
czyli
TALIA NA WEEKEND.
Pierwszy weekend teatralnej Talii – po średnim otwarciu w wykonaniu tarnowskiego teatru – okazał się obiecujący – pisze w swojej kolejnej relacji nasza specjalna korespondentka Katarzyna Cetera. Duża Scena przy Mickiewicza gościła najbardziej śląski ze wszystkich śląskich teatrów, uwielbiany tu od lat (czyli od pierwszego pokazu KOLEGI MELA GIBSONA w wykonaniu Mirosława Nejnerta) Teatr Korez oraz krakowską Bagatelę.

A jak było?
W sobotę przenieśliśmy się w niedaleką przyszłość. Oto naszym oczom ukazał się bar, a w barze wraz ze stałymi bywalcami oglądamy… piłkarskie mistrzostwa świata roku 2050, pierwsze w dziejach, w których bierze udział reprezentacja Śląska. W barze „Wunderbar Barbara” mistrzostwa oglądają barmanka Basia i trójka kibiców. Tarnowianom kulisy podziału ról w spektaklu zupełnie nie są znane, ale zostały one przydzielone według miasta pochodzenia aktorów. Kibica Ruchu gra chorzowianin Mirosław Neinert, urodzony w Katowicach Robert Talarczyk wciela się w postać fana GKS-u – „Gieksy” – a zabrzanin Dariusz Chojnacki gra kibica Górnika. Barbara Lubos z Tarnowskich Gór odtwarzająca rolę barmanki łączy te wszystkie miejsca i jest boginią, która sprawuje rząd dusz w swojej mitycznej knajpie.

Czy talizman Grubego, kłaczek Gorgonia, przynosi im szczęście? Czy Ślązacy pod wodzą Poldiego zostali mistrzami świata, czyli weltmajstrami? Odpowiedzi na te pytania mogliśmy poznać w sobotę podczas spektaklu WELTMAJSTRY w reżyserii Roberta Talarczyka – świetnego aktora i dyrektora Teatru Śląskiego w Katowicach. Scenografia do tego spektaklu powstała w wyobraźni wywodzącej się z Tarnowa, scenograf Małgorzaty Bulandy. Premiera przedstawienia miała miejsce niewiele ponad rok temu w plenerze w ramach Letniego Ogrodu Teatralnego.
Scenariusz autorstwa Zbigniewa Rokity mówi o tym, że oczywiście, można być człowiekiem, nie będąc kibicem, tylko po co. Ta opowieść jest komediowa, pełna ludzkich charakterów, które mogą się ze sobą spierać, ale też jest opowieścią liryczną, nostalgiczną. O poszukiwaniu świata, gdzie istniały jakieś wartości. Kibicowskie świętowanie w knajpie, szczególnie w czasie mundialu, miało kolor czysto ludzki – mówił Robert Talarczyk, reżyser spektaklu.

W młodości kibicowałem Ruchowi Chorzów – przyznał w jednym z wywiadów Mirosław Neinert, sceniczny Gruby (Ruby). – Pamiętam, że w klasie w moim liceum w Chorzowie mieliśmy kolegę, który kibicował Górnikowi. Był traktowany jak ciekawostka – dodawał. Jego postać to gej, który pracuje jako fryzjer i barber – Ja mówię czysto po polsku, a pozostali kibice – po śląsku. Dogadujemy się dobrze, bo przecież jesteśmy za reprezentacją Śląska. Myślę, że ten spektakl bardzo ciekawy. Zabawny, a jednocześnie wzruszający. Każda postać ma swój monolog. Tak jak ludzie będą się śmiali na dialogach, tak na monologach chyba się wzruszą. Pokazujemy alternatywną wersję historii, która może w rzeczywistości taka będzie – zastanawiał się Neinert.
I chyba właśnie śląski etnolekt sprawił tarnowskim widzom problem największy, bo gra aktorska w tym spektaklu była najwyższych lotów.

Z kolei niedzielne przedstawienie takich barier językowych nie miało, a przecież komedia Franciszka Bohomolca liczy sobie ze dwa i pół wieku. Autor PIJAKÓW był pierwszym liczącym się dramaturgiem, piszącym dla polskiego teatru narodowego, powstałego tuż po wstąpieniu na tron Stanisława Augusta Poniatowskiego. Bohomolec zgodził się tworzyć dla narodowej sceny nie bez oporów, bo jego doświadczenie dramatopisarskie nie było wielkie. Jego komedie, choć czasem przeładowane doraźną publicystyką zdobyły znaczny rozgłos. Większość z nich skomponowano na zasadzie przeciwstawienia bohaterów o cechach dodatnich i ujemnych. Zgodnie z regułami gatunku bogatsze były typy negatywne, pełniące w gruncie rzeczy rolę „portretów przywar” szlacheckiej społeczności. Podobnie jest w PIJAKACH.
Krakowska wersja sztuki, nie jest pierwsza i z pewnością nie ostatnia. Najnowsza realizacja miała premierę również ponad rok temu, reżyserii na scenie w Teatrze Bagatela w Krakowie, podjął się przez Artur Więcek ,,Baron”, znany głównie z filmów dokumentalnych, ale reżyser ma na swoim koncie także kilka realizacji teatralnych.

W spektaklu to zdecydowanie aktorzy i aktorki „dali czadu”, co doceniła tarnowska publiczność. Nieprzytłaczająca – ale niezwykle ciekawa scenografia zaprojektowana przez Łukasza Błażejewskiego również robi wrażenie. Jej główny, niezwykle imponujący element stanowi ,,żyrandol” z pustych, szklanych butelek. Sam w sobie może nie robi wielkiego wrażenia poza swoim rozmiarem ale w połączeniu z odpowiednio dobranym oświetleniem rzuca na scenę urzekający cień. Butelki odbijające światło zaczynają mienić się kolorami i tym samym tworzyć nieregularna światłocieniowa mozaikę.
Reżyser z powodzeniem próbował przemycić do spektaklu wątki współczesne, między innymi za pomocą współczesnej muzyki a także charakterystycznych ,,patriotycznych” przyśpiewek znanych z meczów piłkarskich. Ostatecznie ten spektakl traktował głównie o chorobie alkoholowej oraz o dużym braku świadomości przejawianej przez część społeczeństwa zamkniętego w swoich wąskich ramach. Wszystko to zostało zapakowane w kolorowy papier i owinięte zabawnym dowcipem, który ostatecznie wziął górę nad ostateczną wymową co w tym przypadku moim zdaniem nie jest wcale cechą negatywną. Spektakl broni się swoja lekkością w odbiorze i wiarygodnością nieprzekombinowanych dialogów i oczywiście grą aktorską.
Dziś na Talii KWARTET w reżyserii Wojciecha Adamczyka w gwiazdorskiej obsadzie. Spektakl Teatru Ateneum zobaczymy w sali widowiskowej Centrum Sztuki Mościce, zatem… do zobaczenia w teatrze.
Katarzyna Cetera
Zdjęcia – organizatorzy