
zmarł w poniedziałek, 17 lipca, w Warszawie.
Studiował rusycystykę, ale zasłynął jako tłumacz z angielskiego. W „Nowej Fantastyce” przestrzegał przed Nowym Średniowieczem, chociaż w życiu był człowiekiem iście renesansowym. W wieku 87 lat odszedł Lech Jęczmyk, legendarny redaktor, tłumacz i publicysta. Wybitny erudyta i niezrównany gawędziarz. Miałem zaszczyt znać osobiście pana Lecha i jego cudowną żonę Magdę, bywałem w ich warszawskim mieszkaniu podczas częstych pobytów w stolicy mojego Teatru Nie Teraz, którego był wielkim przyjacielem. Odszedł genialny filolog rosyjski, dzięki któremu mogliśmy poznać mnóstwo ciekawych, antykomunistycznych pisarzy czasów PRL.

To także znany judoka, miał 1 dan w judo (trenował w AZS Warszawa), – do roku 1969 członek kadry narodowej, m.in. brązowy medalista mistrzostw Polski (1967). Przez całe lata związany z opozycją demokratyczną. W latach 1981-84 działał w „Solidarności” Międzywydawniczej; od 1982 r. był autorem (ps. AZ, Adam lub Antoni Zajonc, Andrzej Zawada), redaktorem, kolporterem podziemnych czasopism: „BMW”, „Wyzwolenie”, „Vacat”, „Sprawa”. W ostatnich latach związany z Polska Partią Niepodległościową i Ruchem dla Rzeczypospolitej, I najważniejsze: to człowiek, który w latach 80. był szefem ochrony osobistej Błogosławionego księdza Jerzego Popiełuszki, przy którym rozpoczął swoją drogę ku Bogu…

Maturę zdał w roku śmierci generalissimusa Stalina. Z konieczności studiował rusycystykę, którą ukończył w 1959 r. – bowiem z opinią wystawioną mu przez szkolny Związek Socjalistycznej Młodzieży Polskiej – podpisaną zresztą przez… Jacka Kuronia – nie chciano przyjąć go na żadne inne studia. Co w jego przekonaniu paradoksalnie okazało się dlań „szczęśliwym zrządzeniem losu”.
W międzyczasie zainteresował się współczesną literaturą amerykańską; przetłumaczył na polski wiele kultowych powieści: m.in. Josepha Hellera, Thomasa Bergera, Kena Kesey’a, Kurta Vonneguta… Jest największym w Polsce znawcą twórczości Philipa K. Dicka i zarazem najlepszym translatorem jego dzieł.

W latach 1984-2003 związany z miesięcznikiem „Fantastyka” („Nowa Fantastyka”). Był (krótko) kierownikiem działu publicystyki w telewizji i bezskutecznie usiłował coś zdziałać na polu politycznym w podziemnej Polskiej Partii Niepodległościowej i w nadziemnym Ruchu dla Rzeczypospolitej. Uwieńczył swą karierę stanowiskiem nauczyciela w liceum ogólnokształcącym, zapoznając się z ludźmi z przyszłości. Tłumaczył książki m.in. Vonneguta, Hellera, Dicka i Le Guin. Wydał kilkanaście antologii. Otrzymał kilka nagród za działalność wydawniczą i tłumaczenia, ale najbardziej dumny był z tego, że jego pracę i postawę doceniały najwyższe czynniki państwowe: był wyrzucany z pracy na polecenie Komitetu Centralnego PZPR, prezydenta Wałęsy i kancelarii prezydenta Kwaśniewskiego.
W latach 1959-63 Lech Jęczmyk pracował Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych, później został kierownikiem redakcji Wydawnictwa „Iskry”. „To właśnie w tym okresie swojej aktywności (tj. do roku 1978, kiedy to został zwolniony z polecenia Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej) doprowadził do publikacji sześciu zbiorów opowiadań science fiction pt. „Kroki w nieznane”, które walnie przyczyniły się do popularyzacji tej odmiany literatury na polskim gruncie”.
Równolegle w innych wydawnictwach (m.in. w Państwowym Instytucie Wydawniczym) publikował przekłady powieści autorów uznawanych współcześnie za klasyków literatury amerykańskiej – m.in. „Paragraf 22” Josepha Hellera w roku 1975.

Lech Jęczmyk przełożył z języka rosyjskiego m.in. skecz pt. „Student Awas” zinterpretowany przez Piotra Fronczewskiego i Wojciecha Pszoniaka w Kabarecie pod Egidą. Był pierwowzorem postaci Paula Barleya w komiksie autorstwa Macieja Parowskiego, Jacka Rodka i Bogusława Plocha. Współpracował z radiem Wnet. Odznaczony Srebrnym Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”.
Od 1978 r. był kierownikiem działu literatury anglojęzycznej w Spółdzielni Wydawniczej „Czytelnik” – to dzięki niemu w tzw. „Serii z kosmonautą” ukazały się m.in. takie pozycje jak „Planeta śmierci” Harry’ego Harrisona, „Rycerze na rozdrożach” Kiryła Bułyczowa, „Słoneczna loteria” Philipa K. Dicka. A także: „Twarzą ku Ziemi” Macieja Parowskiego, „Cylinder van Troffa” Janusza Zajdla, „Wir pamięci” Edmunda Wnuka-Lipińskiego i „Senni zwycięzcy” Marka Oramusa. „Tym samym Lech Jęczmyk doprowadził do zaistnienia nurtu znanego jako fantastyka socjologiczna, jednego z najciekawszych zjawisk w polskiej literaturze XX wieku”.
W 2013 r. wydał książkę autobiograficzną pt. „Światło i dźwięk. Moje życie na różnych planetach”. „W tych erudycyjnych, pisanych ze swadą i humorem tekstach zawarł on nierzadko gorzkie refleksje o kondycji współczesnej cywilizacji zachodniej i jej niepewnej przyszłości. Znać w nich jednak także nadzieję opartą na koncepcjach chrześcijańskich myślicieli, w tym zwłaszcza szczególnie przezeń cenionego Nikołaja Bierdiejewa. Autor błyskotliwych bon motów (m.in. „W starciu kapitalizmu z socjalizmem zwycięzcą okazał się feudalizm”.

Tomasz A. Żak: Lech Jęczmyk i ciąg dalszy.
Kiedy dziesięć lat temu Lech Jęczmyk zdecydował, aby wykorzystać na okładce swojej wspomnieniowej książki „Światło i dźwięk” zdjęcie, na którym siedzi na stosie walizek leżących na drodze biegnącej gdzieś hen daleko, nawet mi do głowy nie przyszło, że może kiedyś faktycznie wybrać się w taką podróż; w swoją ostatnią podróż. Myślałem, że walizki, to po prostu taka metafora naszego „podróżowania” przez życie doczesne.
Miałem to szczęście, że przez ostatnią dekadę trochę z panem Lechem „popodróżowałem” tutaj, tak po świecie, jak i przede wszystkim po Polsce. Miałem to szczęście, że mogłem obcować z człowiekiem, który powinien mieć od dawna swoją uniwersytecką katedrę, gdzie mógłby wychowywać kolejne roczniki myślących Polaków. To wielka słabość kultury III RP, że tacy ludzie – można by rzec, Mistrzowie – muszą działać jak nie w podziemiu, czy na emigracji, to co najwyżej na jakimś marginesie. Mistrzostwo, o którym mówię, to w przypadku pana Lecha również jego wyjątkowa proweniencja intelektualna, z jednej strony posiłkująca się alegorią świata fantastyki skontrowanej siermiężną polityczną rzeczywistością, a z drugiej rozpięta pomiędzy Ameryka a Rosją (tłumaczył dzieła literackie napisane w obu tych językach), co szczególnie dzisiaj zdaje się być bezcenne.
Pan Lech zmarł 17 lipca w wieku 87 lat. Pisanie pośmiertnych wspomnień nie jest zajęciem, które chciałbym „ubrać” w jakąś warsztatową narrację, nawet jeżeli mam świadomość, że to już za chwilę „brać będą z mojej półki”, a kolejka jest długa. Tak naprawdę liczy się to, co dalej, a w czym pomocnym może być ten, którego już fizycznie wśród nas nie ma. Jasne, ważne są okruchy wspomnień z nocnych rozmów, z wyjścia na poranną Mszę św. w kościele pw. Matki Bożej Królowej Polski, czy z długiej kawy po obiedzie u jego małżonki Magdy (och, jakże istotna to osoba w kontekście wszystkiego co dotyczy Leszka). A to co ma być dalej, noszą w sobie na pewno ci wszyscy, którzy chcieli uważnie słuchać, co Lech Jęczmyk miał do powiedzenia, tak w rozmowach prywatnych, jak i w oficjalnych wystąpieniach; co napisał (artykuły i książki) i o czym pisał (szczególnie w ostatnich latach).
Wyjątkowe znaczenie w tym Leszkowym przesłaniu na „ciąg dalszy” ma dla mnie jego książka, którą mi sprezentował ledwie trzy lata temu. Intryguje już sam tytuł tego zbioru – jak sam to nazywał, „oddzielnych kawałków”: „Życie jako okręt oglądany od spodu”. No i faktycznie – jest na co popatrzeć… Kiedy po powrocie do domu otworzyłem książkę, zauważyłem, że jest w nią wetknięta luźna kartka papieru, skądinąd wyrwana z kalendarza. Na kartce Leszek zwracał mi uwagę na dwa „kawałki” spośród zamieszczonych w tym dziele tekstów, co wzmocnił słowem: „Polecam”. Cóż takiego polecał mi Mistrz Leszek, a czym ja dzisiaj chcę się z Państwem podzielić?

„Sheldrake, Flynn i Jezus Chrystus”.
Tak brzmi tytuł pierwszego tekstu. Robert Sheldrake to żyjący w drugiej połowie XX wieku brytyjski biolog, autor koncepcji „pola morficznego”. James Robert Flynn jest działającym w tychże czasach nowozelandzkim filozofem i psychologiem, od nazwiska którego pochodzi określenie – „efekt Flynna”, jak określa się zjawisko stopniowego wzrostu ilorazu inteligencji w czasie. W artykule pojawiają się jeszcze inni naukowcy z ubiegłego wieku, z reguły marginalizowani i zapoznani (np. gruziński przyrodnik Jason Baridze, badacz obyczajów wilków czy Rosjanin Borys Parniszew, historyk i antropolog, zajmujący się relacjami pomiędzy człowiekiem i niedźwiedziem. Jak łączyć Jezusa Chrystusa z tymi ludźmi i uruchomionymi poprzez nich wątkami myślowymi ? – to właśnie jest sednem poleconego tekstu. Nie zdradzając wszystkiego chciałbym tutaj jednak przytoczyć kilka niezwykłych i jakże inspirujących myśli autora:
1. Jesteśmy załogą i pasażerami wielopokoleniowego statku kosmicznego, pędzącego przez Wszechświat z wielką prędkością.
2. Nie jesteśmy oddzieleni od środowiska jak nie przymierzając nurek w skafandrze, ale jesteśmy jego częścią, ono nas nieustannie przenika.
3. Trudno nie zauważyć, że Polska dzisiejsza (a właściwie cała cywilizacja zachodnia) znajduje się w „kulturze nieudolności”. Może dzieje się tak zawsze tam, gdzie narody wymierają, tracąc zainteresowanie dalszym istnieniem?
4. Każdy potrafi uwierzyć, jeżeli zobaczy (to święty Tomasz apostoł), ale czasami trzeba uwierzyć, żeby zobaczyć.
5. Pole morficzne rzuca nowe światło na odkupieńczą misję Chrystusa, który, żeby wskazać ludziom drogę z labiryntu ziemskiego życia musiał stać się prawdziwym człowiekiem, a żeby wejść w ludzki świat musiał być prawdziwym Bogiem.
6. Skoro istnieje pole morficzne, to nie tylko nasze uczynki, ale również wszystkie nasze słowa i myśli zostają w nim utrwalone. Stąd wyznanie każdego z nas: zgrzeszyłem myślą, mową i uczynkiem nabiera bardzo konkretnego znaczenia.

„Czasoprzestrzeń w ujęciu potocznym i naukowym”.
Ten artykułu zaczyna się od stwierdzenia, że ci uzbrojeni „w szkiełko i oko” dowiadują się po latach badań tego, co tzw. lud wiedział już od dawna, choć nie wyrażał tego w języku naukowym, czy za pomocą wzorów matematycznych. Dalej autor przywołuje historiozofa Feliksa Konecznego i jego cywilizacyjny „pięciomian”: Dobro, Piękno, Prawda, Dobrobyt , Zdrowie. Przypomina, że Koneczny pod koniec życia chciał do tego dodać „Czas”, natomiast – wedle Jęczmyka – jakoś zapomniał o czymś jeszcze ważniejszym – o „Przestrzeni”.
I tutaj znowu, zachęcając jak wyżej, do lektury całego tekstu, chciałbym zainspirować Czytelnika kolejnym zestawem Jęczmykowych myśli/konkluzji.
1. Otoczenie wielkiego miasta powoduje zmiany w percepcji świata, a prawdopodobnie także zmiany w mózgu.
2. Encyklopedia popularna stwierdza, że czas jest formą bytu materii, byłby więc od niej zależny. Kant i Bergson odmawiają czasowi charakteru obiektywnego, byłby więc kategorią umysłu (…) Czas i przestrzeń zostają połączone w jedno czterowymiarowe kontinuum w teoriach Einsteina i Minkowskiego.
3. Jasną i prostą definicję czasu mają tylko czciciele złotego cielca. Dla nich czas to pieniądz. Specyficznym sposobem przerabiania czasu na pieniądze jest pożyczanie na procent, dawniej zwane lichwą lub uzurą, dziś bardziej znane pod nazwą kredytu. (…) Lichwiarz jest paserem, sprzedającym towar podkradany Bogu (…) Pieniądze mogą zastąpić wszystko prócz czasu.
4. Abraham spytał kiedyś samego Bóg, po czym w nawale fałszywych proroctw poznać to prawdziwe. Jak to? – odpowiedział Bóg – po tym, że się sprawdza. Bóg nie tyle zasłonił przed nami przyszłość, co ograniczył swoją wszechmoc i dopuścił nas do jej współtworzenia.
5. Przy pomiarach przestrzeni przechodziliśmy od jednostek małych, na miarę ciała człowieka (piędź, łokieć, stopa, kroki) do abstrakcyjnych mil, kilometrów i wreszcie lat świetlnych. W pomiarach czasu zmierzaliśmy w kierunku odwrotnym: od lat i miesięcy do nanosekund.
6. Na starość czas przyspiesza (lata lecą jak szalone), a dystanse się wydłużają. Nie znam naukowego wyjaśnienia tego fenomenu, ale nie mówcie, że nie zostaliście ostrzeżeni.

Nowe Średniowiecze.
Leszek jak mało kto widział świat jakim jest naprawdę. Zdawać by się mogło, że ta realnie osaczająca nas dystopia, wywiedziona z literackich czy filmowych wizji science-fiction nie daje powodów do optymizmu. Leszek był jednak optymistą:
Trzeba przypomnieć, że zagłada jednej cywilizacji nie oznacza końca świata. Świat przeżył wiele upadków cywilizacji, przeżyje i ten. Będzie ten sam, ale inny.
„Nowe Średniowiecze” to tytuł zbioru felietonów Lecha Jęczmyka wydanych w 2013 roku; to również jego koncept na naszą dobrą przyszłość. Tak, chodzi o powrót do Średniowiecza, ale przede wszystkim taki, w którym znów o naszych życiowych wyborach będzie decydowała wiara w Boga.
Wierzę, że w okresie czekających ludzkość burzliwych przemian na placu boju pozostaną tradycyjne religie, i to w „twardym” wydaniu.
Leszek był optymistą, także gdy chodzi o Polskę. Oto jego literackie political fiction z podarowanej mi książki (rozdział „Oglądając się na minione pół wieku” i jego podrozdział pt. „Polska (wariant dla wierzących)”:
Po rozpadzie Unii i wycofaniu wojsk amerykańskich z Europy Polska stanęła wobec coraz bardziej szowinistycznych i wielkomocarstwowych Niemiec, co skłoniło ją do zwrócenia się w stronę Rosji i polityki wschodniej (…) Polska, wiedząca czego chce ii umiejąca walczyć o swoje interesy, zaczęła się liczyć w przeżywającym konwulsje świecie (…) Polska bez wahania zwróciła się ku mocnym jeszcze korzeniom chrześcijańskim, a sanktuaria w Licheniu i na Jasnej Górze stały się potężnymi ośrodkami, promieniującymi na całą Europę. Odrodzenie duchowe owocowało ożywieniem gospodarki, kultury i życia społecznego.
Pamiętam praktyczne uwagi Leszka, gdy chodzi o „ciąg dalszy”. Uważał, że zło przetrwają małe grupy, ale „zdrowe psychicznie”. To zdrowie widział tylko poprzez naszą obecność w tradycyjnej wierze chrześcijańskiej. Rozumiał sens działania poza systemem i bardzo go pochwalał., np. szkolnictwo domowe, domowy teatr, ale również niszowe rolnictwo czy hodowlę. Był cierpliwy w tłumaczeniu, o co chodzi i w oczekiwaniu na efekt. W końcu ten Mistrz był kiedyś mistrzem judo. Tygodniami układał puzzle sprowadzane z zagranicy. Tysięczne fragmenciki tworzyły w końcu przepiękny obraz. Nieraz podziwiałem w jego mieszkaniu te reprodukcje średniowiecznych mistrzów malarstwa. Czyli trzeba się brać do roboty; Leszkowy ciąg dalszy właśnie się rozpoczął.
Tomasz A. Żak (pch24.pl)

Opracował – Ryszard Zaprzałka