Przedstawiamy kolejną już część niezwykłych wspomnień Antoniego Sypka. Niezrównanego gawędziarza i popularyzatora historii naszego galicyjskiego miasteczka, ale też wielkiego filantropa i społecznika, historycznego pisarza i animatora kultury. Tym razem lekkim, jak zwykle u tego autora, piórem opisuje na Facebooku około świąteczny Tarnów z pierwszych lat dwudziestego wieku. Przywołuje smaki i zapachy tamtych wigilii z karpiami księcia Sanguszki ze stawów w Wierzchosławicach w roli głównej, atmosferę bali sylwestrowych w Kasynie Sali Lustrzanej z obowiązującymi wówczas krynolinami wykluczającymi szybki seks… . Wspomina smutne święta z 1915 roku, biedne i głodne, pod zaborami. Przypomina bohaterskie postaci tamtych czasów: Tadeusza Tertila, burmistrza Tarnowa z czasów okupacji rosyjskiej 1914/1915 i Bolesława Łazarskiego. wybitnego matematyka i okultystę, taternika który pierwszy sfotografował Tatry, a także kamieniarza artystę Pawła Musiała, wykonawcę setek pięknych grobowców na Starym Cmentarzu. Mistrz Sypek kończy swoją bożonarodzeniową opowieść w nowo zbudowanym kościele XX Misjonarzy przy ul. Krakowskiej, ówczesną dumę Strusiniaków, gdzie przez całą podstawówkę byłem ministrantem. To tam była najpiękniejsza wówczas szopka w Tarnowie, bogatsza nawet od tej u ojców Bernardynów ale to temat na odrębny artykuł…

Połowa grudnia, w tarnowskich domach atmosfera przedświąteczna. Służba zakupuje już karpie osobliwie ze stawów od Sanguszki, do wigilii muszą pływać w wannie. Z stawów sanguszkowskich z Wierzchosławic są najpyszniejsze, najmniej zamulone, zawsze świeże. Kiedy ich zabraknie, tuż przed wigilią, tarnowianie muszą kupować karpie w licznych sklepikach żydowskich na Wałowej, Lwowskiej czy na Rynku. Ale „Pogoń” piórem Anieli Piszowej ostrzega, aby u Żydów nie kupować, gdyż często są to karpie na pół zdechłe. Krzątanina i ruch w mieszkaniach. Panie domu dyrygują służbą, sprawdzają dokumentnie zakupy. Za kilka dni w śródmieściu Tarnowa pachnieć będzie świętami. Z półotwartych okien wydostawać się będą na plac Kazimierza Wielkiego, na plac Sobieskiego, na ulice śródmieścia zapachy jakże łechtające nozdrza. Pachnieć będzie piernikiem, makiem, sernikiem, mazurkiem, miodownikiem. Bliżej wigilii dominować będą zapachy gęsiny, pieczonych indyczek, perliczek, bażancików czy przepiórek. Co najważniejsze, elegantki mężatki czy panny na wydaniu, szykować będą swoją krynolinę, najnowszej mody, odchodzącą zresztą już do lamusa, ale na bal sylwestrowy w Sali Lustrzanej Kasyna, obowiązkową w tę noc. Krynolina, sztywna, szeroka halka usztywniona włosem albo obręczami, nadającymi jej kształt dzwonu, zakładana pod suknię. Moi Drodzy. To było coś strasznego, wykluczało wygodnie siedzenie, spacerowanie i szybki seks!!! Czy sobie wyobrażacie???
W tarnowskich domach od 15 grudnia trwały przygotowania do świąt i do oczekiwanego przez cały rok karnawału. Na pierwszym zdjęciu z moich zbiorów hrabianka Zofia Morska, właścicielka Dobrkowa pod Pilznem, po mężu Werschowetz, zmarła wiele lat później w 1904 r. w Dreźnie. Pewnie też tańczyła przynajmniej raz w życiu na balu sylwestrowym w Sali Lustrzanej. Na drugim zdjęciu cesarzowa Maria Charlotta, żona Maksymiliana, cesarza Meksyku, obie w przepięknych krynolinach.

Święta 1915 r. w Tarnowie były wojenne i bardzo smutne. Biedne i głodne. Wprawdzie w poprzednim roku 1914 było jeszcze gorzej, bowiem Tarnów był okupowany przez Rosjan, ale i obecnie na Strusinie, Grabówce, Zawalu, Zabłociu czy na żydowskim rynku nie cieszono się jak zazwyczaj. Wielu synów czy ojców było w armii austriackiej, wielu poległo w walkach toczonych w 1914 r. wokół Kraśnika, Łowczówka czy w 1915 w bitwie pod Gorlicami, czy na Podolu. Ale panie domu robiły w 1915 co mogły. Choinki przywożone najlepiej z lasów Trzemesnej czy Piotrkowic miały wzięcie. Pani Zarembina, żona architekta, jak co roku naradzała się ze swoją sąsiadką z placu Kazimierza, panią Bielatowiczową, jakie to ryby będą na stole wigilijnym. Pani Amelia Tertilowa, przystojna żona burmistrza, piekła swoje słynne makowce. Mistrz krawiecki Szeligiewicz pilnował, czy ubiegłoroczne naleweczki z derenia i aronii dochodzą do siebie. W drugi dzień świąt przychodzili do niego bracia cechowi właśnie na owe słynne naleweczki zwane szeligówkami.
15-letnia Misia, o urodzie aniołeczka, także z utęsknieniem oczekiwała wilii. Miał przybyć z frontu Zdzich, jej daleki kuzyneczek, ułan, w którym kochała się pierwszą miłością. Kupiec W. Brach, robiący w czasie wojny swoje wielkie interesy, przygotowywał paczki dla ubogich, świąteczne. Znany był z wielkiego gestu. Babki cmentarne cieszyły się ze Świąt, bowiem księżna Sanguszkowa, co roku przysyła w tym okresie frykasy, aby sobie podjadły, jak nigdy dotąd.

Srogi biskup tarnowski Leon Wałęga pracował nad kazaniem, jakie miał wygłosić w Boże Narodzenie, podczas sumy katedralnej. Tarnów oczekiwał wigilii roku 1915. (na zdj. Misia, W. Brach, bp L. Wałęga)

Tadeusz Tertil, bohaterski burmistrz Tarnowa z czasów okupacji rosyjskiej 1914/1915, miał o czym myśleć w tym tygodniu przedświątecznym 1915 r. Z okien swojego mieszkania na I piętrze w kamienicy, którą wybudował w 1913 r., widział cały plac Kazimierza Wielkiego. Poznawał mieszkania przy placu nawet po choinkach za oknami. Drzewka ubierane w dzień przed wigilijny widoczne były w każdym oknie dawnego Tarnowa. Pani Kaempfowa, zona Alojzego, właściciela znanego handlu towarami korzennymi Pod Palmą, ubierała tradycyjnie choinkę w kolorze białym. U magistra Niesiołowskiego, właściciela apteki, choinka była na niebiesko, u Anieli Piszowej choinka była różnobarwna, w następnym domu przy Katedralnej 5 państwo Paluchowie, właściciele restauracji U Palucha, i mieszkający w tym domu na piętrze dyrektor szpitala dr Skowroński, także mieli efektowne choinki. Burmistrz myślał o czym innym w tym tygodniu. Cudem obronił się przed Austriakami, oskarżany przez Żydów, którzy potracili swoje składy i towary, które zabili dechami opuszczając miasto przed zajęciem przez Rosjan. On w czasie głodu w zimie 1914/1915 kazał te składy otworzyć i towary rozdać głodującym. Kiedy kupcy i Austriacy powrócili, zaczęły się donosy na sąsiadów, źli i okrutni ludzie oskarżali swoich przeciwników nie tylko handlowych, ale i osobistych o sprzyjanie Rosjanom podczas okupacji. Austriacy powiesili znanego profesora Łazarskiego, kamieniarza Musiała, a także trzech innych obywateli miasta. On sam cudem się wywinął, chociaż to nie był koniec oskarżeń i donosów. Szczególnie aktywny w tych donosach na niego i w sianiu nienawiści był Swetru, rumuński Żyd, bankier podejrzanej konduity. Znał Swetru jeszcze przed wojną, przymilał się do burmistrza, oferując korzystny kredyt na budowę kamienicy. Wyrzucił go wtedy z gabinetu. Teraz donosił na niego, jakoby w czasie okupacji miasta sprzyjał Rosjanom. Miał więc o czym rozmyślać bohaterski burmistrz Tarnowa. Swetru, podpuszczany przez innych Żydów, a nawet bankierów z całej Europy, nie mówiąc o Ameryce, nie ustanie w donosach, będzie pisał paszkwile do samego Wiednia, będzie zwoływał protesty pod jego kamienicą, będzie młodym robił wodę z mózgu. Takie to myśli miał burmistrz Tarnowa w tygodniu przed Bożym Narodzeniem 1915 r.

Wigilia 1915 r. była tuż tuż. Smutna, wojenna, niezbyt obfita. W wielu tarnowskich rodzinach brakowało mężczyzn, byli w wojsku, na froncie. Niektórzy zginęli w licznych potyczkach w Karpatach, na Wołyniu i Podolu. Dwie rodziny szczególnie cierpiały tym okresie, śmierć w tych rodzinach była tak nonsensowna, tak dziwna i niespodziewana, nie ma słów, by ją nazwać. W pięknej willi Weneda przy ulicy Nowy Świat, uznawanej za najelegantszą Tarnowie, należącą do rodziny Bolesława Łazarskiego, trwała smutna krzątanina przedświąteczna.

Bolesław Łazarski został wyrokiem sądu austriackiego skazany na śmierć i powieszony 19 V 1915 r. w Rzeszowie. Za zdradę rzekomą na rzecz Rosjan podczas okupacji Tarnowa. Profesor Seminarium Nauczycielskiego, wybitny matematyk, okultysta, jeden z pierwszych taterników tarnowskich, z pewnością pierwszy z tarnowian, który przeszedł i sfotografował Tatry, znane były jego zdjęcia. Politycznie ideowiec słowianofilstwa. Córka poślubiła Rosjanina. W czasie okupacji Tarnowa zięć, jako oficer, przebywał z Tarnowie, zaś Łazarski gościł w domu zięcia i obracał się w towarzystwie Rosjan, kolegów zięcia. Po wyroku co najdziwniejsze został zrehabilitowany.

Drugim znanym tarnowskim domem gdzie panował niewyobrażalny smutek była piętrowa kamieniczka przy Panny Maryi. Tu mieszkała rodzina znanego kamieniarza artysty Pawła Musiała. Artysta ten wykonał setki pięknych grobowców na Starym Cmentarzu, poznacie je bowiem są sygnowane nazwiskiem autora. Paweł Musiał był m.in. autorem fontanny z lwami w Parku Strzeleckim. Oskarżony przez sąsiada kamieniarza, jakoby witał okrzykami radości aeroplan rosyjski zrzucający nad Tarnowem agitki ulotkowe na wiosnę 1915 r. Jego także powieszono w Rzeszowie w maju 1915 r. Wyroki wstrząsnęły społeczeństwem Tarnowa. Wypadki jakie nastąpiły w latach następnych stępiły pamięć o tych zgonach. W tych dwóch domach widniejących na zdjęciu wigilia zapowiadała się przeraźliwie smutno i żałośnie. Na fot. Bolesław Łazarski i jego willa Weneda, następnie dom i pracownia Musiałów. Hańbiąca karta w historii naszego miasta, nie pierwsza i nie ostatnia. (Fot. St. Siekierski)

Która to już wigilia, szopka, pasterka w naszym kościele, rozmyślała pani Rozalia Bankowa, przygotowując stajenkę. Strusiniacy mieli swój kościół xx. Misjonarzy od 1908 r. Boże, co to była za radość. Po tylu latach oczekiwania, ta wielka niegdyś podtarnowska wieś, doczekała świątyni i to od razu jakiej! Dorównującej wysokością katedrze, z dwoma wieżami, z 34 krzyżykami, jak ktoś obliczył. I mają też strusiniacy swoją parafię. Tu zawierają małżeństwami, tu chrzczą dzieci, tu żegnają się z życiem starzy gospodarze. Pani Bankowa czekała na Orłowską, Sowiźrałową, Czuprynową, Wielgusową, Janusiową, Sitkową. Te najbogatsze strusińskie gospodarskie rodziny fundowały szopkę w tym kościele. Przed I wojną szopka u Misjonarzy była najwspanialsza, piękniejsza nawet od tej z kościoła Bernardynów. W te dni moja babcia Lachowa modliła się w kościele, aby jej mężowi powołanemu w 1915 r. do wojska, nie stała się krzywda. Mój dziadek matczysty Sebastian Lach miał słabe serce. Babcia Lachowa mrucząc kantyczki przystrajała boczny ołtarz w choinę, będzie na pasterkę. Błaszkiewiczowie i Wróblewscy dostarczyli proboszczowi wiele koszy strucli, chleba, ciast dla ubogich na Strusinie. Te rodziny piekarskie miały zawsze miłosierdzie, pomyślał proboszcz Tyczkowski, budowniczy kościoła. I pomyślał sobie. Zapełni się nasza świątynia w pasterkę. Strusiniacy z Zamościa, z Huty, z Rudy: Hałdzińscy, Skorupowie, Wielgusowie, Jeżowie, Lisowie, honorni gospodarze, także nie mogli wyjść z radości, mieli swój kościół. A kiedy jeszcze sprowadzono na Grunwaldzką szarytki i one otworzyły przedszkole, a potem dom dla kalekich dzieci, radość ich była pełna. A kolejarze, a wreszcie żołnierze z koszar przy Chyszowskiej, przecież to był kościół garnizonowy!!! Wigilia na Strusinie, Grabówce, Pogwizdowie, Zabłociu, Zamieściu, Terlikówce, Sródmieściu zbliżała się. O czwartej tarnowianie wypatrywali na wschodzie pierwszej gwiazdy, Capelli, ona dawała znak tarnowianom, że pora siadać do posiłków wigilijnych i baczyć, aby był na stole wolny talerz, dla nieznajomego. Trwał rok 1915.

Przygotował na podstawie wpisów i zdjęć na FB Antoniego Sypka – Ryszard Zaprzałka