
czyli
Ojciec Rydzyk dla lemingów ?
W ostatni piątek, 1 września 2023, miało miejsce w Tarnowie niezwykłe spotkanie. Otóż, w Multimedialnym Centrum Artystycznym przy ul. Wałowej, zarządzanym przez BWA, na zaproszenie kandydującego z list Platformy Obywatelskiej prezydenta Romana Ciepieli, gościł ks. Kazimierz Sowa. Ten, jeden z najbardziej rozpoznawalnych, kontrowersyjnych księży promował tam swoją najnowszą książkę pt. Niewierni wierni. Rozmowy o prawdziwym Kościele, która 31 maja ukazała się nakładem wydawnictwa Wielka Litera.

Już sam jej podtytuł definiował to interesujące spotkanie, które profesjonalnie poprowadziła Monika Faron, znana dziennikarka i ceniona animatorka kultury. A wśród elitarnej, acz nielicznej, widowni dostrzec można było min. równie kontrowersyjnego jak bohater wieczoru, historyka Kościoła – Andrzeja Gerlacha, cenionego publicystę i wykładowcę akademickiego, Andrzeja Króla – erudytę i aktora, Krystynę Baniowską – tarnowsko- francuską artystkę i animatorkę kultury, Ewę Łączyńską – Widz – dyrektor BWA czy Marię Kanior – byłą wiceprezydent Tarnowa, oddaną kulturze, której miasto zawdzięcza UTW. Spotkanie zaplanowane na jedną godzinę, przeciągnęło się na ponad dwie…

Poruszająca diagnoza polskiego Kościoła zawarta w promowanej w piątkowy wieczór książce K. Sowy, to odliczanie przed eksplozją czy też implozją głosami niewiernych wiernych, przedstawiona w formie 16 rozmów z bardzo różnymi przedstawicielami duchowieństwa i laikatu świeckiego. W wśród nich min. z ks. Andrzejem Kobylińskim – wybitnym naukowcem, publicysta i komentatorem telewizyjnym, red. Moniką Białkowską – związaną z Przewodnikiem Katolickim i Więzią (Będzie bolało), red. Tomaszem Terlikowskim – filozofem i publicystą (Kościół pod wezwaniem PiS), dr Michałem Rusinkiem – literaturoznawcą i pisarzem, byłym sekretarzem Wisławy Szymborskiej (Język biskupów dobrej zmiany), prof. Błażejem Kmiecikiem – bioetykim, pierwszym przewodniczącym Państwowej Komisji ds. Pedofilii (Słowa same nie wystarczą), Jakubem Kiersnowskim – prezes KIK w Warszawie, autor inicjatywy „Zranieni w Kościele” (Kościół musi być dla człowieka), Justyną Kowal – pedagogiem i katechetką i prof. Pawłem Kowalem – politykiem, posłem i eurodeputowanym, małżeństwem z czwórką dzieci (Tak jak było, już nie będzie…). Całość to dialogi księdza Kazimierza Sowy o prawdziwym Kościele, który toczony ciężką chorobą nie kwapi się do rachunku sumienia. Dlatego autor nie doczekawszy się skruchy, sam diagnozuje pacjenta. Mogę powiedzieć, że codziennie. Są to rozmowy publiczne i osobiste, zwykłe – podsumowuje ich autor.
„Wielu księży zdaje się zakładać, że słuchają ich idioci” – usłyszał ksiądz Kazimierz Sowa w jednej z wielu poruszających rozmów, które znalazły się w tej książce. A rozmawiał albo z osobami wierzącymi, albo takimi, które doceniają pozytywną rolę, jaką Kościół może odgrywać w życiu społecznym. Siła tych rozmów wynika m.in. z tego, że autor ma przywilej oglądania Kościoła od wewnątrz jako ksiądz i z dystansu jako aktywny publicysta i komentator życia polityczno-społecznego. Również dlatego padają tu pytania i stwierdzenia, które zwykle nie wychodzą poza prywatne rozmowy.

Ks. Sowa we wstępie do swojej książki napisał m.in.: „Kiedy 20 stycznia 2016 r. jeden z polityków opublikował na Twitterze cytat z wypowiedzi biskupa: „Nastąpił ogromny przełom. Po wojnie nie było jeszcze takiego zjednoczenia państwa i Kościoła”, pomyślałem, że to zwykła uprzejmość. Jednak szybko okazało się, że to coś więcej. Tym politykiem był przecież Marszałek Sejmu RP Marek Kuchciński, a biskupem – przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, arcybiskup Stanisław Gądecki. Od trzech miesięcy rządziło już Prawo i Sprawiedliwość, a od pół roku urząd prezydenta RP sprawował polityk tej partii Andrzej Duda. Nikomu zatem nic się nie wyrwało. (…) Okres rządów prawicy po 2015 r. uczynił z Kościoła swoistego sprzymierzeńca i gwaranta zmian zachodzących w żuciu politycznym i społecznym, co w głoszeniu Dobrej Nowiny raczej przeszkadza niż pomaga. I właśnie te zjawiska są punktem wyjścia do rozmów zawartych w tej książce”.
Ksiądz Sowa i jego rozmówcy rozkładają na czynniki pierwsze wszystkie grzechy główne duchownych. Ale „Niewierni wierni” przedstawiają również propozycje (nieraz zaskakująco proste), które pozwoliłyby zatrzymać proces rozkładu polskiego Kościoła. Bo świat byłby lepszy, gdyby spełniły się choćby niektóre postulaty rozmówców autora. Przynajmniej w sprawie bezwzględnego rozliczenia pedofilii, przejrzystości finansów, uznania praw osób nieheteronormatywnych czy wreszcie oddzielenia Kościoła od państwa. Radykalne? A może uzdrawiające?

„Gdyby Kazimierz Sowa nie był księdzem, pewnie zostałby lekarzem. Ta książka to zapis szerokiej diagnozy Kościoła, który właśnie został przeniesiony ze zwykłego szpitalnego łóżka na oddział intensywnej terapii. Ksiądz Sowa przykłada stetoskop w wiele miejsc, próbując ustalić, co tak naprawdę się stało, i ciągle ma nadzieję, że to jeszcze nie koniec.” (Prof. Marcin Matczak, Uniwersytet Warszawski – powyższy cytat pochodzi od wydawcy).
Kim jest ksiądz Sowa?
– Uważam, że granicy partyjnego zaangażowania nie przekraczam. Być może jestem na jej obrzeżu, może nawet po niej chodzę. Ale wszystko po to, żeby powiedzieć: przykro mi, PiS nie ma monopolu na reprezentowanie Kościoła – tak mówił w 2015 roku w wywiadzie dla „Tygodnika Powszechnego” po tym, jak był uczestnikiem i koncelebrantem mszy św. w intencji Bronisława Komorowskiego.
W tekście Tomasza Krzyżaka „Sowa i przyjaciele” opublikowanym w „Rzeczpospolitej” w sierpniu 2015 roku można przeczytać, że ksiądz Kazimierz Sowa niemal od początku kapłaństwa nie stronił od świata ludzi mediów, biznesu i polityki. Nazywany jest ojcem Rydzykiem dla lemingów.

Często pokazuje się bez sutanny a nawet bez koloratki. Ten brak stroju duchownego jest powodem wielu donosów do krakowskiej kurii. Gdy się do niego dzwoni, odbiera i mówi: „Dzień dobry, Kazek Sowa”. Często pojawia się w mediach i chętnie zabiera głos nie tylko w sprawach wiary czy Kościoła, ale też polityki i spraw bieżących. Monika Olejnik i Tomasz Lis to dziennikarze, z którymi Sowa utrzymuje dosyć bliskie relacje. Ma opinię księdza, który sympatyzuje z dziennikarzami, ale głównie tymi bliżej lewej strony sceny politycznej.
Wśród jego przyjaciół można znaleźć także polityków z różnych ugrupowań, ale większość to członkowie PO. Udziela im ślubów, chrzci dzieci. Szanuje Jarosława Kaczyńskiego, ale potrafi krytycznie wypowiedzieć się na temat PiS-u. Tak jak w wywiadzie dla „Tygodnika Powszechnego”, w którym odpierał ataki na swoją osobę po tym, jak wziął udział w mszy w intencji Bronisława Komorowskiego. Dodał wówczas, że „choćbyś nie wiem jak skrupulatnie kontrolował to, co robię i mówię, nie znajdziesz ani jednego momentu, w którym stojąc przy ołtarzu zrobiłbym choć aluzję do tego, na kogo należy głosować”. Gdy Komorowski przegrał wybory, ks. Sowa nie ukrywał, że było to dla niego szokiem.

Pochodzi ze wsi Bobrek między Libiążem a Oświęcimiem. Ma dwóch braci, Marka i Andrzeja. Ten pierwszy miał być księdzem, ale został samorządowcem i politykiem, ten drugi został biznesmenem. Wpływ na wybór drogi przyszłego księdza Sowy miał miejscowy proboszcz, ks. Stefan Wyszogrodzki. – Nasz proboszcz był zaprzeczeniem wiejskiego proboszcza. Był bardzo nowoczesny, otwarty, o bardzo zdrowej i niezdewociałej pobożności. Poza tym był typem superorganizatora i mistrza samodyscypliny. Często go z bratem wspominamy. Bo wiadomo, jak się jest chłopakiem, to największą formą pobożności jest bycie ministrantem, a nasza ministrantura przypominała troszkę małe ćwiczenia szkolno-bojowe. Wszyscy stali na baczność, równo, od największego do najmniejszego. Ale mimo tego rygoru ksiądz Stefan dawał nam coś więcej niż dom i szkoła – opowiadał w jednym z wywiadów sam ks. Sowa.
W 1984 wstąpił do seminarium duchownego w Krakowie, choć wcześniej złożył papiery na prawo na UJ. Wykładowcami Sowy byli m.in. ks. Józef Tischner, ks. Tadeusz Pieronek czy kard. Kazimierz Nycz, który był opiekunem jego rocznika. To dzięki niemu nie wyleciał z seminarium, gdy kolportował bibułę wśród kleryków. Po święceniach w 1990 zaczął pracę w mediach. Jego teksty ukazywały się w „Czasie Krakowskim” i „Gościu Niedzielnym”. W 1995 roku zaczął pracować w Radiu Mariackim i robił studia podyplomowe z dziennikarstwa na UW. To właśnie w połowie lat 90. zaczął chodzić bez koloratki i sutanny, bo jak tłumaczył, to przeszkadzało mu w pracy dziennikarskiej. – Mogłem biegać po konferencjach prasowych w koloratce, ale to od razu zupełnie inaczej ustawiało moje relacje z rozmówcami – wyjaśniał w wywiadzie.

Gdy został prezesem radia Plus, które miało być w założeniu łagodniejszą wersją Radia Maryja, pracowali u niego m.in. bracia Jacek i Michał Karnowscy, Beata Tadla, Piotr Gursztyn, Tomasz Terlikowski. To wtedy Sowa zaczyna bywać na salonach. Zaprzyjaźnia się z Tomaszem Arabskim czy Wiesławem Walendziakiem. Gdy radio zaczęło mieć kłopoty, Sowa bez zgody episkopatu sprzedał znak towarowy i 80 proc. udziałów w Radiu Plus platformie Ad-point, należącej do koncernu CR Media, kojarzonej z Włodzimierzem Czarzastym. Radio Plus upadło w atmosferze skandalu, a w 2005 roku Sowa przestał być prezesem spółki. Nie spotkała go jednak ze strony episkopatu żadna kara. Sukcesem nie była też stacja telewizyjna Religia.tv, która przerwała swoje produkcje jesienią 2012 roku.
Nigdy nie krył swoich sympatii politycznych, nie stronił od komentowania tej dziedziny życia. Mówił, że partią jego marzeń jest PO. Z politykami tego ugrupowania jeździł na rekolekcje oraz pielgrzymki do Watykanu. – Jestem od wielu lat pod wrażeniem stylu polityki w wykonaniu premiera Tuska. To właśnie on pokazał, że nie będzie tolerował wśród członków PO i współpracowników zachowań wątpliwych moralnie, nawet jeśli nie mają znamion prawnych nadużyć. Poradził sobie z największą bolączką polskiej polityki – z kolesiostwem, z »mordo ty moja«, z partykularnymi interesami politycznej grupy. Proszę pamiętać, że Platforma ma teraz w rękach niemal całą władzę. Politycy PO są więc szczególnie narażeni na pokuszenie, muszą sobie częściej zadawać pytania etyczne, nie mogą uśpić swojego sumienia – pisał na łamach partyjnego pisma.

Na jego Facebooku pojawiały się takie wpisy jak ten: „Ależ to dzicz jednak ci PISowcy! Wstyd to mało. I niech mi nikt nie pisze, że za mocno, że obrażam, że nie przystoi. Po prostu mali, mściwi ludzie, którzy – oby – już nigdy Polską nie rządzili”. Za te słowa przeprosił, a kilka miesięcy przed ostatnimi wyborami stwierdził, że gdy PiS dojdzie do władzy, nie będzie to koniec świata. „Zmiana będzie po prostu” – stwierdził.

W roku 2017, jako pokłosie nagrań z restauracji „Sowa i Przyjaciele”, na których nagrany został również ks. Sowa, kapłan został wysłany do służby w kościele św. Floriana w Krakowie przez arcybiskupa Marka Jędraszewskiego. Podkreślano wówczas wyraźnie, że słowa wypowiedziane na nagraniu nie licują z powołaniem kapłańskim. Jak informuje portal lovekrakow.pl, Ks. Sowa na własną prośbę obecnie posługuje w Warszawie w parafii św. Aleksandra i w Duszpasterstwie Środowisk Twórczych. Obecnie jego szefem jest metropolita warszawski kard. Kazimierz Nycz.

Jednakże sympatii do PO nigdy nie porzucił. Ks. Sowa bardziej ceni sobie relacje osobiste, towarzyskie niż politykę. Ta jest dla niego drugorzędna. „Z Kazkiem jest taki problem, że on nigdy nie pracował w normalnym duszpasterstwie, nigdy nie był wikarym, proboszczem. Zawsze obracał się w specyficznych środowiskach. Wydawało mu się, że można zrobić duszpasterstwo w partii politycznej. Może chciał brać przykład z Tischnera, który swego czasu był kapelanem „Solidarności”. Ale Kazkowi po prostu nie wyszło. Ale zdaniem wielu On nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Nawet jeśli kardynał wysłałby go na misje – w co wątpię – to w Polsce i tak o nim usłyszymy – mówi jeden z krakowskich księży.

Reasumując piątkowe spotkanie: To permanentne zajmowanie się przez wszystkich, tych z prawej i tych z lewej strony politycznych wojen polsko-polskich, „zbawianiem świata” nie pozwala skutecznie uzdrowić tego, co jest chore w nas samych. Z jednej strony widzimy, jak pisze na okładce książki ks. Sowy jeden z jego rozmówców ks. Andrzej Kobyliński, jak Kościół gnije od środka, a z drugiej obserwujemy postawę zasłaniania oczu i uszu. Nie jesteśmy za ani przeciw, taki Kościół po prostu nas nie interesuje…
Aliści, z z tej arcy ciekawej książki przebija również ogromne zatroskanie jej autora stanem polskiego Kościoła. I jak pisze na jej okładce znana dziennikarka Katarzyna Kolenda-Zaleska, nie unika on zadawania trudnych pytań, w tym tych o uwikłaniu wielu polskich hierarchów w politykę (i nie tylko!) ale pozostawia nas z nadzieją, że jeszcze nie wszystko stracone, że jest jeszcze ratunek…
Korzystałem min. z portal tvp.info, Rzeczpospolita, wiez.pl
Ryszard Zaprzałka