Niezależny autorski portal internetowy poświęcony kulturze i sztuce miasta i regionu, na bieżąco monitorujący to, co w kulturalnej trawie piszczy.​

Niezależny autorski portal internetowy poświęcony kulturze i sztuce miasta i regionu, na bieżąco monitorujący to, co w kulturalnej trawie piszczy.

Ośrodek Praktyk Artystycznych w Rudzie Kameralnej
Nowa siedziba Teatru Nie Teraz

PARTNER MEDIALNY

ZAPOWIEDZI | PATRONAT MEDIALNY

Teatr im. Ludwika Solskiego w Tarnowie
prezentuje
7 odcinkowy miniserial „OPOWIEŚCI TEATRALNE”


W tym unikalnym projekcie udział bierze red. naczelny n/portalu.

______________________________

MALOWANE SŁOWEM

Malowane przez: Tomasza Habiniaka

Wiersze autorstwa: Ryszarda Smagacza

REDAKTOR NACZELNY

* * *

 

już

wieczór

 

kończę

kolejny

wiersz

 

chociaż

wciąż

 

stoję

w

progu

 

Ryszard S.

______________________________

* * *

 

nie

recytuję

już

 

swoich

wierszy

 

pod

pomnikiem

Mickiewicza

 

teraz

słuchają

mnie

 

jeno

brzozy

i

ikony

 

z nich

czerpię

siłę

 

na

dalszy

bochen

czasu

 

Ryszard S.

______________________________

Panie

 

nie

dopuść

by

moje

słowa

przerastały

twoją

prawdę

 

Ryszard S.

______________________________

Wahadło

 

wiersz

to taniec

            z

chaosem

w

którym

panuje

porządek

—————————–

wiersze

pisuję

sam

      nie

wiem

jak

i

dopiero

gdy

powstaną

widzę

com

uczynił

———————————

poeta

zawsze

stoi

w

punkcie

wyjścia

co

wcale

          nie

wyklucza

między

planetarnych

rajz

 

Ryszard S.

______________________________

globalna

pandemia

 

ubrała

           nas

w kagańce

na twarzy

i

ostęplowała

nam

         dusze

a

chorzy z

urojenia

lekarze

zamiast

leczyć

wypisują

akty

      zgonu

 

Polska

jeszcze

się broni

 

niczym

Reduta

Ordona

 

przed

           tą

bolszewicką

zarazą

i

nie zginie

póki

          my

żyjemy

 

Ryszard S.

______________________________

* * *

 

jestem

starym 

człowiekiem

 

który woli

 

czytać

i

myśleć

 

pisać

i

milczeć

 

inaczej

 

niż

       nasze 

covidowe

dzieci

 

dla

których

nie ma

      przed

         i po

 

jest teraz



________________________



zaszczep

dziecku

 

bojaźń 

bożą

 

nie

preparat

 

Ryszard S.

______________________________

Poprzedni
Następny

______________________________

Perun:

Z premedytacją nie oglądam TV.

Telewizor u mnie siedzi w pudle już piąty rok. W ten wyjazdowy weekend miałem przykrą przyjemność zapoznać się z repertuarem różnych stacji korzystając z zastanego odbiornika TV. Po takiej przerwie dostrzega się znaczące różnice i niestety regres kultury.
To, co zobaczyłem i posłuchałem tak bardzo mnie przeraziło i tak bardzo mną wstrząsnęło, że obawiam się, że nie dam rady opisać tego odczucia. Przestraszyłem się zdając sobie sprawę z tego jaka masa rodaków jest karmiona szambem.
Do tej chwili mam wykrzywione usta z wielkim niesmakiem po obejrzeniu fragmentów programów informacyjnych, a także popularno-rozrywkowych. To jest kompletne dno szambowozu!!!
Dziennikarze – błaźni, aroganci, klakierzy i ignoranci, którzy kilkadziesiąt lat temu nie zdaliby matury.
Politycy „polemizujący” w TV – takie typy spotykaliśmy w XX wieku w zieleni miejskiej lub w PGR-ach.
Naukowcy – kilku karierowiczów żądnych kasy za udział w reklamach.
Ludzie kultury i sztuki – kompletny brak.
Gdzie się podziały programy, w których wykształceni, z nieprzeciętną inteligencją, kulturalni redaktorzy dawali wzór szlachetnej osobistej i społecznej postawy? Gdzie wywiało autorytety – ludzi nauki, kultury i sztuki?
W zamian mamy głupkowate seriale lub programy, w których zestaw nieokrzesanych prymitywnych i wulgarnych osób, siedząc na kanapie przed TV, żłopiąc piwo i pierdząc, mówi- „ocenia”, co jest fajne, a co niefajne, kształtuje opinię widzów. Ogląda ich podobno 70-90% społeczeństwa, które ma teraz potwierdzenie, że to jak żyją i jak się zachowują jest w porządku (jest OK i COOL!).
SKANDAL!!!  SKANDAL!!!   SKANDAL!!!
Misja kulturalna programów telewizyjnych rozmyła się gdzieś już dawno temu i nie wiadomo, czy powróci.
Jest zgoda społeczeństwa na to wszystko.
Najważniejsze w państwie osoby muszą znać ten stan rzeczy – aprobują to nie wyrażając jakiegokolwiek sprzeciwu.
Ludzie – zróbmy coś z tym, bo intelekt naszego narodu umiera na naszych oczach i na nasze życzenie!
Jesteśmy otumaniani repertuarem TV oraz coraz większą ilością dostępnego oficjalnie i legalnie alkoholu (dorosłe i mądre osoby korzystają z umiarem, ale ile takich jest? Albo ta młodzież popisująca się przed rówieśnikami?)
Jak kiedyś kolonizatorzy rozpijali rdzennych mieszkańców Ameryki, tak dziś poprzez alkohol i tragiczny poziom intelektualny programów morduje się bezkrwawo Polaków!
Alkohol sprzedawany na stacjach benzynowych!!!
To świadectwo NARODOWEGO KRETYNIZMU, UPODLENIA I PONIŻENIA, którego doczekaliśmy się w XXI wieku.
Do tego dochodzi skrajnie fatalna polityka wewnętrzna i zewnętrzna rządu, która doprowadziła do tego, że Polacy są skłóceni nawet ze swoimi najbliższymi, a żaden z sąsiadów już nas nie lubi.
Rzucą jeszcze więcej kiełbasy na grilla, puszek piwa i małpeczek w popularnych sklepach, pokażą w TV zawody pływackie w moczu i będzie można podzielić się Polską jak resztką kilkudniowej pleśniejącej pizzy!!!
Kulturalna Polsko gdzie jesteś?!
Mądry Polaku przed szkodą gdzie jesteś?!
P.S.
Pominąłem opis kilku programów.
To się w głowie nie mieści, to nie przechodzi przez usta, ani przez klawiaturę.
O mechanizmach manipulacji też nie wspominam. To zagrożenie jest/powinno być dla wszystkich oczywiste.
Niezmiennie polecam lekturę – Gustav le Bon, „Psychologia tłumu”

Piotr Barszczowski (fb)

BOŻENA KWIATKOWSKA przedstawia swoje obrazy i wiersze

O TYM I OWYM 229

Dekalog Polaka

„…Jam jest Polska, Ojczyzna twoja, ziemia Ojców, z ktorej wzrosłeś.

Wszystko, czymś jest,
po Bogu mnie zawdzięczasz.

 

1. Nie będziesz miał ukochania
 ziemskiego nade mnie.

2. Nie będziesz wzywał imienia Polski
 dla własnej chwały,
 kariery albo nagrody.

3. Pamiętaj, abyś Polsce oddał bez wahania
 majątek, szczęście osobiste i życie.

4. Czcij Polskę, Ojczyznę twoją,
 jak matkę rodzoną.

5. Z wrogami Polski walcz wytrwale
do ostatniego tchu, do ostatniej kropli
krwi w żyłach twoich.

6. Walcz z własnym wygodnictwem i tchórzostwem.
Pamiętaj, że tchórz nie może być Polakiem.

7. Bądź bez litości dla zdrajców
imienia polskiego.

8. Zawsze i wszędzie śmiało stwierdzaj,
że jesteś Polakiem.

9. Nie dopuść, by wątpiono w Polskę.

10. Nie pozwól, by ubliżano Polsce,
poniżając Jej wielkość i Jej zasługi,
Jej dorobek i Majestat.

 

Będziesz miłował Polskę
pierwszą po Bogu miłością.
Bedziesz Ją miłował więcej
niż siebie samego”.

Zofia Kossak-Szczucka

PITAVALE - 113

wg. Jerzego Reutera

Miłość w teatrze

To nie tylko sceniczne dramaty, pisane przez wielkich dramaturgów, to także zwykła proza życia, schowana gdzieś głęboko za tajemniczymi kulisami, w garderobach, pracowniach i emocjach, jakże ważnych dla każdego artysty. To raczej zrozumiałe, że życie na scenie musi przenosić się gdzieś głębiej i odciskać swoje piętno na dniu codziennym uczestników tego niecodziennego dell`arte. Pan elektryk z tarnowskiego teatru był młodym i bardzo przystojnym mężczyzną, a mało tego, był nad wyraz ambitny i rządny wejścia na scenę w jakiejś wyrazistej pozie, by zaimponować wszystkim. Jednak pozostałoby to w sferze nocnych marzeń, gdyby do naszego teatru nie została zatrudniona młoda, tuż po studiach, piękna aktorka. A byla tak powabna, że skupiała na sobie gorący wzrok wszystkich mężczyzn i zadrosne spojrzenia kobiet. Elektryk – tak go nazwiemy, by nie urągać jego pamięci – zakochał się od pierwszego wejrzenia, co było zawsze widoczne na oświetlanej przez niego scenie i rozpoczął powolne eksponowanie przed wybranką swoich wdzięków.

Pitaval 113

Bożena Kwiatkowska – część I

Kobieta, która urodziła się z batutą w dłoni…

 

To jedna z najbardziej wyrazistych osobowości tarnowskiej kultury, o iście renesansowych horyzontach, kobieta instytucja, a przy tym osoba bardzo ciepła i wrażliwa, emanująca zda się niespożytymi siłami witalnymi. Pisze wiersze, maluje i haftuje, uczy i studiuje, ale przede wszystkim komponuje i dyryguje. Kilka lat temu obchodziła jubileusz 50-lecie pracy pedagogicznej i 30-lecie pracy dyrygenckiej, zorganizowany przez nasz portal w ówczesnym klubie studenckim „Przepraszam”.

 

Za swoją działalność została uhonorowana Złotym Krzyżem Zasługi, Złotą Odznaką Polskiego Związku Chórów i Orkiestr oraz Złotą Odznaką Zasłużonego Działacza Kultury. Z racji swoich jubileuszy była nominowana do Nagrody Kultury Miasta Tarnowa.

 

Poniżej rozpoczynamy publikację wspomnień pani Bożeny Kwiatkowskiej, będące także ważnym uzupełnieniem kulturalnej historii naszego miasta, redakcyjnie opracowanych przez red. Aleksandrę Pisz.

 

Życie bohaterki cyklu, który zostaje rozpoczęty niniejszą publikacją, jest nierozerwalnie związane z muzyką. Ta muzyka, jak pisze pani Bożena Kwiatkowska w swoich Pamiętnikach, “zaczęła płynąć w jej krwiobiegu już w momencie poczęcia”. Nie mogło być inaczej ㅡ pochodzi z rodziny artystów: muzyków, malarzy, śpiewaków… No i ojciec, dyrygent, który z uśmiechem mówił, że “urodziła się z batutą w dłoni”. W planach artystki na bardzo dojrzały wiek czwarty, był pomysł pisania, kiedy zakończy swoją przygodę ze sceną. Koniec muzycznej kariery i aktywności zawodowej to moment przełomowy, a 75. urodziny są doskonałą okazją żeby te plany wcielić w życie. Pamiętniki pani Bożeny stanowią zapis historii życia muzycznego kobiety-dyrygenta ㅡ historię wyjątkową, która mieni się milionem barw i światłocieni, jak zresztą sama postać ich autorki.

 

1958 r. – Ja z bratem  „w parterze” w spektaklu Calineczka, Dom Kultury M-7 (Gwiazda)

Muzyczne początki. Wczesne dzieciństwo

 

Przy pisaniu powracają do mnie bardzo wyraźne obrazy. Cóż, to cecha wieku. Pamięć krótka wysiada, a pamięć odległa się wyostrza. Z okresu wczesnego dzieciństwa, wspominam w pamięci bardzo wyraziście ㅡ na pytanie kim chciałabym być, zawsze odpowiadałam: “Oczywiście dyrygentem”. Nie pamiętam czy było słowo oczywiście, miałam wtedy pięć lat.Pamiętam jednak, że bardzo wcześnie się zakochałam ㅡ w wieku pięciu lat. Obiekt moich westchnień był osiemnastoletnim blondynem. Pan Fredziu Tyrka, obdarzony przepięknym tenorem, był solistą naszego chóru Harmonia. Miał przepiękny głos, naturalną nietuzinkową osobowość i temperament. Na którymś z festiwali i konkursów, których w tamtym okresie było sporo, gdy spragnieni zatarcia złych czasów wojny śpiewali wszędzie i przy każdej okazji, pana Fredzia usłyszał ktoś z Mazowsza i chciał go zaciągnąć do chóru. Jednak pozostał do końca wierny Harmonii, ale o tym będzie innym razem. No więc, ten Fredziu był moją pierwszą miłością pięciolatki, bo był pięknym blondynem o niebieskich oczach i pięknie śpiewał. Tata mówił, że siadałam mu na kolanach, taka byłam śmiała i wyzwolona, i bez żenady mówiłam: “Panie Fredziu, ja pana kocham! Cy pan się ze mną ozeni?”. Pan Fredziu był moją pierwszą miłością chóralną. Ale nie ostatnią… Później był pan „Korniu”. Ojciec znanego wokalisty Bronisława Kornausa z zespołu Partita. Był półromem, miał piękny głos, liryczny urok wokalny, grał na gitarze romanse cygańskie. Chyba miałam 6 albo 7 lat. To były lata 50.

 

1959 r. Mój pierwszy raz… III klasa Podstawowej Szkoły Muzycznej.

 

Jako trzylatka zaczęłam chodzić na rytmikę do Domu Kultury M7 przy ul. Kopernika (bardziej znanego jako „Gwiazda” – DK Fabryki silników elektrycznych „Tamel”), a później do klasy baletowej dla maluchów, którą prowadziła słynna Alicja Preis. Była bardzo znaczącą, wraz z mężem Janem, osobowością kulturową tamtych lat. Pani akompaniatorka zwróciła uwagę na małego łobuziaka w spódniczce, wystukującego wszystkie rytmy spadające z zaczarowanej klawiatury fortepianu. Wzięła mnie na bok, przepytała z rytmów i tańców, zadawała różne pytania. Mama opowiadała mi później, że była zachwycona. Podobno z ust nauczycielki padły takie słowa: “Nie zmarnujcie tego dziecka, bo to może być mały Chopin”. Czy rzeczywiście nie zmarnowali tego dziecka? W każdym razie zaczęłam uczyć się prywatnie fortepianu u pani Wojtasiewiczowej. To był chyba rok 1954. Wtedy ojciec był już głównym księgowym w karpackich zakładach gazu ziemnego przy ul. Dąbrowskiego. Tam, w świetlicy zakładowej, kształcono dzieci pracowników. Była rytmika, nauka gry na fortepianie i chór mieszany Akord, który prowadził ojciec. Mama była solistką. No i zaczęła się moja droga po pięciolinii.

 

 

Żółty ołówek i tajemnica pióra

 

Odkąd sięgam pamięcią fascynowały mnie przybory do pisania. Ołówek, pióro, a później długopis, choć do dzisiaj pozostaję wierna pióru wiecznemu. Nie umiałam jeszcze pisać, ale ciekawiły mnie ołówki z gumką. Być może, był to pierwszy sygnał, że powinnam zająć się rysunkiem. I ta moja ciekawość ołówka popchnęła mnie do przestępstwa dziecięcego wieku. Zafascynowana, patrzyłam łakomie w stronę małego, już wypisanego, żółtego ołówka z różową gumką, który był własnością mojego wujka Tolka. To były pierwsze lata powojenne. Do biednych Polaków wysyłane były z Ameryki paczki UNRA. To pudło, oczywiście puste po produktach, było przechowywane w naszym mieszkaniu i służyło przez długie lata jako schowek na bańki i ozdoby choinkowe. Nawiasem mówiąc, wtedy wszystko, co „amerykańskie” miało dużą wartość w biednym, socjalistycznym kraju. W tym pudle były również przysłane srebrne bańki, ręcznie drukowane w hucie. Nie do zdarcia. Nawet po wielokrotnym upadku nie udało rozbić się ich na kawałki. Przechowuję do dziś jeszcze taką bańkę, jako pamiątkę z dzieciństwa. To dygresja, ale jednak związana z ołówkiem. Były też kredki… Ta firma nazywa się Kooh-i-noor i istnieje do dzisiaj. Kredki zabrał ojciec, bo oprócz dyrygowania, także świetnie rysował, zwłaszcza portrety i kapitalne karykatury. Wtedy o farby było trudno.

 

Żółty ołówek otrzymał w paczce również wujek Tolek. Często go używał, więc często musiał go temperować, co widocznie skracało jego parametry. Do dziś stoi mi przed oczyma ten zaczarowany ołówek, który po prostu któregoś dnia zakosiłam. Wydawało mi się, że nikt tego nie dostrzeże, ale oczywiście wujek się zorientował, bo przecież często mi go użyczał, abym spokojnie rysowała i nie zawracała dorosłym głowy. Ponieważ nigdy nie nauczyłam się kłamać, od razu się przyznałam. Już nie pamiętam jaki był finał mojej kradzieży. Ale to dziwne, że widok ołówków, piór wiecznych, gumek do mazania, pozostał we mnie na zawsze. Nie wiadomo skąd i kiedy, mój wzrok ciągle skupiał się na przyborach do pisania i rysowania. Czasem, wstyd się przyznać, lubiłam sobie pożyczyć jakiś ładny długopis. Do dzisiaj, zawsze zatrzymuję się przy ekspozycjach kompletów do pisania w sklepach i hurtowniach, ale nie zdarzyło mi się nigdy „zwinąć” czegoś z wystawy.

 

Chór Mieszany „Akord” pod batutą mojego Ojca.

 

O miłości do pióra będzie pewno jeszcze w dalszych opowiadaniach, ponieważ ma to ścisły związek z dyrygowaniem chórem i muzyką w ogóle. Nikt inny nie skojarzył mojej fascynacji piórem z tym, że powinnam pisać. Że jest to wołanie tego szlachetnego instrumentu, pióra, do pisania (“Weź mnie. Pisz, pisz… Pisz, co dyktuje ci serce”) zrozumiałam znacznie później, gdy sama zaczęłam pisać poezję ㅡ bardzo sporadycznie w wieku dwudziestu kilku lat, a na tak już na poważnie dopiero po pięćdziesiątce. Te moje wspomnienia spod pióra mają ścisły związek z muzyką i z moim całym życiem. Pamiętniki zaczęłam pisać jako nastolatka, będąc jeszcze w liceum muzycznym. Potem było kilkanaście lat przerwy, w czasie których gdzieś tam, na skrawkach kartek, powstawały twory literackie. Na poważnie zaczęłam pisać w latach 90., przelewając moje myśli na strony opasłych organizerów Biznesmena, w cyklu “Dziennik Duszy”. Obecnie piszę już 13 tom tych Dzienników . Każdy opatrzony jest innym tytułem i z innym motywem wstępnym. Ot, i cała moja tajemnica potrzeby pióra.

 

1973 r. Ja i „Mali Świerczkowiacy” z ZDK w Mościcach.

 

Od dawna w moich planach na bardzo dojrzały wiek czwarty, był pomysł pisania, gdy już wycofam się ze sceny. Myślę, że wiedziałam od początku kiedy to nastąpi. Kończę właśnie 75 lat i to jest ten czas, o którym myślałam od dawna. Trzeba wiedzieć kiedy zakończyć aktywność zawodową prowadzoną od 60 lat. Jak już wspomniałam, potrzeba pisania w moim życiu była tak wielka, jak miłość do batuty. Nie wiem czy to idzie w parze, ale fakt, że prawa ręka w okolicy barku jest bardziej zużyta, co by wskazywało na zmęczenie materiału. Z resztą, cała moja prawa strona jest trochę zużyta.

 

1957 r. Tuchów, koncert organowy. Mój Ojciec…

 

Juliusz Kolbusz. Wspomnienia o ojcu

 

Moje pisanie, styl, wyobraźnia, kształtowały się pod wpływem ojca, który również miał kwiecisty styl i łatwość pióra. Tu muszę zaznaczyć, że ta cecha była w rodzinie po mieczu ㅡ wszyscy byli nauczycielami, polonistami. Humaniści, również parali się piórem. Ojciec pomagał mi przy wypracowaniach z języka polskiego i od niego nauczyłam się pisania. Były to dobre wypracowania szkolne ㅡ tak, że z języka polskiego zawsze miałam bardzo dobre oceny, zarówno w piórze, jak i w mowie. Ojciec mój, Juliusz Kolbusz, przez całe życie był dla mnie niedoścignionym wzorem. Ale nie tylko w muzycznych sprawach był znakomity. Chociaż nie posiadał wykształcenia muzycznego zawodowego, po objęciu pod swoją kuratelę po wojnie w 1946 roku chóru Harmonia, jeździł na wszystkie szkolenia i kursy dyrygenckie do Warszawy jako amator. Był już wtedy głównym księgowym Karpackich Zakładów Gazownictwa Ziemnego. Jak już wspomniałam wcześniej, to stanowisko wymagało umysłu ścisłego i niezwykłej koncentracji. A tutaj niesłychanie wybujała muzycznie i plastycznie wyobraźnia, która pomagała mu (jak w przyszłości jego córce) widzieć muzykę w kolorze i kształcie.

 

1972 r. Akompaniuję koleżance Halince.

 

Pamiętam, że siedział wieczorami po pracy nad partyturą przepisując każdą linię melodyczną czterogłosu męskiego, wszak wtedy jeszcze młodzi chórzyści – amatorzy nie umieli czytać z nut. Nauczyli się tego dopiero po latach, a kserokopii nie było. To „ściubanie” czarnych znaków, po latach odbiło się na jego wzroku (tak samo zresztą jest u mnie), bo chyba nie miał dobrego oświetlenia w postaci porządnej lampki, tylko pisał przy górnym świetle żyrandola. W przeciwieństwie do mnie, zawsze bardzo dbałam o dobre oświetlenie stołu z lewej, albo też i czasy stwarzały coraz to lepsze lampy i lampki. Ojciec był człowiekiem niezwykle pracowitym, sumiennym i uczciwym. To on nauczył mnie, że kłamstwo ma krótkie nogi. To on wpoił nam, to znaczy mnie i mojemu bratu Ryszardowi, zasady: Bóg, Honor i Ojczyzna. Te zasady pozostały we mnie do dzisiaj. W ciągu roku był człowiekiem bardzo zajętym. Miał swoje nawyki, które przekazywał mnie i bratu. Traktował je bardzo poważnie, nie na pokaz. W czasach komunizmu był jedynym głównym księgowym bezpartyjnym (ja też taka byłam) i z dumą o tym opowiadał. Możemy się tylko domyślać jakim musiał być fachowcem w swojej branży zawodowej, jeśli udało mu się utrzymać na takim stanowisku nie będąc „czerwonym”. I nikt, o dziwo, nie napierał na niego w tamtych czasach.

 

1967 r. 25 lecie Chóru Harmonia. Kasyno w Mościcach

 

Ojca wspominam… Trudno mi powiedzieć, czy z czułością? Był z natury człowiekiem dosyć chłodnym. Raczej podziwiałam jego talenty artystyczne w porównaniu z umysłem ścisłym. Nie pamiętam żeby brał mnie na kolana, żeby mnie przytulał. Musiał mieć obie półkule mózgowe rozwinięte w równowadze, skoro był świetny jako księgowy i jako muzyk ㅡ dyrygent, kompozytor. Świetnie też śpiewał, obdarzony słuchem absolutnym. Słuch absolutny mam po nim. Śmieję się, że nigdy nie byłam dobra z liczenia, ale wystarczyło mi, że jako dyrygent, miałam liczyć tylko do czterech. Raz, dwa, trzy, cztery! To ruchy dyrygenta. Taktowanie!

 

Kraśnik 1973 – Zajączki, obok p. Bożeny Janusz Gajos, który wraz z Ireną Karel prowadził konkurs.

Pracował cały rok, ale w wakacje miał miesiąc urlopu i wtedy całą rodziną jechaliśmy na tzw. wczasy pod gruszą, na wieś. Zakładowe auto transportowe, którym jechał, a którym chór także jeździł na konkursy po całej Polsce, było wtedy całe zapakowane „betami, garnkami, nocnikami”, i wyruszaliśmy z prędkością 40 km/h do pobliskiej wsi Pleśna albo Szynwałd. Dopiero tam wiedzieliśmy z bratem, że mamy tatę dla siebie. To tam nauczył nas otaczającego świata ㅡ lasu, pól, łąk i wszystkiego, co na pięknych ziemiach żyło, spało i się ruszało. Tam uczył nas: nazw pędraków, owadów. Tam po raz pierwszy zobaczyłam salamandrę plamistą, tzw. „kochankę ognia zaczarowaną w jaszczurkę”, dziś trudno dostępną do obserwacji, czarną w piękne, ogniste plamy. Tam uczył nas nazw roślin w poszyciu leśnym, uczył miłości do wszelkiego stworzenia, małego i dużego, oraz opowiadał o Ojcu Wszego Świata, świętym Franciszku. Notabene, dziadek Kolbusz, czyli jego ojciec, również nosił to imię czyli Franciszek. Po nim także mój tato posiadał wszelkie zdolności muzyczne, grał na wszystkich instrumentach amatorsko, świetnie malował. A więc, tak „miecz artystyczny” od pokoleń królował w naszej rodzinie –  papierze i pięciolinii kreśląc wspaniałe znaki.

 

Zredagowała: Aleksandra Pisz.

Zdjęcia pochodzą z archiwów p. Bożeny Kwiatkowskiej.

Zobacz również:

PO SĄSIEDZKU:WIELKI TYDZIEŃ W KRAKOWIE

czyliMISTERIA PASCHALIA 2025   Tegoroczna, dwudziesta druga już edycja festiwalu Misteria Paschalia w liczbach – i dużym skrócie – to osiem dni, dziesięć wyjątkowych lokalizacji i kilkadziesiąt wydarzeń artystycznych w Krakowie, Tyńcu i Wieliczce –

Czytaj więcej....

Rozdział 8 “Z batutą w dłoni”

czyli Moje marzenia twórcze.   To kolejna część unikalnych wspomnień Bożeny Kwiatkowskiej, których część VIII publikujemy poniżej. Nasza bohaterka to kobieta, która urodziła się z batutą w dłoni…To jedna z najbardziej wyrazistych osobowości tarnowskiej kultury,

Czytaj więcej....

Przez Twe święte zmartwychwstanie,
z grzechów powstać daj nam, Panie

Każdemu z Was, każdemu kto w Waszym
sercu ma choć miejsca odrobinę

wszelakości dobrej a Bożej
w czas WIELKIEJ NOCY
Anno Domini 2025
życzy Teatr Nie Teraz
oraz Tarnowski Kurier Kulturalny

Poprzedni
Następny

 

  jak
  Babcia
  przy
  furtce
  stoi

 

  cierpiąc
  na
  zawroty
  historii

 

  Ryszard S.

MALOWANIE SŁOWEM

Ryszard Smagacz

Tryptyk Katyński część I

 

Część I

 

            1940 – 2010 Katyń

to

dla Polaków

ziemia

święta i przeklęta

wojenna

dwie daty

dwie listy

ale

od

teraz

pamięć jedna

 

wtedy

bezimienny guzik

z orzełkiem

teraz

obrączka

z imieniem

prezydenta

 

wtedy

strzały w tył głowy

i milczący las

wokół

teraz

salwy honorowe

Zygmunt i Wawel

i pokój

także my

jakby

nie ci

sami

oby

 

CZYTAJ DALEJ

 

Teatr Nie Teraz

Galeria Mistrzów:

Najnowsze spektakle:

MINIATURA TEATRALNA
PREMIERA
12 października 2024, Dwór Brzozówka w Tomicach k/ Warszawy

PREMIERA
5 października 2024, Muzeum Marii Konopnickiej w Żarnowcu
11 października 2024, Zakliczyńskie Centrum Kultury

PREMIERA
8 marca 2024, Muzeum Wsi Radomskiej
15 marca 2024, Zakliczyńskie Centrum Kultury

PREMIERA

8 lipca 2023, Muzeum Marii Konopnickiej w Żarnowcu

PREMIERA
18 marca 2023, Zakliczyńskie Centrum Kultury

PREMIERA

28 września 2022, Łomża

10 wrzesień 2022 – Suchowola koło Białegostoku
16 wrzesień 2022 – Strachocina koło Sanoka

8 wrzesień 2022 – Muzeum Marii Konopnickiej w Żarnowcu
14 wrzesień 2022 – Gliwice

Pierwsza premiera online – grudzień 2020

dworek M. Konopnickiej w Żarnowcu

Lipiec 2020

Ośrodek Praktyk Artystycznych – Dom Ludowy Maszkienice

Listopad 2019

Ośrodek Praktyk Artystycznych – Dom Ludowy Maszkienice

Spektakl teatralny w wykonaniu adeptów TNT

Arkadia – Sybir – Powrót do nieswojego domu

kwiecień 2019

listopad 2018 – Opole

październik 2017 – Tuchów – Kraków – Warszawa
październik 2016 – Tarnów Ratusz
marzec 2016 – Tuchów klasztor
luty 2016 – Warszawa – Galeria Porczyńskich
sierpień 2015 – Ołpiny
listopad 2014/2015 – Tuchów, Ołpiny /Wymarsz/
październik 2014 – Warszawa Żoliborz – Dom Pielgrzyma „Amicus”
lipiec 2013 – Synagoga – Dąbrowa Tarnowska
kwiecień 2012 – Warszawa – Więzienie na Rakowieckiej

maj 2011 – Warszawa – Muzeum Niepodleglości

grudzień 2010 – Hotel Tarnovia
maj – czerwiec 2003 Peregrynacja z kopią Veraikonu: Nowy Sącz, Stary Sącz, Just, Rożnów, Tropie, Jamna, Lipnica Murowana,  Nowy Wiśnicz, Szczepanów, Zabawa, Zawada, Tarnów 

_______________________

SPOTKANIA

_______________________

więcej na www.nieteraz.pl 
www.tarnowskikurierkulturalny.pl

YouTube