
Nakładem włoskiego wydawnictwa „Piemme” ukazała się książka „Tylko prawda. Moje życie u boku Benedykta XVI” abp. Georga Gänsweina.
Zawiera mnóstwo imion, nazwisk, dokładnych faktów, rozmów, mejli, listów, oświadczeń i innych dokumentów, które przeszły przez ręce długoletniego sekretarza osobistego zmarłego niedawno papieża seniora. Współautorem książki jest włoski watykanista Saverio Gaeta. Pochodzący z Badenii-Wirtembergii 66-letni arcybiskup nie tylko ujawnia w swej książce liczne nieznane dotychczas szerzej wydarzenia z życia Benedykta XVI, m.in. dotyczące jego stosunków z Franciszkiem, ale też sam w nich uczestniczy, wyrażając w wielu miejscach własne nastawienie do danej sprawy. Chociaż nie wspomniał o tym wprost, ale z wielkim niepokojem, a nawet bólem przeżywał różne sprawy i komentarze wokół własnej osoby. Jednym z takich wydarzeń mógł być pewien lutowy dzień w 2003, gdy ówczesny kard. Joseph Ratzinger poprosił go, aby został jego sekretarzem osobistym. Według Gänsweina, zarówno on sam, jak i prefekt Kongregacji Nauki Wiary uważali, że będzie to stanowisko „tymczasowe”, a jednak piastował on je prawie 20 lat – aż do śmierci kardynała, później papieża i wreszcie papieża seniora. Przez ostatnie 10 lat abp Georg Gänswein mieszkał wraz papieżem seniorem w budynku dawnego klasztoru Mater Ecclesiae w Ogrodach Watykańskich. Teraz, jak donoszą niemieckie media, wieloletni sekretarz Benedykta XVI do 1 lutego ma wyprowadzić się stamtąd. Jak dodają, taką decyzję podjął papież Franciszek. Arcybiskup pisze m.in. o dystansie, jaki papież emeryt zachowywał wobec encykliki swego następcy „Amoris laetitia”, z którą w wielu punktach się nie zgadzał. W innym miejscu, mówiąc o sobie, arcybiskup przyznaje, że był „zaszokowany i zaniemówił”, gdy Franciszek „pożegnał” go w 2020 na stanowisku prefekta Domu Papieskiego – poczuł się wówczas „prefektem przepołowionym”.

Jednym z najciekawszych a zarazem najbardziej kontrowersyjnych rozdziałów książki są z pewnością rozważania jej autora wokół dokumentu Franciszka „Tradtionis custodes” z lipca 2021, który bardzo ograniczał, a częściowo wręcz uniemożliwiał sprawowanie liturgii „przedsoborowych” w Kościele powszechnym. Jeśli motu proprio „Summorum Pontificum” Benedykta z 2007 w tej samej sprawie miało na celu złagodzenie pewnych napięć wśród zwolenników mszy „tradycyjnej”, aby pewniej czuli się w Kościele, to dokument jego następcy całkowicie przekreślał te dążenia. Bodaj nigdy jeszcze nie było tak wyraźnego zerwania między działaniami dwóch papieży – stwierdzają komentatorzy.
Z książki dowiadujemy się zresztą, iż papież senior dowiedział się o motu proprio Franciszka z „L’Osservatore Romano”, a później był niemile zaskoczony, gdy przeczytał, że jego następca zapewniał, że ogłaszając swój dokument, był posłuszny „prawdziwym intencjom Benedykta XVI i Jana Pawła II”.
– Pan odebrał mi moc słowa, bym coraz bardziej doceniał milczenie – mówił Benedykt XVI, gdy na emeryturze zaczął mieć problemy z porozumiewaniem się. Rytm życia w watykańskim klasztorze, który na dekadę stał się jego domem, wyznaczała modlitwa, a centralnym wydarzeniem dnia była Eucharystia, podczas której, jak długo starczyło mu głosu, dzielił się z domownikami niedzielną Ewangelią.

Z ogłoszonych właśnie wspomnień wynika, że pierwotnie Benedykt XVI chciał ogłosić swą rezygnację w czasie przedświątecznego spotkania z Kurią Rzymską. – Wytłumaczyliśmy mu, że gdyby się tak stało, pontyfikat zakończyłby się 25 grudnia i Boże Narodzenie nie byłoby obchodzone. To było jedyne ustępstwo, do jakiego w tej kwestii dał się przekonać i drzwi papiestwa zamknęły się za nim ostatecznie 28 lutego – mówi abp Gänswein.
Pierwsze tygodnie po rezygnacji – wraz z paniami z Instytutu Memores Domi, które od początku pontyfikatu opiekowały się papieskim apartamentem – spędzili w Pałacu Apostolskim w Castel Gandolfo.
– Papież był bardzo zmęczony, mocno zgarbiony, mało się odzywał, ale spokój otoczenia mu pomagał. Mógł oddać się bez ograniczeń czasowych lekturze (Grzegorza Wielkiego, św. Augustyna, Romano Guardiniego czy Erica Petersona) oraz słuchaniu muzyki sakralnej i symfonicznej (Bacha, Mozarta, Beethovena, Liszta, Brucknera, Schuberta, Brahmsa). Z czasem wrócił do gry na fortepianie – wspomina sekretarz.

W bibliotece w Castel Gandolfo doszło do pierwszego w historii spotkania dwóch papieży. Benedykt XVI przekazał swemu następcy dokumenty Komisji Kardynalskiej i odpowiedział na jego pytania. – Potem był wspólny obiad, który minął w bardzo miłej atmosferze. I obydwaj byli z tego spotkania bardzo zadowoleni – pisze.
Abp Gänswein wspomina poruszenie Benedykta XVI, gdy wrócili do Watykanu, a Franciszek czekał na nich przy drzwiach klasztoru. – Ta niespodzianka napełniła jego serce radością, ponieważ poczuł się w pełni przyjęty – zauważa.
Franciszek wielokrotnie gościł w klasztorze przy okazji świąt, imienin i urodzin papieża emeryta. W pierwszych latach odwiedzał też Benedykta też przed wyruszeniem w podróże apostolskie. Zapraszał go zawsze na konsystorz, gdy mianował nowych kardynałów, a gdy papież emeryt zaczął mieć problemy z chodzeniem, zaczął sam przywozić kardynałów do niego.

Franciszek przynosił ze sobą zawsze wino i argentyński deser, wiedząc, że papież emeryt lubi słodycze, a ten odwdzięczał mu się butelką cytrynówki robionej w klasztornej kuchni z cytryn rosnących w ich przydomowym ogrodzie.
Sekretarz wspomina, że dwa miesiące przed rezygnacją odwiedzili z Benedyktem XVI klasztor Mater Ecclesiae, który właśnie opuściły siostry wizytki, a nowe zgromadzenie nie zdążyło się jeszcze zainstalować. Miejsce to papież senior świadomie wybrał na swoją emeryturę, chcąc stamtąd modlitwą wspierać swego następcę. Podjęto decyzję o remoncie, by budynek dostosować do nowych potrzeb. Niezmieniona pozostała klasztorna kaplica.
Abp Gänswein podkreśla, że odejście z urzędu nie oznaczało dla Benedykta XVI powrotu do prywatnego życia, podróży, spotkań, wykładów i konferencji. – Nie zszedł z krzyża, tylko w inny sposób został z Ukrzyżowanym Jezusem – zauważa.

Dni mijały według z góry ustalonego porządku, a emerytowany papież lubił powtarzać: „Każdy dzień zaczynam z Panem i kończę z Panem, zobaczymy, ile to potrwa”. Wstawał o godz. 6:30. W ostatnim czasie w porannej toalecie pomagał mu pielęgniarz z watykańskiej wspólnoty bonifratrów. O 7:30 była msza, której – odkąd papież miał kłopoty z poruszaniem – przewodniczył abp Gänswein, a on koncelebrował z wózka inwalidzkiego.
Po śniadaniu Benedykt XVI oddawał się lekturze i korespondencji, dyktował notatki siostrze Birgit, która od dziesięcioleci była jego zaufaną sekretarką i praktycznie jedyną osobą, która potrafiła odczytać jego ręczne zapiski.
Po odmówieniu kolejnych godzin brewiarza o 13:15 był obiad, krótki spacer na tarasie i sjesta. Po południu wraz z sekretarzem udawali się do ulubionego zakątka Benedykta XVI w Ogrodach Watykańskich, jakim była Grota Matki Bożej z Lourdes. Tam, spacerując, odmawiali różaniec. Modlitwa ta była kontynuowana nawet wtedy, gdy papież nie mógł już chodzić i korzystał z elektrycznego wózka inwalidzkiego, który podarował mu brat Georg.

Popołudnia były poświęcone na lekturę i spotkania z gośćmi. – Wiele osób chciało go odwiedzać, ale zapraszał nielicznych. W ostatnim czasie wolał, by mu czytać na głos gazety i książki – wspomina sekretarz, ujawniając, że tuż przed śmiercią papież Benedykt XVI czytał zapiski więzienne kard. Georga Pella, które bardzo docenił.
Papież korzystał też z pomagających w oddychaniu masaży i dwa razy w tygodniu miał ćwiczenia oddechowe. Po kolacji zwyczajowo oglądał dziennik telewizyjny i po odmówieniu komplety, ok. godz. 21.00, udawał się na odpoczynek.
Zwyczajem domu było słuchanie w niedziele koncertów muzyki lirycznej, a także śledzenie w telewizji Anioła Pańskiego z udziałem Franciszka.
Papieski sekretarz opisuje bardzo skromny styl życia emerytowanego papieża. Zwyczajowo dzień zaczynał od herbaty z cytryną i chleba z marmoladą lub jogurtu. W ciągu tygodnia dominowała kuchnia włoska z obowiązkowym makaronem lub risotto na obiad.

Kolacja w bawarskim stylu serwowana była jedynie w niedzielę. Nie brakowało na niej tradycyjnego piwa, które papież Benedykt pił zawsze rozcieńczone z ulubioną lemoniadą. Radość zawsze sprawiały mu słodycze.

Już teraz, Benedykt XVI przez wielu wiernych Kościoła katolickiego uznawany jest za nie tylko wybitnego teologa, ale za proroka naszych czasów.
Nie da się ukryć, że mamy w Kościele kryzys. Trudno mi się zgodzić z opinią katolików, którzy w dyskusji, chociażby na temat nadużyć w Kościele, używają stwierdzeń, w których deklarują, że nie znają takiego Kościoła, którego pewien groteskowy obraz przedstawiany jest w popkulturze. Ksiądz Ratzinger pisał już w 1969 r., że „prawdziwy kryzys ledwo się zaczął. Będziemy musieli liczyć się z tym, że nastąpią straszliwe wstrząsy (…). Niewątpliwie [Kościół – przyp. red.] odkryje nowe formy posługi kapłańskiej i będzie wyświęcał do kapłaństwa wypróbowanych chrześcijan, którzy wykonują już jakiś zawód (…). Niezbędna również będzie posługa kapłańska w pełnym wymiarze czasu, jak dawniej (…)”.

Ksiądz Ratzinger pisał m.in., że Kościół jutra nie tylko będzie funkcjonował w zupełnie innej formie, ale tworzyć go będą małe wspólnoty, podobne do tych, które były na samym początku chrześcijaństwa: „Pójdźmy krok dalej. Z obecnego kryzysu wyłoni się Kościół jutra – Kościół, który stracił wiele. Będzie niewielki i będzie musiał zacząć od nowa, mniej więcej od początku. Nie będzie już w stanie zajmować wielu budowli, które wzniósł w czasach pomyślności. Ponieważ liczba jego zwolenników maleje, więc straci wiele ze swoich przywilejów społecznych. Kościół będzie wspólnotą bardziej uduchowioną, nie wykorzystującą mandatu politycznego, nie flirtującą ani z lewicą, ani z prawicą. To będzie trudne dla Kościoła, bo ów proces krystalizacji i oczyszczenia będzie kosztować go wiele cennej energii. To sprawi, że będzie ubogi i stanie się Kościołem cichych” -mówił późniejszy papież.
Proces, który doprowadzi do takiego stanu rzeczy, będzie niezwykle bolesny, ale – jak można się domyślać – niezwykle potrzebny. Ratzinger przyrównał tę sytuację nawet do czasów sprzed rewolucji francuskiej: „Proces ten będzie tym bardziej uciążliwy, że trzeba będzie odrzucić zarówno sekciarską zaściankowość, jak i napuszoną samowolę. Można przewidzieć, że wszystko to będzie wymagało czasu. Proces będzie długi i żmudny, tak jak droga od fałszywego progresywizmu w przededniu rewolucji francuskiej – kiedy biskup mógł być uważany za błyskotliwego, jeśli wyśmiewał się z dogmatów, a nawet sugerował, że istnienie Boga wcale nie jest pewne – do odnowy w XIX wieku.„

Jedno jest jednak pewne. Wszystkie te zmiany, które będą trwały w czasie kryzysu Kościoła katolickiego, doprowadzą do jego odnowy. Ratzinger mówił jasno: Ale kiedy minie już proces tego odsiewania, wielka moc popłynie z bardziej uduchowionego i uproszczonego Kościoła. W totalnie zaplanowanym świecie ludzie będą strasznie samotni. Jeśli całkowicie stracą z oczu Boga, odczują całą grozę swojej nędzy. Następnie odkryją małą trzódkę wyznawców jako coś całkowicie nowego. Odkryją ją jako nadzieję, która jest im przeznaczona, odpowiedź, której zawsze potajemnie szukali.
Papież Benedykt mówił często o „dwóch zagrożeniach dla Kościoła: wichrach ideologii, które chcą zniszczyć nasz świat, oraz falach potęg politycznych i militarnych, którymi są prześladowania i niszczenie wiary” (10 sierpnia 2014 r.).
Wyraźnie piętnował ustawy o aborcji, wspomaganym samobójstwie i „małżeństwach” homoseksualnych: „Wszystkie trzy mówią, że biorę życie dla siebie, że mogę je zniszczyć, bo jest ono moją własnością, suwerennością, autonomią. Ale, jeśli spojrzymy głębiej, musimy powiedzieć, że ta triada oznacza również «nie» dla przyszłości: aborcja, nie chcemy mieć dzieci; samobójstwo; małżeństwo osób tej samej płci, koniecznie bez dzieci” (22 września 2013).

Papieski sekretarzy przypomina, że Benedykt XVI do końca powtarzał, iż prawdziwą siłą chrześcijaństwa jest pociągający przykład życia; tak było w pierwszych wiekach, tak jest też i teraz.
Papież emeryt przypominał też, że „wiara nie jest naszym wynalazkiem, ale darem od Boga, który należy cenić i nim żyć. Stąd też nie jest do naszej dyspozycji, nie możemy jej zmieniać, jak chcemy, jest darem od Boga i tak wzrasta w swojej głębi. Nawet papież nie jest monarchą absolutnym, który może robić co chce, ale jest gwarantem posłuszeństwa wobec Bożego daru, który jest prawdziwym skarbem świata” (29 czerwca 2014).
W swych wspomnieniach abp Gänswein wyznaje, że jest przekonany o świętości papieża Benedykta, ale nie uczyni żadnego kroku, by przyśpieszać jego proces beatyfikacyjny.
– Moja rada będzie raczej polegała na tym, aby pozwolić rozstrzygnąć wszystkie pytania, które pojawiły się w ciągu tylu lat jego życia, a zwłaszcza w okresie pontyfikatu i czasu emerytury, tak, aby ocena heroiczności cnót Josepha Ratzingera – które uważam za niepodważalne – mogła być całkowicie, krystalicznie czysta i obficie wykazana oraz podzielana – podkreśla sekretarz papieża, dodając, że jest wykonawcą jego testamentu, który stanowi m.in., że ma zniszczyć wszystkie prywatne notatki i zapiski.

Co teraz? Jaka przyszłość czeka znanego i cenionego 66-letniego hierarchę, zastanawiają się watykaniści i rozważają wiele opcji.
Raz jeszcze abp Gänswein mógł wejść w swoją wcześniejszą rolę 2 stycznia w bazylice św. Piotra. Obok wystawionej trumny z ciałem Benedykta XVI rozmawiał z dostojnymi gośćmi, którzy przybyli, by oddać ostatni hołd byłemu papieżowi. Tego ranka do świątyni przyszedł prezydent Włoch Sergio Mattarella, a także premier rządu włoskiego Giorgia Meloni. Potem z ostatnim pożegnaniem do trumny podchodziło wiele mniej lub bardziej znanych postaci z Włoch i Watykanu. Wielu z nich składało kondolencje abp. Gänsweinowi, z niektórymi rozmawiał dłużej. Na jednym ze zdjęć widać, jak rozmawia z szefową rządu – tak jak we wcześniejszych latach, gdy pełnił urząd prefekta Domu Papieskiego, poinformowała niemieckie agencja katolicka KNA.

Ważny urząd prefekta Domu Papieskiego oraz godność arcybiskupa powierzył mu Benedykt XVI na krótko przed swoją rezygnacją, wiedząc doskonale, że sam wkrótce nie będzie już papieżem. Wtedy pochodzący z niemieckiego Schwarzwaldu abp Gänswein pełnił poniekąd rolę szefa protokołu. Prowadził do papieża gości państwowych, takich jak prezydent Barack Obama czy kanclerz Niemiec Angela Merkel.
Po wyborze papieża Franciszka, abp Gänswein był przez prawie siedem lat „sługą dwóch papieży”. Mieszkał z wraz z papieżem seniorem w małym klasztorze Mater Ecclesiae w Ogrodach Watykańskich, dbał o jego pocztę i organizował liczne wizyty. Ale w swoim głównym miejscu pracy nadal był prefektem Domu Papieskiego i był odpowiedzialny za wizyty państwowe, a także za „dwór papieski”.
Relacje między abp. Gänsweinem a papieżem z Argentyny nie były wolne od napięć. Prawdziwy przełom nastąpił, gdy w lutym 2020 roku papież Franciszek oficjalnie „udzielił mu urlopu” z urzędu prefekta, aby mógł całkowicie poświęcić się papieżowi emerytowi, którego zdrowie już wtedy stopniowo podupadało.
Od stycznia 2020 roku abp Gänswein nie pojawił się już w swojej funkcji prefekta Domu Papieskiego w Watykanie. Jednak do dziś figuruje w roczniku papieskim „Annuario Pontificio” jako prefekt Domu Papieskiego – bez żadnej wzmianki o jego urlopie. Dlatego powrót do aktywnej roli prefekta nie jest całkowicie wykluczony.

Abp Gänswein z pewnością nie przejdzie na emeryturę, 66-letni abp Gänswein jest za młody, by przejść na emeryturę, na którą zgodnie z przepisami kościelnymi biskupi przechodzą w wieku 75 lat. Dlatego watykaniści spekulują od pewnego czasu, czy papież Franciszek, obecnie jego jedyny pracodawca, ma w przyszłości coś jeszcze w zanadrzu.
W przypadku abp. Gänsweina pomocne może być także odwoływanie się przez Watykan do historycznych precedensów. W obecnej sytuacji trudno sobie wyobrazić, by Franciszek promował go na ważne stanowisko biskupie w jego kraju ojczystym – tak jak to zrobił Benedykt XVI z prywatnym sekretarzem swojego poprzednika, gdy w czerwcu 2005 roku mianował abp. Stanisława Dziwisza metropolitą krakowskim.
Jednym z możliwych wariantów byłoby jednak mianowanie abp. Gänsweina biskupem w Bawarii. W przeciwieństwie bowiem do innych niemieckich krajów związkowych papież ma dużą swobodę w decydowaniu, kogo mianuje na biskupa w diecezjach bawarskich.
O stopień niżej byłaby nominacja na szefa dużego miejsca pielgrzymkowego, a tych jest kilka, nie tylko w Bawarii. Tym samym abp Gänswein poszedłby śladami dwóch prywatnych sekretarzy papieskich z minionych dziesięcioleci: wierny sekretarz Jana XXIII ks. Loris Capovilla został mianowany przez kolejnego papieża Pawła VI początkowo arcybiskupem Chieti, a później delegatem papieskim dla wielkiego włoskiego sanktuarium maryjnego w Loreto.
Możliwe byłoby również wysłanie abp. Gänsweina jako nuncjusza apostolskiego na odpowiednią placówkę – najlepiej w Europie lub na kontynencie amerykańskim. Zdobył on bowiem duże doświadczenie na scenie dyplomatycznej w czasie swojej aktywnej działalności jako prefekt Domu Papieskiego.
Inną opcją byłyby wykłady z zakresu prawa kanonicznego na jednym z papieskich uniwersytetów w Rzymie. Formalnie abp Gänswein jest nadal księdzem w niemieckiej archidiecezji Fryburg Bryzgowijski, gdzie został wyświęcony w 1984 roku.
KAI/ /Stacja7/ Aleteia
Zebrał i opracował R.Z.