
fot. Klaudyna Schubert
czyli
NIEZWYKŁY KONCERT W FILHARMONII KRAKOWSKIEJ.
Koncert symfoniczny – donosi z Krakowa nasza korespondentka, znana publicystka Katarzyna Cetera, z udziałem Szymona Nehringa – jedynego Polaka, który otrzymał pierwszą nagrodę w Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym Artura Rubinsteina w Tel Awiwie, jednym z najważniejszych konkursów pianistycznych na świecie – wydawał się niezwykle atrakcyjnym wydarzeniem nawet dla wyszukanych gustów krakowskiej publiczności. Nic więc dziwnego, że zarówno w piątek, 13 stycznia jak i w sobotę 14 stycznia w audytorium Filharmonii Krakowskiej pojawiły się tłumy melomanów.

fot. Krzysztof Kalinowski
Te niezwykłe wieczory wypełniły dwa dzieła Johannesa Brahmsa – II Koncert fortepianowy B-dur w wykonaniu Szymona Nehringa z towarzyszeniem Orkiestry Filharmonii Krakowskiej pod dyrekcją Saschy Goetzela, a program dopełniła IV Symfonia e-moll zwana „elegijną” – już bez udziału pianisty. Oba wieczory okazały się nie tylko sposobnością do obcowania z jednymi z najpiękniejszych dzieł doby późnego romantyzmu – w tym roku, 7 maja, minie bowiem 190. rocznica urodzin kompozytora – ale także z wielkim talentem ich interpretatorów.

fot. Krzysztof Kalinowski
Urodzonego w Krakowie Szymona Nehringa pamiętamy dobrze – artysta brał już udział w Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym im Fryderyka Chopina w 2015 roku. Miał wówczas dwadzieścia lat i dotarł aż do finału, otrzymując nie tylko wyróżnienie, ale także Nagrodę Publiczności. Młody pianista, mając już na koncie pasmo muzycznych sukcesów i wygranych konkursów, raz jeszcze spróbował swoich sił w XVIII edycji konkursu w 2021 roku – tu jednak zakończył swoje zmagania w III etapie.

fot. Krzysztof Kalinowski
Wychowanek Olgi Łazarskiej w Państwowej Ogólnokształcącej Szkole Muzycznej I stopnia im. M. Karłowicza w Krakowie i Ogólnokształcącej Szkole Muzycznej II stopnia im. F. Chopina w Krakowie, a następnie profesora Stefana Wojtasa (klasa fortepianu w Akademii Muzycznej w Bydgoszczy), niejednokrotnie występował w Krakowie. Ostatnie koncerty w Filharmonii im. K. Szymanowskiego z udziałem Szymona Nehringa, to recital mistrzowski, który odbył się jeszcze przed pandemią, w styczniu 2018 roku. Artysta zaprezentował wówczas wachlarz wielkich dzieł pianistycznych – od sonat fortepianowych Haydna i Brahmsa, po utwory Karola Szymanowskiego oraz Igora Strawińskiego. Te występy zawsze były okazją do zaprezentowania wirtuozerii, ale też nadzwyczajnej muzycznej dojrzałości na każdym etapie swojego artystycznego rozwoju.

fot. Krzysztof Kalinowski
Uważany za następcę Bacha i Beethovena Johannes Brahms – jeden z trzech Panów B. – ze względu na cechy swej muzyki, odrzucenie muzyki programowej i wielką dbałość o klarowność formy nazywany jest często klasykiem romantyzmu. Postrzegano go przede wszystkim jako wielkiego symfonika, opowiadającego się za autonomicznością muzyki jako sztuki. I choć kompozytor mawiał o sobie znacząco, że urodził się za późno – dając w ten sposób wyraz wyjątkowego mocnego przywiązania do ideałów z przeszłości i hołdowania wartościom tradycji – jego kompozycji słuchać można do dziś z ogromną radością. Artyście bardzo bliski był sposób rozumienia sztuki dźwięków w kategoriach muzyki absolutnej.
W programie tego wyjątkowego koncertu znalazł się II Koncert fortepianowy B-dur op. 83, rodzaj symfonii koncertującej, w ramach której solista wchodzi w dialogi z instrumentami wyróżnianymi z orkiestrowego tutti. Brahms ukończył ten utwór – jako niespełna pięćdziesięciolatek – w roku 1881 roku, po trzech latach intensywnej nad nim pracy. Pierwsze wykonanie dzieła w Budapeszcie przyjęto owacjami – a to kompozytor wystąpił w roli solisty podczas tej premiery.
Podstawową cechę wyróżniającą indywidualny styl Brahmsa stanowi technika wariacyjna. Arnold Schönberg, znakomity badacz zafascynowany twórczością artysty, trafnie określił tę strategię kompozytorską – polegającą na przetwarzaniu i wyrazowym odmienianiu motywów, tematów czy gestów – mianem rozwijającej się wariacji.

fot. Bartek Barczyk
Ten koncert zaprezentowany został przez Szymona Nehringa w Krakowie po raz pierwszy – i niestety, coś „poszło nie tak” – i to raczej po stronie wykonawczej. Niezwykle skupiony na wydobywaniu dźwięków z instrumentu marki Steinway&Sons, Szymon Nehring zapomniał o dialogu, który jest głównym złożeniem tego utworu. Artysta nie podjął muzycznego „dialogu” z żadnym instrumentem, choć gorąco go do tego zachęcał na przykład pierwszy wiolonczelista, niezrównany Franciszek Pall (słusznie nagrodzony owacjami).
Po przerwie okazało się jednak, że będący zapewne w słabszej dyspozycji wyjątkowy pianista może okazać się ciężarem dla świetnej orkiestry pod wyjątkową batutą. Wybitni muzycy Filharmonii Krakowskiej mogli rozwinąć muzyczne skrzydła dopiero wówczas, gdy znalazło się dla nich miejsce (i przestrzeń), czyli – paradoksalnie – po wyprowadzeniu fortepianu.
W drugiej części programu znalazła się IV Symfonia e-moll op. 98, dzieło często wybierane przez dyrygentów do osobistej interpretacji, a nade wszystko kompozycja będąca wyrazem poglądu jej twórcy, iż emocja i porządek, głos serca i głos rozumu, ekspresja i forma, powinny pozostać w równowadze i służyć idei szlachetnego piękna. Utwór zyskał miano symfonii „elegijnej” – kluczowa dla niej tonacja e-moll ma takie właśnie zabarwienie. Brahms zaczął ją komponować w roku 1884 , wątpił, jednak, czy symfonia zostanie dobrze przyjęta przez publiczność, ale już przy pierwszych wykonaniach okazała się sukcesem. Symfonia prawykonana została 25 października 1885 roku w Meiningen – pod dyrekcją kompozytora.
Cytowana w materiałach organizatora koncertu Małgorzata Janicka-Słysz przypomniała, że w jednym z listów do Clary Schumann Brahms wyznał, iż człowiek musi pozostać spokojny – i to zarówno, kiedy się raduje, jak i wtedy, kiedy cierpi. Ów powściągliwy, lecz niezwykle intensywny tryb wyrazowy, tak znamienny dla jego postawy estetycznej, można tłumaczyć ciągłym poszukiwaniem przez kompozytora ideału. Twórca Niemieckiego requiem pragnął, aby emocja i porządek, głos serca i głos rozumu, ekspresja i forma pozostawały we względnej równowadze oraz służyły idei szlachetnego piękna. – interpretuje autorka.
Kompozycja symfonii przypomina klasyczny, czteroczęściowy cykl, jednak to dramaturgia tego dzieła jest wyjątkowa. Często definiuje się ja jako dążenie „od elegii do tragedii”. Szczególnie niezwykły jest finał symfonii, w którym zamiast tradycyjnej donacji durowej następuje tragiczne zakończenie cyklu. W żadnej wcześniejszej symfonii Brahmsa nie odnajdziemy tak silnego kontrastu. Kompozytor wykorzystuje tu starą formę muzyczną, rzadko spotykana w symfonii: mowa o chaconne – średniowiecznym tańcu karnawałowym. Splatają się tu rozpacz z pokorą, nadzieja i walką a finał symfonii badaj po raz pierwszy staje w tak wielkim kontraście do poprzednich części utworu i prowadzi do tak dramatycznego rozwiązania.
Gdyby patronem roku 2023 ogłoszono Johannesa Brahmsa, nie można by było wymarzyć sobie bardziej spektakularnej inauguracji. Nie dość, że to ostatnia kompozycja Brahmsa,, nie dość, że uważana za doskonałą kompozycja wybitnego artysty, to jeszcze austriacki dyrygent Sascha Goetzel poprowadził Orkiestrę Filharmonii Krakowskiej tak, że muzykom wyrosły skrzydła i sprawił, że wybitni muzycy mogli w pełni pokazać swój kunszt i radość grania. Goetzel przez kilkanaście lat był dyrektorem artystycznym i pierwszym dyrygentem Orkiestry Filharmonicznej Borusan w Stambule. Artysta obecnie jest głównym dyrygentem gościnnym Orkiestry Filharmonii w Sofii, ale wcześniej współpracował także – między innymi – z Orkiestrą Filharmoniczną Kanagawa w Japonii, kierował tez niezliczonymi zespołami i wydarzeniami.

fot. Krzysztof Kalinowski
Wielominutowe owacje na stojąco dla muzyków i dyrygenta okazały się jak najbardziej zasłużone.
Na podstawie materiałów organizatorów
Katarzyna Cetera