
Dwie stacje Drogi Krzyżowej (XII i XIII) ze zbylitowskiego kościoła, które namalował artysta.
Historyk sztuki i publicysta Tadeusz Chrzanowski w 1960 roku pisał, że polichromie Jerzego Nowosielskiego w Zbylitowskiej Górze i Olszynach otworzyły nowy rozdział w sztuce. Obie artysta namalował wraz z towarzyszącym mu zespołem w 1957 roku. Trudno nie dostrzec w tym ogromnej otwartości diecezji tarnowskiej na nową jakość, przesiąkniętą z jednej strony nowoczesnością, z drugiej czerpiącą z malarstwa bizantyjskiego, surowości i ascezy gotyku, wręcz ekumeniczną, może nawet uzdrawiającą dla współczesnego człowieka. Polichromia kościoła w Zbylitowskiej Górze to pierwsza w pełni samodzielna realizacja Jerzego Nowosielskiego dla świątyni rzymskokatolickiej.

Słynny krakowski artysta urodził się w rodzinie polsko-ukraińskiej sto lat temu. To z racji tej daty rok 2023 uchwałą Sejmu RP został ogłoszony Rokiem Jerzego Nowosielskiego. Jego ojciec był urzędnikiem kolejowym, unitą z Łemkowszczyzny, matka – katoliczką. Od dziecka wychowany w liturgii wschodniej najpierw jako grekokatolik, później prawosławny, można powiedzieć, że był na równi malarzem i prawosławnym teologiem.
Jak to się stało, że swoją pierwszą samodzielną realizację dla świątyni rzymskokatolickiej wykonał w jednym z kościołów diecezji tarnowskiej? Wydaje się, że była to zasługa ks. prof. Władysława Smolenia, ówczesnego dyrektora Muzeum Diecezjalnego w Tarnowie, przewodniczącego diecezjalnej Komisji Sztuki Kościelnej, znawcy, który potrafił ocenić wielkość talentu, zanim inni zaczęli go dostrzegać. To on promował twórczość Nikifora, zanim jeszcze krynicki artysta trafił na salony, a także odznaczające się prostotą rzeźby Antoniego Rząsy czy świątki z Paszyna. Obeznany z wielkimi dziełami jako znawca i historyk sztuki nie bał się też sięgać do sztuki ludowej i współczesnej. Wciąż wskazywał na pokrewieństwo sztuki i religii, a grzechem określał kicz w kościele. Od końca lat 50. pracował na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, wybrany został nawet na jego rektora, ale ówczesne władze komunistyczne zablokowały jego nominację. Był ceniony przez polski episkopat, na którego zlecenie przygotował dla papieża Jana XXIII z okazji jego 80. urodzin album zawierający 480 reprodukcji najpiękniejszych wizerunków Matki Bożej w Polsce, opatrzony jego komentarzem.
Nowosielski znał się z ks. Władysławem Smoleniem. To on musiał co najmniej zatwierdzić projekt jego polichromii dla kościoła w Zbylitowskiej Górze. Jak przypuszcza obecny proboszcz ks. Józef Kaczmarski, polichromia ta powstała być może w nawiązaniu do XV-wiecznego obrazu „Misericordia Domini”, słynącego tu łaskami w XVII i XVIII wieku. To za jego sprawą kościół określany jest mianem dawnego sanktuarium Miłosierdzia Bożego. Dzieło obecnie znajduje się w Muzeum Diecezjalnym w Tarnowie, gdzie trafiło po I wojnie światowej, kiedy to prezbiterium i boczną kaplicę zbylitowskiej świątyni zniszczyły pociski wojenne. Od 2009 roku w bocznej kaplicy Miłosierdzia Bożego wisi kopia tego wizerunku wykonana przez Marka Niedojadłę z Tarnowa.
Obraz przedstawia Chrystusa w cierniowej koronie i ranami na dłoniach, stojącego w sarkofagu w kształcie skrzyni, a obok Niego Matkę Boską Bolesną i starca Symeona. Stanowi zapowiedź męki Chrystusa i cierpienia Matki Bożej. Doskonale koresponduje z malowidłami zaprojektowanymi przez Nowosielskiego, zwłaszcza z nawy głównej, gdzie obie ściany przedstawiają poszczególne sceny męki i śmierci Pana Jezusa. Stacje XII „Ukrzyżowanie” i XIII „Zdjęcie z krzyża” malował sam Nowosielski.

Dziś XV-wieczny obraz „Misericordia Domini” ze Zbylitowskiej Góry, słynący tu łaskami w XVII i XVIII wieku, znajduje się w Muzeum Diecezjalnym w Tarnowie. W zbylitowskim kościele jest jego kopia.
Wtedy też wraz z zespołem artystów Nowosielski mieszkał w domach parafian w Zbylitowskiej Górze, m.in. w domu rodziców Anny Tadel przy ul. Spacerowej. Pamiątką tego pobytu jest obecny w rodzinie obraz wykonany przez malarza. Gospodyni poprosiła go, by dla niej namalował Pana Jezusa błogosławiącego ciszę, którego wizerunek miała na obrazku.

– Mamie bardzo się podobał. Chciała mieć taki większy, by móc powiesić go na ścianie. Nowosielski namalował obraz, ale się nie podpisał, gdyż nie uważał tego za swoje dzieło – wyjaśnia pani Anna. Miała wtedy 21 lat. Wspomina, że anioły znajdujące się na łuku tęczowym w kościele miały twarze zbylitowskich dzieci. Jednym z nich była jej kuzynka.
Nowosielski był dumny ze swego dzieła. Pisał o tym w jednym z listów do swojej żony: „Wygląda b. ładnie i strop i cała reszta. Chyba najbardziej udana moja polichromia. (…) U mnie był Dutkiewicz, potem Pieńkowska – strasznie się im podobało malowidło. Potem właśnie pojechaliśmy autem ks. Smolenia po tych kościołach. Już się trochę poduczyłem prowadzić samochód. Przejechaliśmy tylko jedną kurę, ale nie ja, tylko właściwy szofer. (…) W ogóle wydaje mi się, że moje akcje poszły w górę po odsłonięciu malowidła w Zb. G. Okazuje się, że mało jest malarzy, którym można powierzać polichromie zabytkowych kościołów”.
O tej realizacji pisał także do Jerzego Turowicza z „Tygodnika Powszechnego”: „Najlepiej byłoby dać zdjęcia polichromii kościoła parafialnego w Zbylitowskiej Górze koło Tarnowa – szczególnie polichromii nawy głównej – to jest nowocześnie potraktowana Droga Krzyżowa”.
Nie wszystko, co namalował w Zbylitowskiej Górze i co dla tego kościoła zaprojektował, do dziś ocalało. Zwłaszcza prezbiterium po nieudanej konserwacji w latach 90. straciło swój kształt. Przerwali ją bp Józef Gucwa i ks. Władysław Szczebak, zlecając odnowienie nawy głównej już profesjonaliście.

Podobny los spotkał polichromię w Olszynach koło Wojnicza. Powstawała ona niemal równolegle do polichromii w Zbylitowskiej Górze. Tam Nowosielski dołączył do zespołu, którym kierował Witold Damasiewicz. Pomagało im malarskie małżeństwo: Jan Przełomiec i Maria Erdmann współpracujący z Nowosielskim także w Zbylitowskiej Górze. Niestety wiele z tych malowideł zostało zamalowanych podczas odnowy kościoła w latach 1989−1991. Ocalały wykonane przez Nowosielskiego sceny pod chórem muzycznym czterech proroków i dwóch archaniołów trzymających szarfę z napisem, a także polichromia na zewnętrznym ołtarzu na wschodniej elewacji prezbiterium. Choć i z tą nie obyło się bez przygód, jednak wszystko dobrze się skończyło.

O sprawie zrobiło się głośno w 2015 roku, kiedy to tamtejszy proboszcz ks. Jakub Rozum zlecił odczyszczenie polichromii – jak ufał – fachowcom. – Poprosiłem, by ją odczyścili po wykonanej elewacji z zewnątrz kościoła, usunęli z niej plamki cementu i wapna. Miałem świadomość, że polichromia jest cenna, dlatego też nie chciałem robić tego sam. Pojechałem na urlop, a po powrocie okazało się, że polichromia została nie tylko odczyszczona, ale i przemalowana – wspomina proboszcz.
Ostatecznie sprawa malowidła Nowosielskiego w Olszynach skończyła się szczęśliwie. Przemalunki udało się nie tylko usunąć, ale także poddać konserwacji dzieło artysty, przywrócić jeszcze wcześniej utraconą dekorację ścian bocznych kaplicy, a także wykonać nowe granitowe schody pasujące do całości. – Tak naprawdę miejsce to wyładniało. Polichromia była bardzo zniszczona, schody rozwalone, ołtarz zdewastowany. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Nie po raz pierwszy i nie ostatni przekonałem się wtedy, że Pan Bóg poradzi sobie ze wszystkim i wyjdzie jeszcze lepiej – mówi ks. Rozum.
Obecność Nowosielskiego na terenie diecezji tarnowskiej to nie tylko te dwa kościoły. Jego pojedyncze obrazy znajdują się w Muzeum Okręgowym w Tarnowie i w Nowym Sączu. Artysta chętnie też spędzał wakacje w okolicach Krynicy, Szczawnicy, Krościenka, Wysowej. Malował portrety cerkwiom z tamtejszych okolic. Cieszyło go, że może piechotą dojść do pierwszych wsi łemkowskich, zrobić kilka kroków, by przenieść się z jednego kręgu kulturowego do drugiego, nie lecąc samolotem, nie kupując paszportu, nie jadąc pociągiem.
Organizowano w Tarnowie także wystawy jego dzieł, a w Małopolsce dni jemu poświęcone. – Podczas jednego z takich wydarzeń przyjechało w ciągu paru dni ponad 1100 osób, żeby zobaczyć kościół w Zbylitowskiej Górze, ze względu na polichromię Nowosielskiego. Każdego roku, najczęściej w wakacje, przyjeżdża tu wielu ludzi zafascynowanych jego sztuką, także studentów – mówi zbylitowski proboszcz ks. Józef Kaczmarski.
Dzieła Nowosielskiego w ostatnich latach należą do wysoko wycenianych na aukcjach na polskim rynku sztuki. Jego akcje dziś z pewnością poszły w górę, o wiele bardziej niż sam sądził i pisał w liście do żony po wykonaniu polichromii w Zbylitowskiej Górze. – Dzisiaj jest czas Nowosielskiego, jest on coraz bardziej znany, popularny, odkrywany. Może to dziwić, ale także jego sztuka sakralna zaczyna oddziaływać, mimo że czasy wydają się trudne dla religii. Może dlatego, że jego malowidła mają w sobie także pierwiastek metafizyczny – zauważa Michał Siebel, student IV roku historii sztuki na ASP w Krakowie, odbywający praktykę w Muzeum Diecezjalnym w Tarnowie. – Jego sztuka jest nie tylko przeżyta i „przeczuta”, ale też przemyślana, ma mocną podbudowę intelektualną. O nim się często mówi jako o malującym teologu – zaznacza.
Być może sztuka sakralna Nowosielskiego jest szansą na łatanie pęknięć, na poszukiwanie jedności w wymiarze religijnym i kulturowym, na odnalezienie dla wielu jeśli nie sakralnego, to choć metafizycznego wymiaru rzeczywistości i człowieczeństwa.
Tekst i zdjęcia – Beata Malec-Suwara (Gość Tarnowski 5/2023)
Tytuł oraz skróty pochodzą od redakcji.