być jak Casanova, lecz wszystko, co łączy go z Casanovą, to czerwona róża i wygląd w stylu vintage. Bez słów opowiada toczącą się w szybkim tempie historię miłosną, pełną nieprzewidzianych zdarzeń, śmiesznych pomyłek i niezręcznych prób wyjścia z kłopotów.

Z kolei sobotnie spektakle o godzinie 18 zainaugurowała grupa Directie & CO z show PLAY CROWD. Spektakl bawi się koncepcją, że przypadkowe zetknięcie z nieznajomym w anonimowej masie ludzkiej może wpływać na nasze poczucie szczęścia i więzi społeczne. Każdy, kto zechciał zagrać w tę swoistą grę otrzymał słuchawki, w których można było usłyszeć głos szepczący instrukcje: Stańcie blisko siebie. Jesteście teraz tak blisko, że możecie poczuć wzajemne zapachy i ciepło swoich ciał. Za chwilę weźmiecie udział w choreografii, której nigdy wcześniej nie tańczyliście. O godz. 19 przenieśliśmy się na ulicę Wałową 25. Przy Multimedialnym Centrum Artystycznym wystąpił „cygański marionetkarz” – The Gypsy Marionettist – z Bośni. Sznurki się naciągają, a na twarzach widzów pojawiają się uśmiechy, kiedy kolejne marionetki – ręcznie rzeźbione i inspirowane postaciami członków rodziny artysty – tworzą kolejny obraz, każdy w innym klimacie. Podczas symbolicznej i zabawnej opowieści o brawurowej podróży z byłej Jugosławii do Niemiec i Włoch sznurek po sznurku rozwijają się rodzinne relacje i pojawiają się fantastyczni bohaterowie: natrętny i zapalczywy Szkielet, słodki i żarłoczny Tygrys, tajemnicza Orientalna Tancerka wykonująca taniec brzucha i wielu innych.

Następne przedstawienie tego dnia należało do holenderskiej grupy Man in Pak Producties. Młodzi aktorzy w garniturach specjalizują się w interaktywnych spektaklach ulicznych. W Tarnowie zaprezentowali GOLCONDĘ (Spadanie). Oto czterech mężczyzn ożywia legendarny obraz belgijskiego surrealisty René Magritte’a w poruszającym i magicznym przedstawieniu muzycznym. Granica pomiędzy indywidualnością a działaniem zespołowym zaciera się. Wszystkie postacie mają te same rysy twarzy, są tak samo ubrane i zmierzają w tym samym kierunku, przez co patrzymy na nie jak na grupę. Jednak, gdy przyjrzymy się tym mężczyznom z osobna, dostrzeżemy, że każdy z nich jest wyjątkowy. Show odbyło się ponownie na tarnowskim Rynku.

Na zakończenie tarnowskiej odsłony festiwalu ze spektaklem KLASA wystąpił Teatr Snów – klasyk polskiego teatru ulicznego. To opowieść o starym człowieku, który wraca do szkoły. Chce spotkać kolegów, przeżyć ponownie tamten czas. Ale chyba żyje za długo, bo w klasie i całej szkole panują pustki. Zasiada w ławce jak kiedyś i wchodzi w świat między realnością a fantazją. Wywołuje z pamięci koleżanki i kolegów, wydarzenia, które najbardziej utkwiły mu w pamięci, magiczne sceny i obrazy wykreowane w wyobraźni, które mają ubarwić jego wspomnienia. Spektakl był inspirowany opowiadaniami Brunona Schulza.

W krakowskiej odsłonie festiwalu na uwagę zasługuje także Pjoter ze swoim performansem zatytułowanym ZJADACZ GRZECHÓW, Teatr Pinezka, ale przede wszystkim gospodarze. ŚLEPCY Jerzego Zonia to monumentalne widowisko plenerowe inspirowane jest bestselerem portugalskiego noblisty José Saramago. Za niezwykle efektowną teatralną – a przecież wstrząsającą – inscenizacją ukrywa się wiwisekcja społecznych relacji w sytuacji skrajnej: epidemii, masowej histerii, przymusowej izolacji, odebranego zmysłu, brnięcia przez mrok strasznych ludzkich zachowań. Pozawerbalny charakter przedstawienia Teatru KTO sprawia, że jest ono czytelne także dla widzów nieznających języka polskiego. ŚLEPCY to obraz pełny brutalności. Traktuje o upadku jednostki i jej bezradności wobec masy, w której zanika współczucie i szacunek wobec drugiego człowieka. Spektakl był prezentowany dotychczas ponad 100 razy na 50 festiwalach na całym świecie, m.in. w Korei Południowej, Iranie, Meksyku, Kolumbii, Hiszpanii, Portugalii, Austrii, Niemczech, Szkocji, Belgii, Rosji, Czechach, Rumunii, Ukrainie i Kostaryce.

Duże wrażenie zrobił na mnie również pokaz tańca wertykalnego, który odbył się na… ścianie wieży ratuszowej krakowskiego Rynku. FINALE (Finał) – to dzieło tańca klasycznego, które wykorzystuje architekturę jako wsparcie dla ruchu tancerzy. Spektakl portugalskiego duetu Delrevés company tworzy dla klasycznego baletu – zespół wykorzystuje fragmenty dzieł tak rozpoznawalnych dla publiczności: Jezioro łabędzie, Dziadek do orzechów czy Giselle – nowy kontekst właśnie z uwagi na przestrzeń, w której prezentowane są widowiska: w Krakowie była to fasada wieży ratuszowej, w innych miastach bywają mury kamienic czy w sceneria wsi. Saioa Fernández i Sheila Ferrer utworzyły zespół tańca wertykalnego w Barcelonie w 2007 roku. Na przestrzeni 17 lat działalności zespół prezentował spektakle na czterech z pięciu kontynentów i zdobył międzynarodową renomę.

No cóż, kolejni teatralni „ulicznicy” pojawią się w Krakowie – a może i w Tarnowie – dopiero za rok!
Katarzyna Cetera
Zdjęcia – organizatorzy