
Onegdaj, we czwartek 24 marca w Stowarzyszeniu Przepraszam przy Rynku, popularnym miejscu spotkań tarnowskiej bohemy, odbył się nieoficjalny pokaz przedpremierowy filmu „Powroty” w reżyserii Bogusława Kornasia. Człowieka orkiestry, o renesansowych wręcz zainteresowaniach, których artystyczną dominantą jest film. To utalentowany reżyser, operator i fotograf, twórca reportaży, etiud filmowych i trailerów do spektakli teatralnych. O kilku lat związany ze znanym w całej Polsce Teatrem Nie Teraz, którego działalność dokumentuje, rejestrując jego spektakle i przygotowując reklamowe spoty, a także kręcąc fabularyzowane dokumenty z licznych podróży artystycznych zespołu Tomasza A. Żaka po całym kraju. Jak mówi o sobie – prócz tworzenia filmów, fotografuję, śpiewam oraz również pisze teksty do piosenek, które zdarza mi się także wykonywać… Film „Powroty” to najnowsza produkcja twórców „TodMachine” (2017), którego reżyserem i autorem scenariusza jest Bogusława Kornaś. W jego powstaniu walny udział miał TNT, którego aktorzy, m.in. Przemysław Sejmicki i Grzegorz Stokłosa to „etatowi” odtwórcą głównych ról w filmach naszego reżysera. Tamten głośny obraz zrealizowany w konwencji kina niemego z odniesieniami do ekspresjonizmu niemieckiego oraz elementami kina science-fiction i horroru, był wielokrotnie wyświetlany i nagradzanego na festiwalach w Polsce i zagranicą, prezentowano go m.in. podczas 42. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych Gdynia 2017. Poniżej recenzja filmu „Powroty” pióra znanego tarnowskiego prozaika Krystiana Janika, autora m.in. „Pomsty” – historycznego kryminału, którego akcja toczy się w Tarnowie.

Z przesiąkniętych filozofią indyjską pism Arthura Schopenhauera wyłania się wizja świata jako nieskończonego cyklu narodzin i zgonów. Nie bez powodu rozprawę o „Powrotach” Bogusława Kornasia rozpoczynam od odwołania się do poglądów tego filozofa. Pochodzący z Tarnowa reżyser już w pierwszym swoim filmie – „TodMachine” – udowodnił, że bliskie są mu zarówno indyjskie, jak i niemieckie koncepcje czasu i przestrzeni. Idąc tymże kluczem interpretacyjnym, można pokusić się o stwierdzenie, że życie jest niekończącym się cyklem rozstań i powrotów. Powrotów zwłaszcza.

Michał (Grzegorz Stokłosa) i Monika (Dagny Mikoś) przemierzają czarnym jeepem (z grobową rejestracją TOD 2017, z całą pewnością nawiązującą do „TodMachine” i roku powstania ostatecznej wersji filmu) otoczoną lasami pustą drogę. Chciałbym rozwiać wszelkie wątpliwości – nie jest to początek filmu „Autostrada do piekła”. Zapada noc. Michał zatrzymuje samochód, z kieszeni skórzanej kurtki wyciąga pierścionek zaręczynowy i obraca go w palcach. Włącza się radio i rozpoczyna piosenka. Piosenka o miłości, oczywiście nieszczęśliwej. Młodzi kochankowie rozpoznają jej melodię i słowa. Monika zaczyna zabawę regulacją głośności. Napięcie narasta. „Pójdźmy razem donikąd, tam się rozstaniemy” – doradza płynący z radia melancholijny głos. Monika dawno podjęła już decyzję, ale czekała na odpowiedni moment, żeby przemienić ją w słowa. I w końcu taki znalazła. Gdzieś w głębi lasu, w noc czarną i w czarnym jak noc samochodzie. Spogląda na Michała i zaczyna mówić doń banałami. Ich związek nie ma dla niej sensu, nie jest gotowa na wspólne życie. Ma też całkowitą pewność, że oboje chcą od życia czegoś innego. Im więcej mówi, tym bardziej sztampowe są jej słowa. On odpowiada jednym zdaniem: „Nie chcę aż tak dużo”. Ona: „I to jest właśnie dla mnie za dużo”. Napięcie narasta, Michał przekręca kluczyk w stacyjce i rusza przed siebie. Pragnie, żeby ta jazda trwała wiecznie, bo wie, że jeśli się zatrzyma, jego życie się rozpadnie i będzie musiał je na nowo budować. Niestety, samochód zostaje zatrzymany przez strażników leśnych. Wówczas Monika otwiera drzwi i ucieka do lasu.

Bez obaw, Bogusław Kornaś nie poszedł w stronę banalnego kina o niespełnionej miłości. Dalsza część „Powrotów” nie jest jednoznaczna, a dużą rolę zaczyna odgrywać w nich symbolika. Obserwujemy błądzącego po ciemnym lesie Michała, co rusz wykrzykującego imię ukochanej. Dlaczego nie chce pozwolić jej odejść? Co go przy niej zatrzymuje? Miłość czy przywiązanie? Raczej to drugie. Miłości prawdopodobnie nie ma między nimi od dawna, po prostu ze sobą są, bo nie mają lepszych alternatyw. Przestali rozmawiać o rzeczach ważnych, nie dostrzegają (a raczej nie chcą dostrzec) swoich problemów, nie potrafią podejmować wspólnych decyzji. Dlatego Monika nie odchodzi, a decyduje się na eskapizm. Wbiegając do lasu zostawia za plecami swoje życie, porzuca rzeczywistość na rzecz iluzji. Michał nie może jej odszukać, ponieważ jest to jej iluzja, nie jego. Dla niego szaleńczy bieg po lesie jest czyś w rodzaju podróży w głąb siebie, melancholijnej wędrówki po zakamarkach pamięci. Podczas niej spotyka dawnego przyjaciela, Wojtka (Przemysław Sejmicki), który zastanawia się, czy po rozstaniu z ukochaną lepiej być nieszczęśliwym z inną kobietą czy z żadną. Na drodze Michała staje również Klaudia (Anna Jażdżyk), która odeszła od Wojtka, gdyż ten słuchał jej, ale nigdy nie słyszał. Nie do końca wiadomo, czy Wojtek i Klaudia są postaciami zbudowanymi z rzeczywistych wspomnień Michała, czy metaforycznymi obrazami głównego bohatera i jego dziewczyny.

„Powroty” Bogusława Kornasia są swoistą wariacją na temat powtarzalności świata. Reżyser odnosi się do nietzscheańskiej koncepcji, zbudowanej na naukach starożytnych Greków, według której istotą świata jest nieustanne powtarzanie się raz popełnionych czynów i wydarzeń. Każda podjęta przez nas decyzja w pierwszej wersji świata, znajdzie odbicie w wieczności. Czas jest nieskończony, co oznacza, że wciąż będzie się powtarzał. Natomiast ilość czynów i wydarzeń jest skończona. Michał nigdy nie zmieni swojego życia, ponieważ zostało już zapisane na kartach wieczności. Może jedynie zrozumieć, że jest skazany na niekończące się powroty do utrwalonych w pamięci świata wydarzeń.

Kameralne, 34-minutowe dzieło tarnowskich filmowców jest również – podobnie jak w przypadku „TodMachine”, w którym twórcy odwoływali się do niemieckiego impresjonizmu i niemych obrazów, takich, jak: „Metropolis” Fritza Langa, „Gabinet doktora Caligari” Roberta Wiene czy „Nosteratu – symfonia grozy” Friedricha Wilhelma Murnaua – ukłonem w stronę starego kina. W „Powrotach” czuć melancholijność „Pożegnań” Wojciecha Jerzego Hasa, będących adaptacją powieści Stanisława Dygata, a także powiew poetyckiego wiatru filmów Tadeusza Konwickiego, przede wszystkim: „Salta”, „Doliny Issy”, będącej ekranizacją książki Czesława Miłosza, i „Ostatniego dnia lata”.

Oglądając nowy obraz Kornasia warto zwrócić uwagę na pieczołowicie wybrane lokacje, które sprawiają, że przez chwilę możemy zapomnieć, że oglądamy produkcję z 2020 roku. Zdjęcia do filmu zrealizowano w: lesie w Pogórskiej Woli pod Tarnowem, lesie w Zaczarniu, na Pustyni Błędowskiej i w Woli Rzędzińskiej.

„Powroty” można odczytywać na dwóch płaszczyznach – kinowej, że tak powiem, i postmodernistycznej. W przypadku pierwszej będzie to balansująca na granicy absurdu opowieść o mężczyźnie próbującym odzyskać utraconą miłość. Natomiast druga zaprasza widza do zabawy, polegającej na odkrywaniu w fabule tego, co w przeszłości zostało już powiedziane za pomocą innych wytworów kultury.
Za: Krystian Janik (Temi.pl)
Zdjęcia – Jakub Szydłowski.
Ps. „Powroty” zakwalifikowano do 22. Przeglądu Filmowego Kino na Granicy w Cieszynie.
Autorem zdjęć do filmu jest Jakub Szydłowski, za muzykę odpowiadał Paweł Harańczyk, udźwiękowieniem zajął się Radosław Tadel, rolę kierownika produkcji pełnił Michał Pytel. Film powstał w 100 proc. jako projekt non-profit, w jego przygotowanie zaangażowało się blisko 40 osób.

Krystian Janik, ur. 1989 – poeta, prozaik, z wykształcenia filolog polski. Autor dwóch tomów poetyckich – „Liturgia godzin” (2014) i „Księga trzewi” (2017) oraz opowieści kryminalnych podszytych grozą, które w czasach Dostojewskiego nazywano „opowieściami niesamowitymi”. Zwolennik filozofii nietzscheańskiej i myśli Emila Ciorana.
R.Z.