
czyli
Obrazki z konwencji Konfederacji „Wolność i Niepodległość”.
Podobno, pisze w swojej relacji Mirosław Poświatowski – niegdyś znany dziennikarz śledczy tygodnika TEMI, obecnie aktywny działacz społeczny i samorządowiec, tą konwencją programową Konfederacja przykryła czapkami konwencje innych ugrupowań. Nie wiem, bo na innych nie byłem :). Światła, fajerwerki, profesjonalna, dynamiczna oprawa w stylu gali MMA, wprowadzanie poszczególnych „fighterów” – wszystko to złożyło się na energetyczny przekaz. I tę atmosferę świeżości, bez mała świętowania, czuć było wśród uczestników konwencji. Nad krytykę okrągłostołowych elitek przebijał się zapał i chęć do działania, by „zwrócić Polskę Polakom”. Tak po prostu.

Nasza tarnowska drużyna.
„Tak chcemy żyć” to hasło przewodnie konwencji. Grill, wakacje, dwa samochody w rodzinie – czy to naprawdę tak wiele, czy to coś więcej niż normalność? Ta normalność nie jest możliwa bez mądrej, suwerennej polityki, kształtowanej w kraju, a nie przez jakichś „unijczyków”, przez obce państwa – i ten wątek przewijał się w zasadzie we wszystkich przemówieniach. Jednych bardziej wystrzałowych i obfitujących w oratorskie chwyty, innych bardziej konkretnych, szczegółowych, wskazujących na problemy i sposoby ich rozwiązania. Wydarzenie było profesjonalnie, nowocześnie przygotowane i oprawione, także muzycznie, w ciężkie, „fighterskie” brzmienia.
Na konwencję przybyło kilka tysięcy osób, w większości własnymi samochodami czy na własny koszt. Byli ludzie z całego kraju i niezależnie od tego, czy ktoś należał do Ruchu Narodowego, Nowej Nadziei, czy Konfederacji Korony Polskiej, ugrupowań wchodzących w skład Konfederacji „Wolność i Niepodległość” – wszystkich łączyła bez mała piknikowa atmosfera, wspólny język, system wartości, postrzegania świata, wspólna chęć zmiany Polski na lepsze. Można było odnieść wrażenie, że tu właśnie bije obecnie serce Polski. Polski walczącej o własną suwerenność i zagrożoną niepodległość. Zagrożoną nie przez rosyjską napaść na Ukrainę, ale przez unijnych biurokratów, przez Berlin, przez Brukselę, przez USA czy Izrael, przez sprzedajne, okrągłostołowe „elitki”, zadłużające Polaków i rozdające „świadczenia” i „tarcze” za pieniądze wyrwane z kieszeni obywatela, by bezskutecznie próbować naprawić to, co same zepsuły. Na Konwencji autentyczny entuzjazm członków i sympatyków ugrupowań połączonych pod wspólnym szyldem, ugrupowań, które od lat były odsądzane od czci i wiary, dawał się wyraźnie odczuć. Entuzjazm ludzi, którzy nie są uwarunkowani żadnymi synekurami i apanażami, choć oczywiście „czarne owce” znajdują się w każdym zbiorowisku ludzkim. Entuzjazm ludzi, którym bieg wydarzeń tyle razy przyznał rację… .

To czuło się w kuluarowych rozmowach. To pozwalało zachować energię po długiej podróży i po dwugodzinnym niekiedy czasie oczekiwania na rozpoczęcie konwencji. Bo na dwie godziny „przed” większa część sali była zajęta. Nie będę streszczał przemówień, bo można ich wysłuchać, obejrzeć na stronach Konfederacji, lub też zobaczyć przygotowany przeze mnie amatorski skrót, oddający atmosferę, który linkuję poniżej. Dość powiedzieć, że bardzo dobre wystąpienie miał Krzysztof Bosak, który mówił m.in. o zagrożeniach płynących z polityki migracyjnej Unii Europejskiej, o budownictwie, o tym, że nie może być tak, aby po dwudziestu, trzydziestu latach pracy stać nas jest na coraz mniej, zamiast na coraz więcej. „Chcemy żyć jako wolni ludzie, ale nie tylko po to, by zajmować się prywatnymi sprawami” – mówił. „Ani niewolnicy, ani klienci opieki społecznej nie naprawią państwa, nie naprawią prawa, nie naprawią życia społecznego. (…) Jesteśmy wolnymi ludźmi, zdolnymi do realizowania własnej strategii, a nie strategii, którą będziemy konsultować z kimś z zagranicy” (skandujący tłum „Tak chcemy żyć”). Krzysztof Bosak stwierdził, że stawką tych wyborów jest przebudowa systemu politycznego, a to nastąpi w momencie, w którym przestaną dziennikarze dzwonić i pytać „z kim Konfederacja chce rządzić”, a zaczną dzwonić do innych i pytać, „kto chce zrealizować program Konfederacji”.
Konkretne wystąpienie miał również Sławomir Mentzen, który na wstępie oświadczył, że „jesteśmy na konwencji poważnej partii, która nie zamierza przekupywać wyborców ich własnymi pieniędzmi”. -Bo dobrobyt bierze się z pracy, oszczędności i z przedsiębiorczości, a nie z długów, drukowania pieniędzy i z zasiłków. Z tego bierze się inflacja – mówił. Pięknie brzmiała część wystąpienia o łupieniu Polaków przez PiS i konieczności zaprowadzenia niskich i prostych podatków – towarzyszyła temu animowana sterta papierów i rosnące statystyki pokazujące, jak rosła liczba stron prawa podatkowego na przestrzeni lat – a wzrost ten miał największe przyspieszenie właśnie za rządów PiS. W ocenie Mentzena nasze prawo podatkowe to jest „trup, którego nie da się pudrować, który trzeba wyrzucić i zaproponować nowe ustawy”.

Dla porządku zaznaczę, że następnym mówcą był Grzegorz Braun, do którego jeszcze wrócę. Pośród wystąpień mówiono m.in. o bezpieczeństwie żywnościowym, o tym, jak w poszczególnych krajach UE planowane jest wybijanie zwierząt (200 tysięcy krów w Irlandii) – i że gdy poszczególne kraje ugną się przed ideologiczną presją ekoterrorystów, taka sama polityka dotrze również i do nas (Anna Bryłka). Było też o bezpieczeństwie energetycznym i o tym, że obecnie ponad połowa ceny wytworzenia energii to certyfikaty emisji CO2, co oznacza wyższe ceny produktów, usług i nakręcanie inflacji (Witold Tumanowicz); byp o proponowanej „ustawie antysitwowej” (Stanisław Tyszka) i okupowaniu Polski przez „dwa gangi partyjnych hipokrytów”. Poczesne miejsce pośród różnych wystąpień zajął temat mieszkalnictwa („Mój dom moją twierdzą. A moją twierdzę chcę mieć na własność. Twierdzy nie wynajmuje się od agencji, twierdzy nie przyznaje mi państwo jako mieszkania komunalnego”. Szybujące ceny mieszkań to nie „wolny rynek”, ale skutek działania urzędników unijnych i polskich). Grzegorz Płaczek z kolei zwracał uwagę na „biegunkę legislacyjną” – otóż samo przeczytanie tylko tych aktów prawnych, które zostały wytworzone w 2022 roku, zajęłoby „Kowalskiemu” trzy miesiące, a w samej Brukseli funkcjonuje 15 tysięcy lobbystów i 2,5 tys. firm lobbingowych. „Tego się nie da zatrzymać, system trzeba zaorać i zbudować od początku” – mówił.
Piękną owację zebrał Janusz Korwin Mikke, jak dotąd „chowany”, podobnie jak i Grzegorz Braun. „Podobno najlepsze wino podaje się na koniec” – zaczął przemowę, w której mówił m.in., iż „podobno obaliliśmy socjalizm”, a tymczasem są takie dziedziny, jak choćby oświata i służba zdrowia, które najgłębiej tkwią w komunizmie. Przywołał też cytat z Winstona Churchila, który miał stwierdzić, że „Polacy to wspaniali ludzie, ale rządzeni przez najpodlejszych z podłych”. JKM stwierdził, że w wyborach „wyrwiemy ile się da”, a jak się nie uda, to po rządach kolejnej koalicji „będziemy rządzących punktować i w następnych wyborach zdobędziemy ponad 50 procent”. Jednocześnie zapewnił, że gdyby ktoś z Konfederacji „uległ tym złodziejom”, to on ich przypilnuje. Nawiasem mówiąc niemałą sensację wzbudził Janusz Korwin Mikke kilka godzin później, gdy do miejsca zaplanowanego na afterparty dojechał na… hulajnodze elektrycznej (filmik w załączeniu).

Znacznie wcześniej swoje wystąpienie miał też Konrad Berkowicz i najcelniejszą moim zdaniem wypowiedź z niego zostawiłem sobie na koniec: jest to znany w niektórych kręgach cytat z Marka Twaina stwierdzającego, że „łatwiej człowieka oszukać, niż przekonać go, że został on oszukany”. „I tym przekonywaniem my się zajmujemy” – stwierdził polityk.
A teraz przejdę do posła Grzegorza Brauna, ostatnio, podobnie jak Korwin Mikke, chowanego w cień, co jak sądzę może mieć związek z jakimiś badaniami opinii publicznej. Według doniesień medialnych poseł przekroczył zaplanowany na swoje wystąpienie czas i mówił nie o tym, o czym miał mówić (o obronie gotówki), ale przypomniał trochę historii z ostatnich lat. Do ostatniej chwili przemawiał bardzo spokojnie, w odróżnieniu od swoich „zagrzewających do boju” poprzedników. I w końcu powtórzył hasła towarzyszące tym działaniom, z którymi on i Konfederacja Korony Polskiej wchodząca w skład Konfederacji „Wolność i Niepodległość”, jest najbardziej znana, szczególnie ostatnio: „Nie będą uczyć nas historii Niemcy, ani Żydzi! Nie będą naszych dzieci wychowywać i tolerancji uczyć dewianci! Nie będą! I nie będzie nam eurokołchozowa rada komisarzy ludowych tłumaczyła, jak mamy się rządzić we własnym państwie. A jeszcze ze starych, ale jakże jarych szlagierów: Stop segregacji sanitarnej, precz z WHIO! A jeszcze stop ukrainizacji Polski! I stop banderyzacji polskiej racji stanu!” I głównie tymi słowami, Grzegorz Braun zebrał największą, spontaniczną owację, ze skandowaniem nazwiska włącznie. Owację autentyczną, z serca płynącą, rozlewającą się po całej hali, niezależnie od tego, czy komuś bliżej do „Nowej Nadziei”, czy „Ruchu Narodowego”. Bo pan poseł jest dla wolnościowego środowiska swoistym „znakiem sprzeciwu”, konsekwentnym i wyrazistym, zdolnym do kompromisu, ale nieugiętym w pryncypiach. Jednocześnie Grzegorz Braun żartobliwie przypomniał to, jak został nazwany „rakiem nieoperowalnym”, również dla środowiska „Konfederacji” i że „rakiem” tym ma zamiar pozostać. Bo – to już mój komentarz, wynikający z bycia blisko „Korony”, niezależnie od różnic, naturalnych w każdym środowisku animozji, dla niego jedność prawdziwej prawicy jest w tym wymiarze wartością nadrzędną. Grzegorz Braun nie ma jednak zamiaru rezygnować z własnej tożsamości i tożsamości Konfederacji Korony Polskiej. I taki przekaz bardzo wyraźnie wybrzmiał z jego wypowiedzi.

I cóż wtedy się stało? Nagle wszystkie media zaczęły pisać o przemilczanej dotąd konwencji „Wolności i Niepodległości”, koncentrując się na przemówieniu Grzegorza Brauna. Zaczęto pisać, że miał mówić o czym innym, że miał mówić pięć minut, a nie czternaście (choć inni też przekraczali swój czas). Zaczęto zauważać, dociekać, pisać, kto w czasie wystąpienia posła patrzył się w komórkę, a kto jako jedyny nie wstał. Kto był zadowolony, a kto nie. Osobiście traktuję to w kategoriach „zadaniowania” (przynajmniej po części) mediów, obliczonego na rozbijanie Konfederacji, próbę wbicia klina, doprowadzenia do rozłamu, rozhuśtania jeśli się tylko da osobistych ambicji poszczególnych polityków, skłócenia ugrupowania, które wychodzi na trzecią siłę polityczną w Polsce. Patrzę na to jako na próbę wyzyskania naturalnych w każdym środowisku różnic, obliczoną na środowiska tego rozbicie. Niestety prowokowały do takich działań same plakaty, reklamujące konwencję, na których brak było posła Brauna.
Niemniej jednak wszyscy politycy „Konfy” mają świadomość, że bez Konfederacji Korony Polskiej, nie było by Konfederacji „Wolność i Niepodległość”, tak samo jakby nie było jej bez Ruchu Narodowego, czy bez „Nowej Nadziei”.

Co warte podkreślenia, na konwencji zaprezentowano broszurę „Konstytucja Wolności – program wyborczy 2023”, którą kiedyś omówię. Natomiast wielkim nieobecnym na tym wydarzeniu był Sebastian Pitoń („Góralskie Veto”). W mojej ocenie zabrakło także śmiałego rozpoczęcia dyskusji o bilansie zysków i strat wynikającym z naszego członkostwa w Unii Europejskiej – jak dotąd żadna siła polityczna, poza okazjonalnym utyskiwaniem, się na to nie zdobyła, a moim zdaniem czas zacząć otwarcie o tym rozmawiać i przygotowywać „mapę drogową” dla naszego wyjścia z Eurokołchozu, zanim ten się zawali i całkiem nas nie zwalcuje. Ale rozumiem, że wyborcy mogą tak tego nie postrzegać, bo jeszcze za mało dostali po kieszeni i często „nie łączą kropek”, nie wiedzą, skąd wynikają ceny energii, ani tego, że 80 procent absurdalnego prawa stanowionego w Sejmie to implementacja prawa wytworzonego w Unii, opanowanej przez zacietrzewionych, lewicowych, ideologicznych szaleńców.
Kompleks „homo sovieticus” tkwi w nas mocno, mocno tkwi w nas to bezrefleksyjne zapatrzenie w mityczny „Zachód”, które nas tak gubiło w przeszłości i gubi również teraz. Stąd też wielu nie zdążyło zauważyć, że dziś rolę Moskwy przejęła Bruksela. I mimo wszystko trochę mi brakowało mocniejszego, pogłębionego zaakcentowania tych wątków, a przecież to właśnie akurat te środowisko, jeszcze przed referendum akcesyjnym, mocno przestrzegało przed tymi zagrożeniami, przed tym, że już wtedy Unia Europejska przekształcała się w Związek Socjalistycznych Republik Europejskich.
No, ale nie można mieć wszystkiego. Moje refleksje są takie, jak na początku: byłem świadkiem tożsamościowej konwencji środowiska, które ma realną szansę zmienić Polskę na lepsze, jak nie po tych, to po następnych wyborach. O ile oczywiście „lex Tusk”, lub inne działania wymierzone w Konfederację przez namiestników obcych państw („PiS-PO, jedno zło”), nie sprawią, że znów zwycięży sitwa ciemiężców, niezależnie od tego, na kogo wyborcy oddadzą głos, bo wolnościowe środowiska, przy pełnej aprobacie i wsparciu unijczyków, zostaną wyeliminowane, jako „ruskie onuce” chociażby. „Tak czy owak, sierżant Nowak” – pisał kiedyś Stanisław Michalkiewicz. „Głosowali jak chcieli, a wybrali kogo trzeba” – żartował w latach 80-tych Jan Pietrzak. Możliwe też, że Konfederacja po prostu potknie się o własne nogi, nogi osobistych animozji i ambicji. Jedno jest pewne: wobec sondaży, tych realnie pokazujących wzrost popularności całej Konfederacji, dających jej kilkanaście procent i pokazujących zmęczenie PO-PiSem oraz wobec faktu, że czas będzie działał na niekorzyść tego układu, wraz z galopującą inflacją i spadkiem siły nabywczej Polaków – wobec tego „zagrożenia”, cała pookrągłostołowa sitwa, z obozem rządzącym na czele, sięgnie po wszelkie środki, by nie odpaść od koryta, by nie dopuścić do władzy tych, którzy chcą „oddać Polskę Polakom”, którzy chcą uwolnić naszą przedsiębiorczość, uwolnić nas z kajdan eurokołchozowych ideologii, szaleństw, regulacji, którzy chcą, aby o polskich sprawach decydowali po prostu Polacy. I to trzeba mieć na uwadze, obserwując wszelkie doniesienia medialne w nadchodzących miesiącach.
A jak będzie, zobaczymy. Zobaczymy, na ile „Konfie” uda się przebić ze swoim przekazem, pokazać ludziom, jak bardzo byli okłamywani („nikt nie jest zadowolony ze swoich pieniędzy, ale każdy ze swego rozumu”). Cóż, rozum zwykle wraca, gdy człowiek dostaje po kieszeni. Czas działa więc na korzyść Konfederacji. Pytanie, czy ludzie będą umieli zrozumieć związek przyczynowo – skutkowy z ich sytuacją.

To żaden wstyd przyznać się do błędu. Wstydem jest w nim tkwić. Sam głosowałem kiedyś i na PO i na PiS, traktując je jako „mniejsze zło”. Jedni i drudzy są siebie warci. Powtarzałem to wiele razy: Prawo i Sprawiedliwość tym się różni od Platformy Obywatelskiej, że o ile ta od razu oddaje nas w obcą niewolę, o tyle PiS, zanim spuści spodnie, najpierw krzyczy, że nie odda ani guzika. Możemy jedynie wybierać, które obce państwo będzie naszym okupantem. W tej sytuacji Polska coraz bardziej staje się bezwolną kolonią. Dlatego odrzucam ten fałszywy wybór, dlatego wybieram Konfederację „Wolność i Niepodległość”. A konkretnie – wchodzącą w jej skład Konfederację Korony Polskiej, której twarzą jest poseł Grzegorz Braun. Do tego świata wartości mi najbliżej. Wiara, rodzina, własność. I dlatego na konwencji miałem uczucie wracania do swoich „korzeni”. I jak pisałem, towarzyszyło mi przekonanie, że tu właśnie bije serce Polski.

Linki:
Montaż fragmentów z konwencji
Wystąpienie posła Grzegorza Brauna ze strony Konfederacji Korony Polskiej
JKM na hulajnodze
https://www.facebook.com/reel/969768030782648
Montaż fragmentów z konwencji
Wystąpienie posła Grzegorza Brauna ze strony Konfederacji Korony Polskiej
Mirosław Poświatowski
Zdjęcia pochodzą od organizatorów.