
czyli
DONIESIENIA Z TALII
Wczoraj festiwal komedii pauzował. Aż żal, że nie zaplanowano na ten dzień żadnych atrakcji festiwalowych – ubolewa nasza krakowska korespondentka Katarzyna Cetera. Niedosyt może być dotkliwy, zwłaszcza że w sobotę i niedzielę w Tarnowie obejrzeliśmy nie tylko bardzo ciekawe propozycje konkursowe, ale też – na szczęście coraz liczniej – uczestniczyliśmy w festiwalowych rozmowach, które prowadzi Tomasz Domagała – dziennikarz, redaktor i niezależny krytyk teatralny, autor jednego z najważniejszych teatralnych blogów w Polsce – @DOMAGALAsieKULTURY.pl (https://domagalasiekultury.pl/ ).

Rozmów o teatrze przy okazji festiwalu dawno w Tarnowie nie było, więc okazja to niecodzienna. Rozmowy są ciekawe, świetnie prowadzone, niezbyt długie. Publiczność może też zadawać pytania. Gdyby jeszcze organizatorzy zapowiadali te spotkania i zapraszali na nie – i na przykład streamowali w mediach społecznościowych – mieliby wiele gotowych działanie promujące zarówno teatr jak i XXVIII Ogólnopolski Festiwal Komedii Talia. A tak…

Festiwalowa niedziela upłynęła pod znakiem prezentacji spektaklu gospodarzy. Tarnowski teatr nie ma się czego wstydzić: BÓG MORDU Yasminy Rezy miał swoja premierę zaledwie tydzień temu i nie jest jeszcze na tyle „ograny”, żeby aktorzy czuli się pewnie w roli, kostiumie i na scenografii – ale jest potencjał. Tarnowskiej publiczności przedstawienie się jednak podobało – Kinga Piąty, Matylda Baczyńska, Tomasz Wiśniewski i Aleksander Fiałek podczas prezentacji konkursowej dali z siebie wszystko i zostali nagrodzeni stojącymi owacjami.

To przedstawienie jest teatralnym samograjem. Scenariusz nie należy do wybitnych, a mimo to na jego podstawie Roman Polański nakręcił swój głośny– także w Polsce – film RZEŹ. Sztuka ma wiele realizacji scenicznych – niektóre z nich widzieliśmy także w Tarnowie podczas objazdowych prezentacji. Tarnowskie przedstawienie wyreżyserował pochodzący z Tarnowa aktor i reżyser Marcin Hycnar, były dyrektor artystyczny tarnowskiej sceny.

Akcja spektaklu rozgrywa się w czasie rzeczywistym podczas spotkania dwóch małżeństw dotyczącego bójki ich dzieci. Czwórka dorosłych, kulturalnych, dobrze wychowanych osób rozmawia w kulturalny o sytuacji, która mogła się zdarzyć w każdej rodzinie – pobili się synowie obu par a jeden z chłopców w wyniku tej bójki stracił zęby. To spotkanie – z pozoru kurtuazyjne – stopniowo przeradza się w otwarty konflikt. Nagle, na skutek rozwoju wydarzeń (ale i nadużycia alkoholu) bohaterom opadają maski tolerancji, poprawności politycznej i przyzwoitości, a swoje prawdziwe oblicze pokazuje tytułowy bóg mordu. Taki to portret współczesnego małżeństwa, określającego na nowo relacje mężczyzny i kobiety – czy prawdziwy? Przekonajcie się sami – najbliższe prezentacje przedstawienia obędą się na dużej scenie „solskiego” już za miesiąc.

W poniedziałek w Sali Widowiskowej Centrum Sztuki Mościce obejrzeliśmy za to świetnego – choć nieoczywistego – REWIZORA w wykonaniu teatru IMKA. Przedstawienie wyreżyserował (ale także osobiście zagrał w nim) Łukasz Kos. Na scenie zobaczyliśmy także Krystynę Tkacz, Pawła Tucholskiego, Joannę Niemirską, Tomasza Karolaka, Wojciecha Błacha, Justynę Maluty i Kamila „Wallace” Walesiaka. W Tarnowie to trzygodzinne przedstawienie było prezentowane tylko raz, ale za to przy pełnej widowni, która wypełniła salę widowiskową Centrum Sztuki Mościce do ostatniego miejsca.

Wszyscy chyba znamy REWIZORA. Intryga komedii Gogola oparta jest na komicznym qui pro quo: przygodnego podróżnika, młodzieńca z lekka głupawego, wzięto w małym prowincjonalnym miasteczku za tajnego rewizora ze stolicy. – jak pisze Antoni Semczuk. Chlestiakow, początkowo bez wyrachowania, później – dostrzegając korzyści świadomie wchodzi w tę rolę. Miejscowa elita zaś usiłuje go przekupić obnażając przy tym cały bezmiar swoich łajdactw. Pomyłka zostaje jednak wykryta i sztuka kończy się zapowiedzią przyjazdu prawdziwego rewizora. Tę anegdotę Gogol wykorzystał, aby przekształcić ją w drapieżną satyrę na cały system biurokracji carskiej, a działalność fałszywego rewizora ukazał jako działalność rewizora prawdziwego – tylko odbitą w krzywym zwierciadle. Wielkość jednak tej sztuki polega na tym, że choć rzecz dzieje się w carskiej Rosji ma wymiar absolutnie uniwersalny. Takie rzeczy, takie zachowania mogą zdarzyć się w każdym społeczeństwie (zwłaszcza w społeczeństwach, państwach niedemokratycznych) i w każdym czasie. – twierdzi dalej Semczuk.

Oczywiście najmocniejszym elementem przedstawienia jest tekst, który mimo upływu czasu pozostaje aktualny. Ale Łukasz Kos podjął się w tym spektaklu rzeczy niemal niewykonalnej: sam z pięcioma aktorami, suflerką i twórcą projekcji wideo (łącznie osiem osób) postanowił wystawić, niemal bez skreśleń, pięcioaktową sztukę, w której pojawia się 25 bohaterów. Sam siebie obsadził w roli tytułowej, a każdemu z aktorów przydzielił po kilka postaci. Do grania zatrudnił również amatorów, co dało zresztą momentami zabawne efekty. Jak pisał po premierze Mariusz Cieślik: Długowłosy twórca projekcji wideo Kamil Walesiak, o wyglądzie muzyka heavymetalowego (gra zresztą na żywo na kilku instrumentach), jako służący Osip jest autentycznie zabawny. A tak, mamy tu i projekcje video, które znakomicie się sprawdzają.

Oczywiście, przedstawienie wymagało od aktorów gigantycznego wysiłku. Aktorzy grają po kilka ról, przebierają się i charakteryzują niemal na oczach widzów, wprawiając co chwila w ruch teatralną maszynerię i zmuszając widza do gry wyobraźni, ale niemal każdej scenie widzowie mają poczucie, że wykonawcy doskonale się bawią wcielając się co chwila w kogoś innego – i sam bawi się z nimi.
Gogol pisał, że w jego sztuce jest tylko jeden pozytywny bohater: to śmiech, który może odczarować zło świata. Ale w spektaklu Łukasza Kosa nie tylko śmiech świadczy o wartości przedsięwzięcia. Znakomity monolog Horodniczego (Z czego się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie!) w wykonaniu Tomasza Karolaka zrobił na mnie duże wrażenie.

Przed nami jeszcze dwa spektakle konkursowe i trzy wydarzenia towarzyszące. Dziś na Talii GARDEROBIANY Ronalda Harwooda – klasyka światowej literatury – w reżyserii Dana Jemmeta. Produkcja w wykonaniu niesławnej ostatnio pamięci Teatru im. Aleksandra Fredry w Gnieźnie – z udziałem (między innymi) „tego” Rolanda Nowaka – dziś o godzinie 16 i 20:30. Jutro ostatni spektakl konkursowy, znakomity WSTYD Mara Modzelewskiego w reżyserii Wojciecha Malajkata – produkcja Teatru Współczesnego w Warszawie – w gwiazdorskiej obsadzie.
Po każdym wieczornym spektaklu (drugim, ostatnim danego dnia) w teatralnym foyer odbędzie się – oczywiście – spotkanie z artystkami, które prowadzi Tomasz Domagała. Do zobaczenia w teatrze.
Katarzyna Cetera
Zdjęcia – organizatorzy Paweł Topolski i Przemysław Sroka