
Czyli w sobotę, 18 czerwca 2022 roku, Tarnów będzie miał swoje „pięć minut” – przynajmniej w mediach… Przez kilka godzin nasze galicyjskie miasteczko będzie centrum władzy wykonawczej w Polsce, bowiem dawno już nie gościł u nas premier i jego ministrowie wraz z ich wojewódzkimi i powiatowymi przedstawicielami, przewodniczący partii rządzącej i prominentni jej działacze. Najpierw o godz. 14 premier Mateusz Morawiecki oficjalnie otworzy nowy most w Ostrowie na Dunajcu, zaś później o godz. 15 przewodniczący PiS, wicepremier Jarosław Kaczyński odsłoni przed dworcem PKP pomnik swojego brata, prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Będzie się działo… I tak, jak mostowa uroczystość nie budzi większych negatywnych emocji – inwestycja jest w pełni akceptowalna społecznie, tak ta pomnikowa wprost przeciwnie – protestuje magistrat, pisma ślą miejscowi architekci, kontestują liczni działacze partii opozycyjnych trzymający władzę w mieście. Obszernie pisaliśmy o tym kilka dni temu. Swoiste polityczne votum separatum zgłosił Prezydent Tarnowa, zapowiadając swoją nieobecność na uroczystości pod dworcem, za nic mając powinności gospodarza miasta, które odwiedzają dwaj najważniejsi rządowo-polityczni dygnitarze wraz z liczna asystą ważnych osobistości. I psim, z przeproszeniem, obowiązkiem włodarza miasta jest godnie reprezentowania jego mieszkańców, na bok odkładając swoje polityczne sympatie. No cóż, ktoś tu wyraźnie zapomina o staropolskiej, galicyjskiej gościnności i zwykłej przyzwoitości! Będzie skandal (ekipy TVP, Polsatu i TVN już w drodze), a wszak nie o taką promocję Tarnowa chodzi. Żeby nieco ostudzić gorące głowy, warto przy tej okazji przypomnieć historię naszego poczciwego dworca kolejowego, przed którym odbędzie się całe teatrum…

Doprowadzenie torów do naszego galicyjskiego miasteczka było impulsem dla Tarnowa. Podobno przed wojną pociąg dojeżdżał z Warszawy do Zakopanego szybciej niż teraz. Z sentymentem wspominają autorzy pamiętników luksus przedwojennych składów. Nawet najbliższa tarnowianom linia do Krakowa powstała w tempie, zdawać by się mogło, niewiarygodnym. Tarnów, miasto w połowie XIX wieku liczące kilka tysięcy obywateli, znalazło się na skrzyżowaniu istotnych wówczas szlaków komunikacyjnych. Powstawały one głównie na potrzeby gospodarcze i wojskowe. Poza tym, co tu dużo mówić, na sprawne wykonanie odcinka łączącego stołeczny Wiedeń z Galicją, kładł nacisk sam cesarz. Stąd też i pierwotna nazwa: Uprzywilejowana Kolej Północna Cesarza Ferdynanda, której krakowsko – wiedeński odcinek można było pokonać w dziewiętnaście godzin. Tarnów stał się wiec stacją węzłową dla trzech ważnych tras: Tarnów – Nowy Sącz – Krynica i dalej Wiedeń, Tarnów – Przemyśl – Lwów – Kijów i Tarnów – Kraków – Wrocław. Tarnów otrzymał wtedy też dworzec godny prawdziwego, dobrze rozwiniętego miasta. Wspaniały gmach, którego piękno można podziwiać po przeprowadzonym kilka lat temu remoncie, jest repliką dworca we Lwowie.

18 sierpnia 1876 r. przypadało podwójne święto – 46. urodziny oraz imieniny cesarza Franciszka Józefa. Na ten dzień przypadło oficjalne i uroczyste oddanie prowadzącej z Krakowa do Wiednia linii, łączącej te dwie historyczne stolice. W tym dniu zamknięty został ostatni etap budowy drogi żelaznej, który nazwano koleją tarnowsko – leluchowską. Kolej ta liczy sobie blisko150 km długości. Prowadzi „na wskroś” przez karpackie wzniesienia, dowożąc pasażerów aż do Preszowa i Orlova. 150 km to może niezbyt imponująca odległość, ale urozmaicony górzyście teren dał się budowniczym dobrze we znaki. Najpoważniejszą przeszkodę napotkano w okolicach Żegiestowa, gdzie trasa wije się wzdłuż Popradu. Na drodze stało bowiem wzgórze, którego jedynym sposobem przebycia było przekopanie tunelu: „bowiem dolina Popradu miedzy Żegiestowem a Andrzejówką torów budować nie sposób było inaczej”. Tunel został zaplanowany na linie dwutorową, na całej swej długości. Miał liczyć ponad pół kilometra długości. Budowa wiązała się z przemieszczeniem tysięcy ton ziemi, żwiru i głazów. Koncesje na budowę tunelu i całego etapu tarnowsko – leluchowskiego otrzymała firma Koller und Gregorsen z Wiednia, Przy drążeniu tunelu do prac inżynierskich, kamieniarskich i saperskich, przy kruszeniu skał dynamitem, zatrudniono Tyrolczyków, specjalistów w tym fachu.

Mieszkańcy doliny Popradu również uczestniczyli w skomplikowanym przedsięwzięciu,w charakterze kopaczy, ładowaczy, taczkowych i wózkowych. Niestety, już niedługo po rozpoczęciu drążenia tunelu, okazało się że wzniesienie jest niezwykle niestabilne, poprzecinane ciekami wodnymi. Jak pisał „Czas”: „Przy robocie napotykano na znaczne trudności: to usuwała się góra, to woda zatapiała całe sztolnie, najwięcej zaś ciężkie, gazem kwasu węglowego przesycone powietrze, w którem się światło palić nie chciało, tamowało roboty”. Jednakże, mimo wszelkich trudności „w połowie tunelu w długości 250 metrów pod górą spotkali się w nocy19 listopada1874 roku dwaj robotnicy uderzywszy jeden drugiego czekanem, poczem nastąpiły obopólne uściski serdeczne”. Prace trwały czternaście miesięcy.

Równocześnie prowadzone były roboty zabezpieczające przekop. Ponadto, na co nietrudno zwrócić uwagę, tunel nie prowadzi pod wzgórzem w linii prostej, ale po łuku. Przyczynę takiego stanu rzeczy tłumaczy się dramatycznym wydarzeniem, do którego miało dojść przy pierwszej próbie drążenia „na wprost”. Osuwające się masy ziemi i głazów miały zawalić wlot tunelu od strony Krakowa i uwięzić sto dwadzieścia sześć osób oraz kilka zaprzężonych w konie wózków do wywożenia wybranego materiału. Tygodniowa akcja nie przyniosła skutku i linie musiano poprowadzić zupełnie inaczej. Tragiczne zdarzenie nie znajduje potwierdzenia w relacjach prasowych. Znajdujemy natomiast sporo opisów tryumfalnego zakończenia budowy: „tunel był odpowiednio przystrojony i oświetlony ogniem bengalskim, wzniesiono okrzyk trzechkrotny na cześć Naj. Pana, który budowę kolei Tarnowsko-Leluchowskiej najśpieszniej przeprowadzić polecił, wreszcie na cześć urzędników przy budowie kolei zatrudnionych, gości zebranych podjęto w domkach zbudowanych nad rzeką Popradem w lesie a przy doskonałej muzyce zakończono uroczystość tańcami”.

W rozmarzeniu myślę o tym, jak niegdyś, przed wojną, można było podobno regulować zegarki według planowo przyjeżdżających pociągów. Ba, można było zakończyć budowę planowo i dokładnie w dzień imienin i urodzin cesarza. Dobrze chociaż, że na naszym odrestaurowanym dworcu czeka się przyjemnie na nie zawsze punktualne pociągi.
Ryszard Zaprzałka