
To coroczne święto obchodzone jest 8 marca od 1910 roku.
Pierwszy dzień kobiet obchodzony był 28 lutego 1909, ustanowiony przez Socjalistyczną Partię Ameryki po zamieszkach i strajkach w Nowym Jorku. (według niektórych źródeł miały one upamiętniać strajk robotnic z 8 marca 1857 r.) W sierpniu 1910 r. w Kopenhadze odbyła się Międzynarodowa Konferencja Socjalistycznych Kobiet. Zaproponowano na niej obchody Dnia Kobiet, jednak nie ustalono konkretnej daty. Pierwsze prawdziwie światowe uroczystości odbyły się w kolejnym roku. 19 marca 1911 r. ponad milion ludzi w Niemczech, Austrii, Danii i Szwajcarii wyszło na ulice, by upomnieć się o prawa kobiet do głosowania i sprawowania publicznych urzędów.
Tego też dnia (według kalendarza gregoriańskiego) w 1917 r. w Petersburgu na ulice wyszły kobiety pracujące w przemyśle tekstylnym, rozpoczynając w ten sposób rewolucję lutową, która wkrótce doprowadziła do upadku caratu. Po dojściu do władzy bolszewików 8 marca stał się oficjalnym świętem w Związku Sowieckim, choć jako dzień wolny od pracy ustanowiono go dopiero w 1965 r. Od tego czasu zaczął być obchodzony na całym świecie przede wszystkim przez ruchy komunistyczne i socjalistyczne.
W czasach PRL kobietom z tej okazji wręczano goździki i prezenty takie jak np. rajstopy. W późniejszym okresie goździki zaczęły być wypierane przez tulipany. Obecnie Dzień Kobiet Kobiet kojarzony jest głównie z manifami z piorunami oraz walką o tzw. Prawa kobiet (aborcja, LGTB, Gender). Otwarte nadal pozostaje pytanie o przyszłość kobiecości i przyszłość świata?

W chrześcijańskiej wizji kobieta wyraża się na trzy sposoby: virgo, sponsa, mater. Wszystkie te aspekty wiążą się ze sobą i wynikają jeden z drugiego. Nigdy dotąd w historii te trzy rzeczywistości nie były tak podważane i zohydzane jak dzisiaj. Dziewictwo, oblubieńcza miłość ukierunkowana na ukochanego mężczyznę i pełne zaangażowania macierzyństwo jawią się niemal jako głupstwo, herezja współczesności. W efekcie, kobiety nie chcą już nawet być matkami. Wydaje się, iż nadzieja na powrót do normalności tkwi głęboko w sercu kobiety, której Stwórca nadał szczególną godność i misję. Od odkrycia prawdy o niej zależy w dużej mierze przyszłość świata.

Na renomowanych portalach internetowych zobaczyć możemy nagłówki o treści „niezamężne i bezdzietne kobiety są szczęśliwsze”. Do takich wniosków doszedł profesor nauk behawioralnych Poul Dolan, o czym nie omieszkał poinformować niedawno swoich czytelników „Focus” w internetowym wydaniu. Według relacji eksperta, istnieją badania, z których wynika, iż „tradycyjne symbole powodzenia niekoniecznie są skorelowane z poziomem szczęścia”. Okazuje się, że niezamężne i bezdzietne kobiety mają szansę na dłuższe życie niż te, które założyły rodziny. Są też zdrowsze i szczęśliwsze. Profesor jest również zdania, że posiadanie dzieci może być szkodliwe dla dobrego samopoczucia rodziców. O ile rodzice są skłoni przyznać, że cieszy ich sam fakt istnienia swojego potomstwa, to już „doświadczenia, jakie mamy z dziećmi, są w dużej mierze nieszczęśliwe”. Naukowiec radzi zatem kobietom, aby nie zawracały sobie głowy małżeństwem.

Trudno cokolwiek wnioskować bez wnikliwej analizy badań, na które powoływał się Poul Dolan. Niewątpliwie upatrywanie wśród kobiet osobistego szczęścia w bezdzietności ma swoją historię. Już w latach 70-tych ubiegłego wieku w Stanach Zjednoczonych kobiety zaczęły głośno mówić o bezdzietności z wyboru jako alternatywnej ścieżce życia. Pragnące się realizować poza domem narzekały wówczas, że ich pogląd powszechnie oceniano jako egoistyczny.
Pomimo upływu dekad i radykalnych zmian społecznych i kulturowych, jakie nastąpiły od tego czasu, bezdzietne z wyboru wciąż skarżą się na negatywne komentarze otoczenia. „Oto jak kończą się historie bezdzietnych kobiet. Najpierw ura-bura, tytuły, osiągnięcia, wyniki, publikacje, a na końcu i tak dowiadujesz się, że największym sukcesem w życiu kobiety jest urodzenie dziecka. Bez tego jesteś nikim. (…) Ale czasy się zmieniły, dziś możemy przebierać w powołaniach jak w ulęgałkach. Niestety, archetyp spełnionej matki trzyma się mocno. Nieważne, co osiągnęłaś. Jeżeli nie masz dzieci, zasługujesz jedynie na współczucie. A im bardziej próbujesz udowodnić, że masz świetne życie, tym większe wzbudzasz politowanie. Bo przecież szczęśliwe kobiety bez dzieci nie istnieją.”- czytamy na internetowym blogu bezdzietnik.pl

W podobnym tonie wypowiedziała się grupa kobiet biorących udział w The Guardian’s Childfree Series. W dostępnym na YouTube filmie pt. Being childfree by choice możemy wsłuchać się w argumenty uczestniczek projektu. Obok typowych dla kobiet pragnących osiągnąć sukces zawodowy przekonań o potrzebie budowania własnego szczęścia i zdrowia psychicznego bez zawracania sobie głowy macierzyństwem, znalazły się i takie, że nie każda kobieta jest powołana do bycia matką. Jedne widzą problem w zbyt dużej odpowiedzialności i nadmiernym wysiłku towarzyszącym codzienności, inne po prostu nie czują takiej potrzeby. Pragną realizować swoją kobiecość w pasjach, pracy lub ucząc się. Mówią o tym głośno, by zwrócić uwagę wszystkich inaczej myślących.

Rosnąca z dekady na dekadę grupa bezdzietnych kobiet skłania do refleksji nad przyczyną tego zjawiska. Przytoczenie wyników różnych badań zapewne pozwoli w jakimś stopniu zrozumieć ten trend. Ciekawym odniesieniem może być jednak głos strasznego pokolenia pań, które widzą dzisiejszy świat z innej perspektywy.
W zrealizowany przez producenta markowych kosmetyków w ramach kampanii promocyjnej krótkim filmie pt. Relax, Breathe & #LetGo – Find Your Sanctuary, dostępnym również na platformie internetowego giganta, wybrzmiał bardzo ciekawy przekaz. W projekcie poprzedzonym licznymi badaniami wzięła udział grupa seniorek, które opowiedziały o swoich utraconych szansach.
„Gdybym była dzisiaj młodą kobietą, nie jestem pewna, czy dałabym radę. Ze wszystkimi rzeczami, które macie, możliwości, technologia, chciałabym myśleć o tym jak o świecie przyjemności. Ale martwię się, że zamiast tego, będzie to świat presji. Persji, żeby być idealną matką, żoną, przyjaciółką. Presji, by odnieść sukces jako szefowa lub liderka. Gdybym odzyskała swój czas raz jeszcze, nie tworzyłabym listy „do zrobienia”, stworzyłabym listę „nie do zrobienia”.

Warto wsłuchać się w ten wielogłos, ponieważ pozwala on dostrzec realia życia współczesnej kobiety, od której wymaga się bycia perfekcyjną w domu, pracy, towarzystwie. W opinii bohaterek filmu, presja ta nie pozwala zaangażować się w rzeczy – z ich punktu widzenia – najważniejsze. „To czego bym nie oddała, to przedłużania tych wieczornych pocałunków, zamiast narzekać na wstawanie wcześnie rano. Czego bym nie oddała, to dodatkowej sekundy przytulania moich dzieci, zanim stały się zbyt duże, by je trzymać. To czego bym nie oddała, to pięciu dodatkowych minut na parkiecie, kiedy moje nogi były dostatecznie silne, żeby mnie unieść”.
Za: www.pch24.pl
R.Z.