
W galerii „Piwnica pod Trójką” Muzeum Okręgowego w Tarnowie (Rynek 3) można oglądać wystawę prac Andrzeja Sobasa.
Wernisaż odbył się w poniedziałkowy wieczór 13 marca. – Są takie miejsca na ziemi, gdzie w powietrzu unosi się zapach słońca a melancholia rozkwita o każdej porze roku. To malownicze krainy poezji, muzyki i tańca. Romantyczne wyspy… Artysta, który mieszka obecnie w Montrésor we Francji, z uczestnikami spotkania połączył się przez internet.
Na ekspozycji można zobaczyć niezwykle szczegółowe i dopracowane rysunki ołówkiem oraz piórem. Jesteśmy nimi zachwyceni i z całego serca zapraszamy do ich zobaczenia – zachęcają organizatorzy.
Wystawa prezentowana jest w ramach cyklu „Tarnowscy Artyści w Galerii Muzealnej”. Ekspozycja czynna będzie do niedzieli, 16 kwietnia.

Andrzej Sobas urodził się w 1960 roku i jest absolwentem Studium Konserwacji Zabytków w Tarnowie. W latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku związany był zawodowo z Muzeum Narodowym w Krakowie, prowadził też prace konserwatorskie na terenie całej Polski. Jest autorem wielkoformatowych zegarów słonecznych, a także realizacji we wnętrzach wielu hoteli i pensjonatów podhalańskich i bieszczadzkich. Od kilku lat swój czas poświęca wyłącznie rysowaniu. Swoje prace prezentował zarówno na wystawach indywidualnych, jak i zbiorowych (m.in. Zamek Kmitów w Nowym Wiśniczu, ZSP w Tarnowie, Piwnica pod Baranami w Krakowie; wystawy indywidualne i zbiorowe we Francji). Na co dzień mieszka w Tarnowie oraz we francuskim Montrésor, gdzie prowadzi autorską galerię sztuki.

Montrésor (fr. mój skarb) jest położonym w centralnej Francji miasteczkiem w dużej mierze zamieszkałym przez Polaków, z pięknym i jedynym zamkiem we Francji znajdującym się od blisko dwóch wieków w rękach polskiej rodziny. Takie miejsca od lat są inspiracją dla wielu artystów.

O Jego twórczości dr Michał Piętniewicz tak pisze:
„… Kiedy oglądam rysunki Andrzeja Sobasa, mam odczucie jakiegoś szczególnego obcowania z materią. Nie jest to materia przygnębiająca, depresyjna ani nihilistyczna, jest to materia, raz jeszcze użyję tego sformułowania, „galicyjska”. Co to znaczy? Znaczy to, że mieści w sobie i smutek i radość, rozpacz oraz ironię, poczucie humoru oraz poczucie martwoty, drętwoty świata, oddanie jego zaniku, rozpadu, umierania, przemijalności, która boli, zwłaszcza wtedy, kiedy tak mocno ukochało się życie, że rysuje się z przeświadczeniem, że ma ono głęboki sens, który należy afirmować.

Afirmować nie naiwnie, ale oddając całą gamę przeżyć, o której rozpiętości już pisałem. Zatem rysunki Andrzeja Sobasa są w pewien sposób nienasycone. Nienasycone dla cudzej percepcji (takiej jak moja), która nie może im w jakiś sposób sprostać, choć przecież wydaje się jej, że dobrze je rozumie, że są jej bliskie, jak wrażliwość galicyjska, która pamięta opowiadania Schulza, Vincenza, Kuśniewicza, Haupta, Buczkowskiego, Odojewskiego, Konwickiego, Miłosza czy Iwaszkiewicza. Gdzieś płynie tutaj ten nurt nienazwanego, który próbuję jakoś uchwycić w tych kilku, skromnych zdaniach. Nienazwanego, które można przedstawić na przykład pod postacią prowincji, która stanowi centrum świata, Kosmosu.

Nie jestem krytykiem sztuki, dlatego nie wiem, czemu te rysunki tak bardzo mi się podobają. Nie wiem, czemu nie mogę od nich oderwać wzroku, jak od materii, która poprzez tak mocne i zasadniczo maksymalne uwydatnienie powierzchni, jednocześnie wskazuje jak blisko jest od powierzchni do głębi. Jednak to powierzchnia, powierzchnia materii, która wciąż się domaga nowych nienasyceń, prosi o jeszcze, przykuwa, przyciąga, „zawłaszcza” i „zniewala”. Z trudem odrywam wzrok od rysunków Andrzeja Sobasa, a jednocześnie z pewną „ulgą”, ponieważ obcowanie z tak wyrafinowaną kreską wymaga niemałego wysiłku intelektualnego, niemałego wysiłku wyobraźni, który sprawia, że to, co spełnione jest niespełnione i odwrotnie…”.

Na podstawie materiałów organizatorów – R.Z.
fot. T. Schenk