
czyli
WIELKI WZRUSZ
Ten kto sprowadził ten koncert do naszego miasta, powinien zostać obsypany złotem, i to od stóp do głów – relacjonuje nasza krakowska korespondentka Katarzyna Cetera. Takich wzruszeń w ogóle brakuje na co dzień, a co dopiero w rozrywce, czyli show biznesie. KRAKOWSKIE KLIMATY – czyli magiczny wieczór z muzyką krakowskich, „piwnicznych” kompozytorów i wspaniałych polskich poetów, z piosenkami wykonywanymi przez legendy Piwnicy pod Baranami – Beatę Rybotycką i Jacka Wójcickiego, którzy stworzyli nam na scenie prawdziwy teatr! – odbył się wczoraj w Centrum Sztuki Mościce.

To był przecież taki zwykły, deszczowy, październikowy dzień. Środa – a więc środek tygodnia – pomiędzy dwoma wielkimi festiwalami: Talią (która zakończyła się zaledwie w niedzielę) i Sceną Otwartą (która rozpoczyna się za dwa dni). Taki koncert, w takim czasie, trudno przecież nawet skutecznie wypromować. Zwykły, szary dzień, a jednak…

… salę widowiskową Centrum Sztuki Mościce wypełnili wczoraj tarnowianie niemal w całości – wolne było jedynie kilka miejsc w ostatnich rzędach, co odnotowujemy jedynie z dziennikarskiej rzetelności. Bilety wcale nie były tanie – kosztowały sto złotych! – ale dla takich wzruszeń nie żal było każdej wydanej złotówki, dostąpiliśmy bowiem zaszczytu uczestnictwa w wielkiej muzycznej uczcie. Usłyszeliśmy m.in. utwory Zygmunta Koniecznego, Zbigniewa Preisnera, Jana Kantego Pawluśkiewicza, Andrzeja Zaryckiego, Zbigniewa Wodeckiego do słów wspaniałych poetów: Ewy Lipskiej, Leszka Aleksandra Moczulskiego, Michała Zabłockiego, Adama Asnyka, Jacka Cygana, ale i Michała Rusinka.

Usłyszeliśmy piosenki żartobliwe i nostalgiczne, kabaretowe i filmowe, „piwniczne” i te z Dwudziestolecia międzywojennego. Były i MADONNY Ewy Demarczyk, i NIE DOKAZUJ z repertuaru Mara Grechuty. Niczego nie za dużo, wszystkiego w sam raz. To było półtorej godziny świetnego koncertu „piwnicznych” filarów: Beaty Rybotyckiej i Jacka Wójcickiego – wspaniale dysponowanych wokalnie mimo upływu lat. Artystom towarzyszyli też świetni instrumentaliści: Konrad Mastyło na świetnym (i świetnie brzmiącym) „ceesemoweskim” fortepianie, Michał Braszak na kontrabasie i Michał Chytrzyński na skrzypcach.

Czego nie było? Na pewno nie było nudy. Nie było też tanich chwytów, głupich żartów, „luzackiego” bycia na scenie, bylejakości. To chyba cecha wszystkich artystów piwniczych. Po ostatnich – bardzo złych – koncertach w CSM (tragiczne show Sebastiana Sikory LUBIĘ WRACAĆ TAM z udziałem młodych solistów prosto z polskich talent show i INTYMNIE Pawła Domagały – recital, który był wydarzeniem towarzyszącym XXVIII Ogólnopolskiego Festiwalu Komedii Talia) KRAKOWSKIE KLIMATY stały się prawdziwą ucztą. Wydarzenie było też z gracją, klasą – i we wspaniałym stylu – poprowadzone i wykonane.

Wykonawcy – także za pomocą rekwizytów, kostiumów – stworzyli wyjątkowy klimat niezbędny do wykonania utworów. Przywołali wyjątkowy „piwniczny” klimat, który pamiętamy z dawnych lat i dawnej Piwnicy Pod Baranami. Przywołali też ikoniczne dla Krakowa i Piwnicy postaci: Piotra Skrzyneckiego, Marka Grechutę, Annę Szałapak – a przecież Beata Rybotycka i Jacek Wójcicki sami są takimi krakowskimi ikonami. Tworzą teatr, który jest głębokim oddechem, wzruszeniem, wytchnieniem i schronieniem przez agresywną codziennością – jak zapowiadali organizatorzy.

Obejrzeliśmy więc wczoraj Kraków w wielu odsłonach: trochę z Piwnicy pod Baranami, trochę z „Zielonego balonika”, trochę z recitalu Zbigniewa Wodeckiego albo Skaldów. Taki, jakim jest nadal: magiczny, tradycyjny, przeniknięty sztuką, fascynujący. I takich wzruszeń, takich wrażeń sobie i Państwu życzę jak najwięcej, albowiem – jak powiadał Piotr Skrzynecki – bawcie się, bo jak się sami nie zabawicie, nikt was nie zabawi.
Katarzyna Cetera
Zdjęcia – organizatorzy (Przemysław Sroka)