
Trzecim gościem w ramach, organizowanego przez Miejską Bibliotekę Publiczną w Tarnowie, cyklu „COOL(turalne) spotkania”, był Michał Rusinek. Spotkanie z literaturoznawcą, tłumaczem, pisarzem, profesorem Uniwersytetu Jagiellońskiego i byłym sekretarzem Wisławy Szymborskiej, odbyło się w Tarnowskim Centrum Kultury we wtorek, 29 listopada o godzinie 18.00. Michał Rusinek urodził się 50 lat temu w Krakowie i nadal tam mieszka. Był sekretarzem Wisławy Szymborskiej, teraz prowadzi jej Fundację. Miał tylko przez kilka miesięcy pomagać poetce w opanowaniu chaosu, jaki zapanował w jej życiu po przyznaniu Nobla, ale został jej sekretarzem na 15 lat. Po kilku miesiącach Szymborska zaczęła o nim mówić „mój pierwszy sekretarz”, czasem dodając „lepszy od Bieruta”. Obecnie jest profesorem na Wydziale Polonistyki UJ, gdzie prowadzi zajęcia z teorii literatury, teorii przekładu i creative writing. Bywa tłumaczem z języka angielskiego, zdarza mu się pisywać książki dla dzieci i dorosłych oraz układać wierszyki czy teksty piosenek. Pisuje felietony o książkach i języku. Jest członkiem Rady Języka Polskiego PAN. Spotkanie w TCK poprowadziła znana tarnowska polonistka Krystyna Latała – założycielka Radia MAKS, a obecnie przewodnicząca Rady Kultury Miasta Tarnowa. Cała rozmowa tłumaczona była na Polski Język Migowy.

Michał Rusinek w latach 1991–1996 studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. W 2002 roku uzyskał stopień doktora na podstawie pracy Między klasyczną retoryką a ponowoczesną retorycznością, a w roku 2013 habilitował się na podstawie książki Retoryka obrazu. Przyczynek do percepcyjnej teorii figury. Specjalizuje się w teorii literatury. Jest adiunktem w Katedrze Teorii Literatury na Wydziale Polonistyki UJ.
Sekretarzem Wisławy Szymborskiej został dzięki pośrednictwu jej znajomej, Teresy Walas, która była promotorką pracy magisterskiej Rusinka i poleciła go Szymborskiej. Sekretarzem został wkrótce po otrzymaniu przez poetkę Nagrody Nobla, która określała to wydarzenie mianem tragedii sztokholmskiej, i był nim do jej śmierci.

Dlaczego zostałem sekretarzem pani Wisławy? Po pierwsze, znałem język angielski. Po drugie, posiadałem modem, czyli właściwie jedyne urządzenie, za pomocą którego można się było wówczas połączyć z internetem. Po trzecie, co chyba jednak okazało się najważniejsze, praktycznie nie było kontrkandydatów na to stanowisko. Właściwie był tylko jeden, ale on był profesjonalnym dyplomatą, więc zażądał biura i sekretarki. I to Szymborską przestraszyło. Ona sobie wyobraziła, że ta sekretarka też zażąda sekretarki i zrobi się z tego cała korporacja. Ja takich żądań nie miałem, tylko podłączyłem wspomniany modem i w 1996 roku wysłałem sześć, może osiem maili.A tak naprawdę wszystko zaczęło się od… przecięcia kabla od telefonu noblistki, która nijak nie mogła sobie z nim poradzić.

Najbardziej męczy mnie odpoczywanie i raczej cierpię na nadmiar energii do pracy, więc nie potrzebuję dodatkowych motywacji. Wymyślam coś sobie – książkę, artykuł, felieton, przekład, musical – i staram się to zrealizować.
Jest bratem ilustratorki Joanny Rusinek, z którą współtworzy książki dla dzieci „Zaklęcie na W”, „Mały Chopin” i „Kefir w Kairze”. A skąd biorą się pomysły na publikacje tak nietuzinkowe, jak wierszowany „Jak przeklinać? Poradnik dla dzieci”?
To jest książka napisana pod wpływem moich dzieci, które uczyły się pisać i w ogóle posługiwać językiem, przy okazji – jak wszystkie dzieci – eksplorując jego zakazane zakamarki. Ale i kreatywność dziecięca powoduje, że dzieci wymyślają własne słowa na wyrażanie skrajnych emocji. Ta książka jest także dla dorosłych. Chciałem, by zrozumieli, że nie powinni karać dzieci za posługiwanie się wulgaryzmami, ale spróbowali pobawić się z nimi w językowe czy literackie zabawy, pozwalające dzieciom wyrazić emocje.

Podobno, pierwszym słowem, którego się nauczył, nie było „mama” ani „tata”, ale „przydawka”. Legenda rodzinna głosi, że jego pierwszym słowem było „kurwa”, ponieważ wtedy mieszkał wraz z rodzicami w bloku, który był akurat tynkowany. Panowie na rusztowaniu najczęściej powtarzali to właśnie słowo, a on spędzał dużo czasu w wózku na balkonie. Być może to tylko legenda. Wszak przecież wiadomo, jak trudno w pewnym wieku wymawia się „r”.

Nie mam przepisu na sukces. Nie umiem powiedzieć, czy osiągnąłem sukces. Nawet się trochę obawiam, że gdy tak powiem, to uznam, że już nic więcej nie mam do zrobienia. Od wielu lat jeżdżę po Polsce (i nie tylko) z wykładami (naukowymi i popularnonaukowymi), spotkaniami autorskimi, udzielam sporo wywiadów. Żyje z pisania (i tłumaczenia) i żyje pisaniem. Mam szczęście, bo dostaję wiele propozycji od wydawców i mogę sobie między nimi wybierać. Ale też mam metodę pisania: jeśli mam do napisania kilka rzeczy, to zawsze lepiej mi się pisze lub tłumaczy nie tę, którą uznam za ważniejszą, ale tę mniej ważną. Muszę więc sam siebie oszukiwać i odpowiednio tasować zadania, bym miał zawsze te mniej ważne.

Na spotkaniach autorskich łatwiej rozmawiać mi z dorosłymi, bo mam w tym jednak większe doświadczenie – ze względu na moje doświadczenie uniwersyteckie. Z dziećmi rozmawia się zawsze nieco trudniej, bo są mniej przewidywalne. Ale takie spotkania bywają bardzo inspirujące. Natomiast nie widzę różnicy w pisaniu dla dzieci i dla dorosłych. Za każdym razem trzeba znaleźć jakiś stylistyczny pomysł, jakiś idiom, jakąś formę. I próbować w tej formie zmieścić to, co się zamierza.
„Biblioteka COOL(tura)” jest częścią projektu „Tarnów – Nowe Spojrzenie”, którego głównym prowadzącym jest Miasto Tarnów. Sfinansowano ze środków Funduszy Norweskich w ramach Programu Rozwój Lokalny.
Przygotował – Ryszard Zaprzałka
Zdjęcia ze spotkania – portal Miasto i Ludzie