
Czy to boli leżeć w sercu Polski
jak pod łąką skoszoną na lato
czy to boli ostatnim skinieniem
błogosławić oprawcom i katom
Anna Kamieńska „Przy grobie Księdza Jerzego Popiełuszki”.

„Staliśmy się bowiem widowiskiem światu, aniołom i ludziom, (…) Błogosławimy, gdy nam złorzeczą, znosimy, gdy nas prześladują; dobrym słowem odpowiadamy, gdy nas spotwarzają. Staliśmy się jakby śmieciem tego świata i odrazą dla wszystkich aż do tej chwili… Nie mogłem oprzeć się pokusie przywołanie tego fragmentu Pierwszego Listu do Koryntian” (4,9-13), wciąż aktualnego i doskonale wkomponowującego się w przekaz spektaklu Teatru Nie Teraz „Pokonać piekło” w reżyserii Tomasza A. Żaka. Patronuje on też tej recenzji z przedpremierowego pokazu „widowiska”, w którym miałem przywilej uczestniczyć w dniu 6 września 2022 roku w Ośrodku Praktyk Artystycznych „Dom Ludowy” w Maszkienicach.
Oglądając spektakl często zapominamy o jego wieloaspektowości, o tym, że angażuje on wszystkie zmysły i rozbudza wyobraźnię. Nie uświadamiamy sobie, że jesteśmy w teatrze, w lustrze świata, albo też – w jego krzywym zwierciadle. Od wczesnych początków chrześcijaństwo posługuje się metaforą „świata jako spektaklu (…) Obraz upadłych aniołów, czy grzesznika to spektakl (…) Przede wszystkim jednak powraca obraz męczeństwa i prześladowania chrześcijan jako widowiska (…) Widownia ma partycypować – tę myśl rozwijają Ojcowie Kościoła. Widowisko (…) wymaga komunii, uczestnictwa, nie tylko biernej percepcji” – stwierdza Irena Sławińska. Spektakl „Pokonać Piekło” dziwnie znajomo koresponduję z koncepcją Ojców Kościoła. I oczywiście z kodem kulturowo – ideowym inscenizatora spektaklu, Tomasza A. Żaka. Barierą do wspomnianego wyżej uczestnictwa może się okazać z kolei kod ideologiczny odbiorcy. Bo wchodząc do teatru nikt nie zostawia swojej duszy w szatni. Wchodzi z tym Bożym „instrumentem”, który może być wewnętrzne nastrojony lub rozstrojony. Nie chcę rozbudowywać tej analogii, bo w jakimś sensie można ją ostatecznie zripostować Mickiewiczowską ekskuzą: „Taki wieszcz, jaki słuchacz”. Nie sugeruję też tym stwierdzeniem pytania o IQ widza, a przeciwnie: o „rzeczy zakryte przed mądrymi i roztropnymi”, które „objawione” mogą być każdemu, również „prostaczkom” ( vide Mt 11,25).

Przykładowo, jakie odczucia wzbudzi w duszy uczestnika spektaklu widok mrocznej „nagiej sceny”? Czy stukanie, które usłyszy, będzie jakimś znakiem, czy muzyka, przejmująca jak wycie wilka i zarazem łagodna jak anielskie pienia nastroi widza na misteryjny diapazon? Czy zaczynające wszystko pytanie św. Andrzeja Boboli: „Jak długo można na księdza czekać”?, odbierze jako zdawkowe, czy też nada mu inną funkcję niż fatyczna? I czy odpowiedź błogosławionego księdza Jerzego: „Trudno było się wyrwać”, to jakaś ironia, sarkazm, ukryta aluzja, groteskowa wypowiedź, łącząca w sobie tragizm i komizm? A kamyki grzechów…? Czy może to worek kamieni przywiązany sznurem do rąk i nóg i przewleczony przez szyję? To tylko pierwsze minuty. Tak więc pozorna prostota, niezbyt wysublimowany teologicznie dialog i uboga scenografia okazują się być sztafażem, stylizacją dokonaną – jak widać – z reżyserską premedytacją.
To formacja duchowa człowieka określa go też jako widza. Intelekt zdekonstruowany ideologicznie pozostanie głuchy i ślepy na czytelne aluzje. Serce i wyobraźnię zasłonią mu kalki znaczeniowe, pejoratywne epitety typu: klerykalizm, ciemnogród, faszyzm itp. Nie mówiąc już o „komunii”…
Podobnie gra aktorska: mało ekspresyjna, pozbawiona mimicznych „konwulsji”, heroicznych gestów. To ogołocenie się z „aktorstwa”, zachowanie dystansu, subtelność gestów, wygląda na liturgiczną finezję, na sprawowanie obrzędu.

Oto święty Andrzej Bobola – kapłan katolicki, jezuita, „duszochwat” i – jak niektórzy mówią – autor tekstu ślubów lwowskich króla Jana Kazimierza. Tę postać kreuje Andrzej Król. W jego aktorstwie daje się odczuć jakąś wewnętrzną moc. Spod maski jowialności wyziera sangwiniczna porywczość. Jego rola daje interesującą próbkę polskiej mentalności szlacheckiej, udatnie odzianej w habit zakonnika. Patriotyzm jest jakby owinięty szkaplerzem pobożności maryjnej, gdy zaczyna intonować Akatyst ku czci Bogurodzicy. Płynność, dynamika w wypowiadaniu kwestii. Świetna dykcja, niezachwiana aktorska pewność gestu. Wydaje się, że bardziej niż na historycznej postaci Boboli, aktor skupia się na obrazie jego „Ducha”.
Może być i tak, że Tomasz A. Żak nawiązując aluzyjnie – w gęstej i mrocznej atmosferze – do „obrządku Dziadów”, widzi św. Andrzeja Bobolę w roli „guślarza” i gospodarza , który „przywołuje”, zaprasza błogosławionego księdza Jerzego Popiełuszkę do siebie. Duch księdza Jerzego prosi o coś do picia, jakby odpowiadał na zaproszenie: „Wstępujcie w święty przybytek /Jest jałmużna Są pacierze / I jedzenie i napitek”. Oczywiście to „Dziady” odczytane à rebours, od „tamtej strony” Kościoła Triumfującego. A św. Andrzej Bobola to cicerone błogosławionego księdza Jerzego po kręgach piekła. Patronuje jego męczeństwu stojąc przy pręgierzu.

A jakże odmienny w swej charakterystyce jest błogosławiony ksiądz Jerzy Popiełuszko, w którego postać wcielił się Maciej Małysa. Świetnie prezentujący się w czarnej sutannie, która dodatkowo wydłuża jego smukłą sylwetkę. Jakby mistyczną, jak z obrazu El Greca. Męski trencz, prochowiec, dodaje duchownemu elegancji. Właściwie nie musi ogrywać postaci, wystarczy ściągnąć płaszcz i przewiesić na przedramieniu, by gest zmienił się w homilię. To jest właśnie tajemnica sceny. Wzruszająca interpretacja tekstów modlitw i kazań księdza Jerzego: „Wszechmocny Boże, Ojców naszych Panie!” Fragment z „Psalmów przyszłości” Zygmunta Krasińskiego z mocnym akcentem na: „Czekać przybycia dzikich, nagłych gości”, brzmią jak przepowiednia. Ewidentnie jest to kreacja odtwarzająca sylwetkę i portret psychiczny Błogosławionego i to z pewną nawet subtelną nadwyżką. Ale jak zagrać po męczeńskiej, heroicznej śmierci postać bohatera, którego matka mówi o sobie: „Ja jestem ból do samego nieba”?
Przechodząc do „języka teatru”, kulturowego szyfru, w którym reżyser komunikuje się z widzem, należałoby stwierdzić, że niejednokrotnie domaga się – zwłaszcza od recenzenta – żmudnej kryptoanalizy. Czułem intuicyjnie, że nie uda mi się zinterpretować tego spektaklu bez założenia, że za jego „kulisami” istnieje drugi teatr, niewidzialny, uobecniany mentalnie w wyobraźni widza.
Spójrzmy dokładniej na scenę: Ascetyczna, klasztorna cela, która zdaje się być salą tortur. Nierealny, mroczny, oniryczny duchowy Rzym, Watykan… w jakimś nie tu… i nie teraz… Klasyczną jedność czasu, miejsca i akcji znosi wyższa jedność: Kościoła jako komunii świętych, „świętych obcowania” (łac. communio sanctorum). Polska na planie krzyża: Horyzontalna linii czasu i przestrzeni, którą symbolizuje pozioma belka krzyża (patibulum). Zapoczątkowuje ją Chrzest Polski i biegnie ku nieznanej nam przyszłość. A „nie teraz” to duchowa pielgrzymka Narodu – linia wertykalna, belka pionowa (stipes) wbita w scenę, łącząca sprawy boskie, niebieskie z ziemskimi i podziemnymi.

Te skojarzenia przywołuje fenomenalna w swojej prostocie scenografia, która otwiera drzwi na wielorakie pola semantyczne: religijne, patriotyczne, polityczne. Drewniany pręgierz, zwany piłatem; odsyła nas do „kolumny biczowania”, symbolu infamii, kaźni, poniżenia i zniewolenia. Oczywiście – również do obrazu z filmu „Pasja” Mela Gibsona. Zarówno do axis mundi, miejsca – gdzie zatrzymuje się czas, i do Drzewa Życia, i do Krzyża. A w kodzie literackim do hasła: „Polska Chrystusem narodów”, tej proroczej, wieszczej intuicji, którą słudzy szatana chcą dzisiaj ośmieszyć również na deskach teatrów. A w tym spektaklu ta scenografia odsyła nas przede wszystkim – i to w sensie religijnym – do męczeństwa, jako daru z siebie. Męczeństwo świętego Andrzeja i błogosławionego Jerzego to współcierpienie z ukrzyżowanym Jezusem Chrystusem. Wstąpienie do piekła na ziemi, by piekło pokonać i zmartwychwstać. „Bo dla nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka, uczynił go obrazem swej własnej wieczności” (M dr 2, 23). To wybraństwo było zastępczym cierpieniem za Naród. Mogli wybrać życie, wybrali męczeństwo za Prawdę i Ojczyznę, wpisując się w korowód polskiej martyrologii, by pokonać piekło.
Czy jest to z mojej strony nadinterpretacja? Brak werbalnych odniesień do mesjanizmu paradoksalnie staje się w spektaklu wyższą formą jego obecności w niemym „piłacie”, kolumnie męczeństwa. Milczący rekwizyt z żelaznymi kunami, obręczami , to świadek martyrologii Polskiego Narodu. To on (gr. martys) przy pierwszym spojrzeniu na scenę przeniósł mnie do niewidzialnego, metafizycznego teatru, do celi księdza Piotra z III części „Dziadów”.
Ten efekt rozdwojenia rzeczywistości scenicznej krytyk teatralny tłumaczyłby świadomym lub intuicyjnym wykorzystaniem przez reżysera przemyśleń Jerzego Grotowskiego czy Petera Brooka, streszczających się w hasłach: „teatr ubogi” i „naga scena”. Minimalizm, odrzucenie wszystkiego, co zbędne, by stworzyć strukturę otwartą i dać odbiorcy pole do interpretacji. Zainicjować w widzu proces współtworzenia. Przypadkowe podobieństwa do scenografii „Księcia niezłomnego”, reżyserowanego przez Grotowskiego, wynikają z koncepcji „ogołocenia” sceny. „Naga scena” pozostanie nagą niezależnie od granego spektaklu. O wiele ważniejsze jest pytanie, do czego, do jakiego meta-teatru odsyła widza stworzona struktura otwarta. I tutaj spektakl Teatru Nie Teraz, o tak irytującym tytule – „Pokonać piekło”, stwarza okazję (nomen omen) do spektakularnego agonu. Jest bowiem laboratoryjnym przykładem do skonfrontowania ze sobą dwóch teatralnych meta-światów, które spektakl może przywołać do życia i do których musi się odwołać. Do świata duchowego, do Transcendencji.

Nie można mieć „dialektycznego stosunku do sacrum”. Ewentualnie, by nie mieć wątpliwości, warto zapytać o jakim rodzaju sacrum mówimy. Albo teatr służy Bogu albo mamonie (aram. ma`mon – zysk, bogactwo), czyli demonowi. Ten wybór ma zasadnicze znaczenie dla sztuki. Albo tworzymy teatr prawdziwy, albo produkt teatro-podobny, parodiujący, przedrzeźniający i fałszujący oryginał. Błyszczący odbitym światłem. Powołany do istnienia tylko przez negację. „Ogołocenie” może być diabolicznym kontemplowaniem „pustki” i nie mieć nic wspólnego z kenozą na wzór Chrystusa. „Mistyka” Grotowskiego ma swe źródło w gnozie, czyli w herezjach. Hinduizm, joga to egzotyczne dodatki. To ćwiczenia demonicznej proweniencji poszerzające egotyzm. Całkowite zaprzeczenie duchowości ignacjańskiej. A tutaj, w spektaklu T. A. Żaka, staje temu naprzeciw fragment modlitwy Boboli wyjęty wprost z „Ćwiczeń duchowych” św. Ignacego Loyoli i potwierdza, że żadna joga, czy inne „mistyczne” wygibasy nie są w stanie nikogo zbawić, a tym bardziej pokonać piekło.
Ludzie – zwłaszcza ludzie teatru – jakby zapomnieli, że szatan jest duchem; brzydzi go ciało, a zachwyca „duchowość”. Zwłaszcza „laicki rytuał”, czy „laicka religia”, bo „laicki” to eufemizm przymiotnika „diabelski”. Pisze prof. Zbigniew Majchrowski: „celem Grotowskiego nie była reforma teatru, lecz przemiana człowieka. Podobnie jak Mickiewicz, Grotowski szukał w sztuce teatru nowej antropologii, by ostatecznie porzucić sztukę”. Typowa zamiana teologii na antropologię. Antropologia staje się teologią człowieka, a teologia antropologią Boga. Profesor apoteozuje Grotowskiego, a z Mickiewicza robi Oskara Kolberga, by jego katolicyzm obrócić w pogańską „misteryjność”. Co do Grotowskiego, całkowita zgoda. Jego celem była przemiana człowieka, stworzenie nowego służącego demonom. Innymi metodami uprawiali tą samą sztukę Lenin, Stalin, i reżyser pogańskich inscenizacji, Hitler.

Kto nie czuje ortodoksji w teatrze zawsze wpadnie w obsceniczną herezję wmawiając widzom, że via negativa – drogą zaprzeczenia powiedzie ich ku zbawieniu. Najlepszą drogą do spotkania z Bogiem jest, jak twierdzą, nawet nie profanacja a bluźnierstwo. Nihil novi sub sole. Już Jan Chryzostom ostrzegał: „Mój synu, wolnym nie wypada chodzić do teatru – te widowiska są dobre dla niewolników, gdzie występują obnażone kobiety i gdzie się prowadzi bezwstydne rozmowy. Wiedz, że gdyby tam nic się nie słyszało i nie widziało nic nieprzyzwoitego, można by tam pójść”. Ortodoksja jest zbawienna, bo chroni reżysera przed teatralnym hochsztaplerstwem w rodzaju „Apocalypsis cum figuris” Teatru Laboratorium Grotowskiego. Cały ten „chwyt teatralny” polega na parodii i profanacji, Wszystko jest wtórne jak w „czarnej mszy”. Nagroda od szatana za profanacje i bluźnierstwa to światowa sława. To tylko przykład, bo przecież wielu doktorów Faustusów powiedzieć by mogło: „my wszyscy z niego”.
To co zostało napisane powyżej tylko pozornie odbiega od tematu recenzji. Świat wielkiej i małej polityka, to właśnie taki fałszywy spektakl. Męczeńska śmierć św. Andrzeja Boboli nie była przypadkowa. Uwikłany w tą męczeńską śmierć jest tak protestantyzm, jak i prawosławie, a w tle wielka polityka. Śmierć błogosławionego księdza Jerzego do tej pary jest niewyjaśniona. Urzędnicy Piekieł znają się na sprawach duchowych jak nikt z ludzi. To mistrzowie teologii. Na fali teatralnej duchowości niejedno przedstawienie popłynęło w stronę piekła.
W spektaklu „Pokonać piekło” padają słowa: „Kielich ofiarny” i „Golgota”. To wszystko co można przeciwstawić Piekłu oprócz pokory i skruchy. Modny dyskurs, dzielenie włosa na czworo, dwuznaczności – to dialektyka diabła. Pierwsi chrześcijanie dobrze wiedzieli, że w pogańskich świątyniach nie mieszkają jakieś kamienne, złote, czy miedziane posągi bogów, ale że tam zamieszkują prawdziwe demony. Dziś niektóre teatry stały się świątyniami demonów: Na scenach odprawia się „czarne msze”, a w przybudówkach trenuje się adeptów sztuk walki z Kościołem Katolickim, jedynym prawdziwym wrogiem szatana. Tak powrót do pogaństwa nazywając powrotem do źródeł.

Teatr Nie Teraz w spektaklu „Pokonać piekło” na przykładzie św. ojca Andrzeja Boboli i błogosławionego księdza Jerzego Popiełuszkę przedstawił archetypiczną sytuację egzystencjalną człowieka i dramatu, która jest ukazana w scenie Chrystusa przed Piłatem (przytoczę tutaj R. Schneidera: „Prawda i jej wyznawcy muszą ponieść ofiarę, muszą przyjąć krzyż i śmierć”). Szczerze polecając spektakl, mogę stwierdzić, że taki Teatr, i taka Sztuka, i taka Muzyka mogą być szkołą „sztuk walki” z Piekłem.
Jan Maniak
Zdjęcia: IPN 0/Białystok i Aleksandra Żak /TNT/
Teatr Nie Teraz, „Pokonać piekło”. Scenariusz, scenografia i reżyseria: TOMASZ ANTONI ŻAK; Aktorzy: ANDRZEJ KRÓL jako Ojciec Andrzej Bobola i MACIEJ MAŁYSA jako ks. Jerzy Popiełuszko; Muzyka: JÓZEF KANIOWSKI; Konsultacje plastyczne: JERZY DUDA; Technika: RYSZARD ZAPRZAŁKA. Pokazy premierowe: 11 września 2022 w Suchowoli i 16 września 2022 w Strachocinie.