
czyli
SZEKSPIR W CZASIE PANDEMII.
Znakomity cykl projekcji znany w Polsce pod nazwą strony internetowej www.nazywowkinach.pl zaproponował nam w ubiegłym tygodniu jedną z najciekawszych adaptacji teatralnych Romea i Julii – donosi nasza krakowska korespondentka Katarzyna Cetera. W tytułową parę kochanków wcielili się się Jessie Buckley (znana między innymi z serialu CZARNOBYL) oraz Josh O’Connor (THE CROWN czy PIĘKNY KRAJ). W gwiazdorskiej obsadzie znaleźli się ponadto Tamsin Greig, Fisayo Akinade, Adrian Lester, Lucian Msamati oraz Deborah Findlay. Spektakl – czy też film – można było obejrzeć przede wszystkim w krakowskim Mutikinie, ale także wszędzie tam, gdzie kina współpracują z tym dystrybutorem. Niestety – nie w Tarnowie.

Simon Godwin (reżyser) i Tim Sidell (operator) – nakręcili adaptację tej słynnej szekspirowskiej tragedii na scenie Teatru Narodowego w Lyttelton przez 17 dni, przeplatając sceny, wykonując długie zbliżenia, podkreślając teatralność. Obsada w pierwszej scenie pojawia się we własnych strojach i w okolicznościach świadczących o tym, że oto rozpoczyna się próba do spektaklu. Wokół nich porozrzucane są rekwizyty i kostiumy, a widać nawet kurtynę przeciwpożarową. W dalszej części spektaklu widzimy także ujęcia z prób. To bardzo przemyślana strategia – otóż w 2020 roku Simon Godwin miał reżyserować Romea i Julię w Teatrze Narodowym – właśnie w tej obsadzie: Josh O’Connor i Jessie Buckley mieli wystąpić na deskach tego teatru w rolach najsłynniejszej zakochanej pary na świecie. Spektakl właśnie wchodził w próby, gdy nastąpiła pandemia Covid-19. W związku z tym ta produkcja także mogła być skazana na niebyt.

Ale David Sabel, producent, który stworzył NT Live, wpadł na świetny moim zdaniem pomysł, o którym Godwin wspominał w wywiadach. Między Sabelem a Rufusem Norrisem, dyrektorem artystycznym NT, odbywały się wielogodzinne dyskusje na temat przekształcenia przestrzeni teatru w studio filmowe i zrobienia czegoś cyfrowego w sposób zachowujący istotę sceny. Spektakl w takiej odsłonie może zobaczyć znacznie więcej osób niż na teatralnej widowni. Film, w którym występuje gwiazdorska obsada – w tym Tamsin Greig i Lucian Msamati, nakręcono ostatecznie pod koniec 2020 roku wykorzystując całą niemal przestrzeń teatru Lyttelton – od przebudowanej sceny po magazyny i korytarze.
Żadna ze scen nie była kręcona na zewnątrz, a przecież w dramacie wiele scen rozgrywa się na placach i ulicach. Godwin potwierdza: Pojawiło się więc pytanie, jak rozwiązać zagadkę wyczarowania tego, co zewnętrzne, bez konieczności wychodzenia z domu. Taka konstrukcja potęguje klaustrofobiczną atmosferę, która nie tylko kojarzy się z izolacją, ale także oddaje przytłaczające poczucie losu zbliżającego się do młodych kochanków: to tu właśnie bohaterowie błądzą pośród snów, kierowani pożądaniem i przeznaczeniem. Nadaje to romantycznej tragedii Szekspira zupełnie nowego, oryginalnego wydźwięku.

Dla Godwina, który w 2018 roku dla NT wyreżyserował ANTONIUSZA I KLEOPATRĘ z udziałem Ralpha Fiennesa i Sophie Okonedo a rok później został dyrektorem artystycznym Shakespeare Theatre Company w Waszyngtonie, sfilmowanie tej historii stanowiło to nie lada wyzwanie. Nigdy wcześniej nie reżyserował filmu: Próby do spektaklu były już za nami, ale cała reszta była dla mnie jak szkoła filmowa. Moja reżyseria w dużej mierze polegała na pytaniu: „Czy możesz to zrobić trochę głośniej?”. Jess [Jessie Buckley, Julia – przypis mój – KC] i Josh [Josh O’Connor, Romeo – – przypis mój – KC] mieli znacznie większe doświadczenie filmowe ode mnie, więc wiedzieli, że monologi powinny charakteryzować się większą intymnością”. O’Connor mówił też, że też miał wrażenie, iż zmaga się z nowym medium: To było dla nas wszystkich odkrycie, bo to nie jest film ani teatr, więc wszyscy uczyliśmy się na nowo.
Uderzająca jest scenografia zakamarków teatru – sceny, kulis i sali prób. Wstrząsająca okazuje się także użyta w spektaklu muzyka Michaela Bruce’a. W kluczowych momentach pojawia się tam także fragment Symfonii Pieśni Żałosnych Henryka Mikołaja Górckiego. Największym atutem przedstawienia jest jednak jego skrótowość. Autorką adaptacji jest Emily Burns i to dzięki niej całość trwa około półtorej godziny. Unikamy więc przydługich monologów: na przykład Julia już nie próbuje przekonać pochodni, żeby jaśniej płonęły, nie zastanawia się, czy to słowik czy skowronek… Oczywiście reżyser wycina też lament niani (wspaniała Deborah Findlay) nad ciałem zmarłej Julii – ale coś za coś. Z tym większą łatwością pochylamy się nad głównym wątkiem i miłością tytułowych bohaterów, tym uważniej obserwujemy ich rozpacz, tym bardziej zbliżamy się do emocji – zarówno tych widzianych, jak i tych wyrażanych przez Jessie Buckley i Josha O’Connora, którzy w tej spokojnej, malarskiej i surowej emocjonalnie produkcji, zwyczajnie urzekają jako zakochani.

Świetna jest także obsada drugoplanowa – Merkucjo w wykonaniu Fisayo Akinade i Benvolio Shubhama Sarafa, czy David Judge jako Tybalt nie mówią co prawda po angielsku z jednolitymi akcentami, ale to nie akcent świadczy o znakomitej pracy aktorów. Przedstawienie bez wątpienia dynamizuje go Lady Capulet grana przez Tamsin Greig i to ona wypowiada raniące Julię kwestie – włożone oryginalnie przez Szekspira w usta jej męża.
Ta adaptacja jest propozycją zupełnie odmienną od innych nagrań spektakli na żywo i stanowi bez wątpienia produkcję stworzoną wyłącznie na ekran. Pod koniec projekcji widzimy co prawda na ekranie napis wyjaśniający, że film był kręcony „na jednej scenie, przez 17 dni, podczas globalnej pandemii” – ale chyba żadne zastrzeżenie nie jest potrzebne. Romeo jest grany dość oszczędnymi środkami, ale pozostaje żądnym przygód i miłości młodzieńcem, Julia – prosta, czasem może zbyt naiwna i mało dramatyczna – ale to konstrukcja przemyślana i konieczna dla budowania odpowiedniego napięcia i tempa. Reżyser Simon Godwin nadał filmowi niezwykłe poczucie ruchu i zręcznie bawił się teatralną sztuką.

W jednym z najważniejszych monologów, w którym Julia jest bliska wypicia eliksiru wywołującego pozory śmierci, na scenie pojawia się wokół niej krąg aktorów. To wstrząsająca scena, ale paradoksalnie i nie odrywa nas od wewnętrznego stanu Julii, ale przybliża. Aktorzy na zamazanych peryferiach wydają się upiorni, jakby Julia przeniosła się już do innego wymiaru.
W filmie jest kilka przepięknych scen miłosnych, które charakteryzują się zaskakującym stopniem fizycznej intymności. Jak aktorzy poradzili sobie z zachowaniem dystansu społecznego w tych momentach? Przez większość czasu nosiliśmy maski. Dwa razy w tygodniu byliśmy badani i natychmiast po otrzymaniu wyników Jessie i ja mieliśmy trzy godziny na nawiązanie intymnej relacji – powiedział O’Connor w jednym z wywiadów.

Hybrydowość projektu otworzyła nowe możliwości twórcze, dlatego reżyser mógł zastosować takie techniki, jak retrospekcje i przewijanie do przodu, co wzbogaciło przedstawieni zapowiadanych losów bohaterów: Chciałem uczcić to, co może nam dać, czego teatr nie może. Jego największą siłą jest hybrydowość. […] Jest to zarówno historia kochanków Szekspira, jak i przemiany sztuki ze sceny na ekran. […] Sam film próbuje uchwycić podróż związaną z występem i to, jakie to uczucie. – dodał reżyser.
Chętnie poleciłabym tę realizację licealistom – mam nadzieję, że tak ciekawa – choć przecież współczesna – adaptacja szekspirowskiej tragedii ma szansę znaleźć się w szerszej dystrybucji.
Katarzyna Cetera
Zdjęcia: oficjalne strony projektu.