
Katarzynki to zapomniana staropolska tradycja, związana z obyczajem wróżenia kawalerom. To ludowe święto, o którym interesująco pisze na FB m.in. Katarzyna Podorska , jest odpowiednikiem znanych wszystkim andrzejek. Różnica polega na tym, że w andrzejkowy wieczór, 29 listopada (wigilia dnia św. Andrzeja), to panny wróżyły sobie przyszły los, a zwłaszcza zamążpójście i wygląd przyszłego męża. Wróżby katarzynkowe odbywające się 24 listopada (w wigilia dnia św. Katarzyny) były zaś świętem cnotliwych kawalerów, którzy szukali kandydatki na żonę.

Andrzejki przetrwały do naszych czasów, bo o ile niewiasty mocno angażowały się, przygotowując rozmaite wróżby, o tyle panowie wykorzystywali ten dzień na hulanki i zabawy w męskim gronie. Tradycyjnych wróżb nikt już raczej poważnie nie traktuje. To po prostu okazja do organizowania ostatnich przed Adwentem dyskotek i opowiadania młodzieży o dawnych zwyczajach. O katarzynkach niestety zapomniano.

Świętą Katarzynę Aleksandryjską, której imieniny obchodzi się 25 listopada, ogłoszono patronką cnotliwych kawalerów. To do niej właśnie modlili się młodzi chłopcy, którzy szukali pięknej, mądrej, a często też majętnej kandydatki na żonę. Warto wiedzieć, że święta Katarzyna żyła w III wieku w egipskiej stolicy, Aleksandrii i – jak mówi legenda – była piękną i mądrą dziewczyną, córką króla. Katarzyna dorastając w zamożnej i wpływowej rodzinie, otrzymała staranne wykształcenie. Wielu młodzieńców chciało ją pojąć za żonę, jednak ona po tym jak Jezus ukazał się jej we śnie, nawróciła się na chrześcijaństwo i złożyła śluby czystości.
Legenda głosi, że odrzuciła ofertę bycia żoną nawet rzymskiego cesarza Maksencjusza, który okrutnie prześladował ówczesnych chrześcijan. Przyjmuje się też, że jest ona symbolem mądrości. Podania głoszą, że miała stoczyć zwycięską dyskusję religijną z największymi mędrcami Wschodu i przekonać niektórych z nich do wiary katolickiej. Legenda głosi, że jej kości miano zmiażdżyć kołem, ale anioł zapobiegł tej próbie zsyłając burzę, która obsypała kamieniami i piorunami koło, łamiąc go na kawałki. Ponoć na widok jej bohaterskiej męczeńskiej śmierci nawróciło się też kilkuset żołnierzy.

Św. Katarzyna jest patronką wielu zawodów, w tym młynarzy, piekarzy, uczonych, studentów, drukarzy, bibliotekarzy, woźniców, tramwajarzy i kolejarzy. Jest też w herbie wielu miast polskich i zagranicznych. Jest również patronką Cypru i paryskiej Sorbony.
Chociaż zwyczaj katarzynek odszedł w zapomnienie, to przetrwała jednak na szczęście jedna słodka pamiątka katarzynkowych zwyczajów. Na ten dzień pieczono specjalne przysmaki – pierniczki katarzynki, które do dzisiaj cieszą nas swoim smakiem, już nie tylko w święto patronki kawalerów.

Katarzynki to najbardziej znane toruńskie pierniki. Mają bardzo charakterystyczny kształt sześciu zlepionych ze sobą medalionów. Legenda mówi, że jeden z toruńskich piernikarzy zachorował i poprosił swoją córkę Kasię, aby ta zastąpiła go przy pracy. Katarzyna nie mogła znaleźć właściwych foremek i wycięła kubeczkiem 6 kółeczek, które ułożyła w piecu. Niestety zostały one położone za blisko siebie i dlatego zlepiły się w jedną całość. Dziewczyna bardzo się tym zmartwiła, ale zupełnie niepotrzebnie. Nowy kształt pierników bardzo się spodobał i bez problemu sprzedała swoje wypieki. Od tej pory pierniki mające 6 zaokrąglonych boków noszą nazwę katarzynek.

Andrzejki, znane dawniej pod nazwą „jędrzejówki”, to stara panieńska zabawa we wróżby, która miała zdradzić imię i wygląd przyszłego męża oraz stronę świata, z której przybędzie. Brzmi prosto, ale do prostoty było temu wszystkiemu bardzo daleko. Spragnione zamążpójścia dziewczęta miały do wyboru masę wróżb, pewnie dlatego, że jeśli nie wyszła jedna czy druga, to trzecia mogła być już bardzo obiecująca.
Od zawsze największym powodzeniem cieszyło się, znane także dzisiaj, lanie wosku. Dziewczęta wlewały do naczynia z wodą roztopiony wosk, pilnie go obserwując – jeśli dwie jego grudki zbliżyły się do siebie, ślub był bliski. Jeśli się nie zbliżyły, oznaczało to niechybnie staropanieństwo. Pozostawała wtedy jeszcze nadzieja w następnym etapie tej samej wróżby, gdy zastygłą formę z wosku wyciągano z wody i oświetlano tak, aby rzucała na ścianę cień. Kształt cienia oznaczał wiele: skrzydlata postać lub anioł zwiastowały dobrą nowinę, brama lub drzwi – bliskie szczęście, kształt czapki zapowiadał kłopoty, drzewo dobry los, harfa powodzenie w miłości, półksiężyc miłosną przygodę, dzban zdrowie, a owoc dobrobyt. Wszystkie panny najbardziej pragnęły jednak dojrzeć w cieniu kształt zamku, bo to zapowiadało męża-księcia.
W dawnej Polsce przyszłość odgadywano nie tylko z lanego wosku, ale także ze stopionego ołowiu lub cyny. Ołów uważano przy tym za metal przyciągający szczęście, a małżeństwo nim wywróżone miało być trwalsze, niż to wywróżone woskiem.

Lanie wosku, ołowiu czy cyny, to tylko jedna z niezliczonych dziewczęcych wróżb. Pomysłowość w tym zakresie była ogromna, a poświęcenie wielkie. Aby zobaczyć we śnie przyszłego męża, należało np. cały dzień nie jeść i nie pić. Przyszły małżonek powinien był w tej sytuacji przyśnić się i podać wybrance wodę. Dobrze było dodatkowo odmówić przed snem specjalną modlitwę, która brzmiała raczej jak zaklęcie: „Łóżko moje depczę ciebie, Panie Boże proszę Ciebie, niech mi się ten przyśni, kto mi będzie najmilszy”.
W niektórych regionach dziewczęta miały jeszcze gorzej, bo oprócz postu i modlitwy, musiały odmówić dziewięć pacierzy stojąc, dziewięć klęcząc i dziewięć siedząc, a dla wzmocnienia wróżby położyć się spać z męskimi spodniami pod poduszką i wałkiem do maglowania bielizny z boku. Inną, wymagającą nieco wysiłku wróżbą, było sianie konopi. Dziewczyna szła samotnie w pole, koniecznie wieczorem, i siejąc konopie modliła się do świętego Andrzeja. A potem musiała położyć się z kamieniem pod głową, zasnąć i liczyć na to, że we śnie zobaczy wychodzącego z konopi męża. Jak w ogóle możliwe było zaśnięcie w takiej sytuacji, nie wiadomo. Twarz przyszłego męża można było zobaczyć też w lustrze, ale tylko w tym wiszącym naprzeciwko drzwi, albo w oświetlonej przez księżyc wodzie w studni. Czasami przyszły małżonek pokazywał się o północy w chlebowym piecu, ale zaglądanie tam było trochę ryzykowne – jeśli postać mężczyzny spała, oznaczała wybranka bardzo leniwego.
Zapalano też umieszczone na tekturkach dwie świeczki i puszczano na wodę. Jeśli zbliżyły się do siebie – można szykować ślubną suknię, jeśli nie – sukni szykować nie trzeba, ale trzeba mieć nadzieję. Pod talerzami chowano różne drobiazgi symbolizujące przyszłość – kwiatki, różańce, grudki ziemi, pieniądze. Wyciągnięcie określonej rzeczy oznaczało odpowiednio staropanieństwo, klasztor, śmierć lub bogactwo.

W wielu regionach wierzono, że w dzień świętego Andrzeja uaktywniają się wampiry i upiory, a z grobów wychodzą dusze samobójców. Sposobów na przeciwdziałanie złemu było wiele, ale dla spragnionych ślubu panien szczególne znaczenie miało palenie palm wielkanocnych, tzw. „ogni świętego Andrzeja”. Trzymane do tej pory za świętymi obrazami palmy rozpalano, a z niedopalonych resztek dziewczęta wróżyły. Wyciągnięta z palmy długa, jaskrawo żarząca się witka, zapowiadała gorącą miłość i długie życie. Krótka i szybko gasnąca – wręcz przeciwnie. Za bardzo skuteczny sposób poznania przyszłego męża uchodziło nawdychanie się tuż przed snem zapachów dymu z palących się palm. Wtedy prawie pewne było, że małżonek pojawi się we śnie. Albo przyjdzie, albo – co było bardziej pożądane – przyjedzie na białym koniu.
Warto wspomnieć jeszcze o wróżbie niemal z granicy prawa. Otóż na andrzejkowy wieczór pieczono bardzo popularne bałabuszki czyli malutkie bułeczki. Bułeczki mogły być bardzo pomocne w przepowiadaniu przyszłego męża, pod jednym warunkiem – musiały być upieczone z mąki pochodzącej z domu upragnionego kawalera. Ale uwaga! Mąkę trzeba było ukraść. W dodatku woda do bałabuszek musiał być źródlana, czerpana o północy, a niosąca ją dziewczyna nie mogła obejrzeć się za siebie. Po upieczeniu bułeczek, ciężar wskazania przyszłości spoczywał na…psie. Wpuszczano biednego czworonoga do izby, a ten, jeśli zjadł całą chwyconą bułeczkę, wróżba była pomyślna. Jeśli tylko nadgryzł i zostawił, było fatalnie.

O andrzejkowych wróżbach związanych z zamążpójściem można by jeszcze pisać wiele. Ile regionów, tyle zwyczajów i sposobów na ujrzenie przyszłości. A wszystko to dźwigał na swoich barkach biedny święty Andrzej, patron rybaków, górników, rzeźników, żeglarzy i woziwodów.
Przygotował – Ryszard Zaprzałka