
czyli
TRANS/MISJE W TOKU
Każdy rzeszowski, festiwalowy „dzień powszedni” obfituje w wydarzenia kulturalne wyższych i najwyższych lotów – konkluduje nasza korespondentka Katarzyna Cetera. Nie inaczej dzieje się podczas piątej edycji Międzynarodowego Festiwalu Sztuk TRANS/MISJE – TRÓJMORZE. Podczas imprezy znalazł się czas i miejsce dla chorwackiej poezji, estońskiej pianistyki w wykonaniu charyzmatycznego – także prywatnie – Johana Randvere, czy dla słoweńskich filmów krótkometrażowych. Nie zabrakło również koncertów plenerowych. Dla teatru kluczowe pozostaną jednak zawsze zauroczenia teatralne – niech mi będzie wolno podzielić się z państwem trzema z nich.

Zauroczenie pierwsze – łotewski czarny humor.
Miłośnicy teatru i transmisyjni „wyjadacze” mieli okazję na własnej niemal skórze już rok temu poczuć kurlandzki czarny humor – jakże odmienny od naszego, słowiańskiego!Wówczas Liepājas Teātris przybył do Rzeszowa ze spektaklem prezentującym utwory Szekspira. Tym razem reżyser Elmārs Seņkovs postanowił zabrać się za baśniowe utwory Jakuba i Wilhelma Grimmów. Premiera tego spektaklu odbyła się w kwietniu bieżącego roku – a to jeszcze nie koniec wizji młodego łotewskiego reżysera.

Trzygodzinne, monumentalne widowisko nieco znużyło niektórych rzeszowskich widzów – pozostali jednak byli zauroczeni. Słońce wybucha, pryskają iskry. Na scenie panuje cisza, grobowa cisza. Na pierwszym planie leży zmęczona i apatyczna postać – Narrator/ Śmierć. – czytamy w festiwalowej zapowiedzi – Dym po wybuchu opada i zaczynają poruszać się robaki. Jeden z nich wykluwa się i przybiera ludzką postać. Próbuje zrozumieć, co się stało, ale nie potrafi ubrać swych myśli w słowa. Jedyne, co udaje mu się z trudem wypowiedzieć, to: „Kiedy to się skończy?”. Jedna po drugiej pojawiają się trzy dziewczyny szukające elfa bez ręki. Inna dziewczyna w tle obejmuje drzewo świerkowe i nazywa je matką, a ponad grobami przeskakuje nagi i zabawny Król. Narrator spogląda na to wszystko i mówi: „W tymi miejscu moglibyśmy skończyć”. Końca jednak nie widać.

Za sprawą nieschodzącej ze sceny postaci Narratora – Śmierci na scenie występują bohaterowie znani z klasycznych tekstów baśni braci Grimm, ukazani jednak niejako w krzywym zwierciadle współczesnego świata. Kopciuszek, krasnoludki, Jaś i Małgosia, Królewna Śnieżka umieszczone zostają przez reżysera w postapokaliptycznym świecie, w którym wszystko dzieje się po tym, jak spełniło się złowrogie przeczucie, a niewyobrażalne ludzkie okropieństwa zostały doprowadzone do logicznego końca – to ranek lub stulecie po apokalipsie. Widzowie zostają postawieni przed pytaniami, jak żyć w świecie przepełnionym grozą, w cieniu śmierci? Jak pozostać dobrym, gdy jest się dotkliwie zranionym? Ciemność nocy przełamuje światło dnia, ale co przełamie ciemność stworzoną przez człowieka? Baśnie zwykle kończą się szczęśliwie, ale to szczęście musisz najpierw odnaleźć w sobie.

Grimmowie to także przedstawienie o wykorzystanej, prawie zniszczonej ziemi i nadziei, że śmierć wszystko uporządkuje, a z pustki stopniowo wyłoni się coś nowego. – Grimmowie w reżyserii Elmārsa Seņkovsa w Teatrze w Lipawie to najsmutniejsza sztuka żartów i najzabawniejsza historia smutków – przeczytamy w jednej z łotewskich recenzji tego spektaklu – W przygnębiającym, męczącym impasie i zamęcie panującym na świecie, na Łotwie, w innych i we mnie samej, Grimmowie w reżyserii Elmārsa Seņkovsa dają pewną pociechę: oglądasz i rozumiesz, że to nie ty zwariowałeś, to zwariował świat, a ty po prostu w nim żyjesz (…)”.

Zauroczenie drugie – wybuchowa mieszanka folkloru i Szekspira.
Rumuński teatr Michaja Eminescu przedstawił podczas festiwalu niezwykłą, żywiołową syntezę świata Szekspira i rumuńskich obyczajów, ludowej muzyki, rytualnych tańców wywodzących się z czasów, kiedy na terytorium obecnej Rumunii istniała starożytna prowincja rzymska. Fabuła WESOŁYCH PŁACZEK osnuta została wokół losów wdowca – ojca kilku chłopców – którzy zostali przeklęci i nie mogą znaleźć w życiu „drugich połówek”. Główny bohater załamany losem synów, chce umrzeć z żalu. Ostatnim jego życzeniem jest to, aby zostać opłakanym przez kobietę, która kiedyś była jego wielką miłością. Dochia – bo o niej mowa – przychodzi spełnić tę prośbę wraz z grupą żałobniczek. Umierający ojciec przedstawia jej swoich synów – to spotkanie powoduje nie tylko zmianę sytuacji ojca i chłopców, ale także woltę emocji – widzowie wraz z aktorami przechodzą od nastroju smutku i żałoby do nieskrępowanej radości, witalności, apologii życia i miłości – przeczytamy w festiwalowej zapowiedzi. Dwie i pół godziny szaleńczego tempa spektaklu w pełni potwierdza tę opinię.

Reżyser przedstawienia – Alexandru Vasilachi – konstatuje ponadto: Wszystko zaczęło się od pomysłu rodem z jednej ze sztuk Szekspira, WIELE HAŁASU O NIC. Podjąłem też próbę adaptacji innych tekstów z Szekspira do naszych legend, do naszego folkloru. Z drugiej strony, znając zespół Teatru im. Michaja Eminescu chciałem wysunąć na pierwszy plan zespół dziewcząt, które potrafią przejść od sytuacji dramatycznej, tragicznej, jaką jest żałoba, do sytuacji komicznej, pełnej życia – stąd radość w spektaklu. Tutaj Szekspir daje nam możliwość „zabawy” swoimi tekstami… Wszystko zbudowane jest na idei wieczności. Szekspirowskie strofy o miłości pokazują właśnie relacje wiecznej miłości między ludźmi. Scenariusz spektaklu jest kolażem najmocniejszych wersów o miłości, które ofiarował nam wielki dramaturg. Zbudowaliśmy przedstawienie z echami, które pochodzą od Daków, z ich sposobem bycia, z ich zawodami, z ich pieśniami. Wszystko, co odziedziczyliśmy po folklorze, pochodzi właśnie z wielkości tego ludu.

Warto może podkreślić, że spektakl zdobył cztery nagrody na Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym „Golden Applause of Bukovina” w Czerniowcach w 2017: za najlepszy spektakl, najlepszą reżyserię, najlepszy scenariusz i najlepszą choreografię.
Zauroczenie trzecie – mistrzowskie aktorstwo w bułgarskim monodramie.
Dla mnie to zauroczenie największe, a może najważniejsze. Teatr CREDO z Sofii widziałam już podczas festiwalu Trans/Misje po raz trzeci. Po raz pierwszy jednak miałam okazję zobaczyć spektakl tego teatru grany po bułgarsku (ten język chyba też słyszałam chyba po raz pierwszy), po raz pierwszy też teatr ten przedstawił monodram. Sztuka PAMIĘTNIK WARIATA zbudowana jest na podstawie wyjątkowego tekstu Mikołaja Gogola – jest to jedyny utwór tego autora, w którym mamy do czynienia z narracją pierwszoosobową.
Opowiadanie Gogola to historia o Aksencjusza Popryszczyna, człowieka, który zatonął w marzeniach o miłości i swojej wielkości, dał się im opanować i podporządkować. Niespełnione uczucie i konflikt między osobistymi aspiracjami a bezdusznością biurokratycznego świata doprowadzają go do obłędu. Pamiętnik Popryszczyna jest krótkim studium psychologicznym szaleństwa, odsłania także – poza kondycją psychiczną wariata – mechanizmy funkcjonowania instytucji totalnych. Teatr Credo natomiast odczytuje i przedstawia Gogolowskie opowiadanie również jako opowieść o szaleństwie jako sposobie na ochronę i zachowanie ludzkiej godności w świecie, w którym rządzą pieniądze.
Popryszczyn jest dość typowym przedstawicielem drobnourzędniczego światka, w departamencie pełni funkcję radcy tytularnego – to oznacza, że na dwunastostopniowej drabinie urzędniczej carskiej Rosji zajmuje zaledwie dziewiąte miejsce. To mężczyzna po czterdziestce, który w ciągu wielu lat monotonnej pracy nie osiągnął ani zaszczytów, ani uznania. Z racji nieszczególnych zdolności, jak również „nieprzesadnej sumienności” nie cieszył się ponadto przychylnym spojrzeniem naczelnika wydziału. Codzienny rozkład czynności Popryszczyna był bardzo skąpy: wypełnianie akt i dzienników kancelaryjnych oraz temperowanie pióra w gabinecie dyrektora – słowem położenie mężczyzny było nad wyraz niekorzystne. Z czasem w umyśle bohatera zaczęło się dziać coś niepokojącego. Wszystko rozpoczęło się wraz z pojawieniem się na horyzoncie pięknej córki dyrektora, Popryszczyn zaczął marzyć, a w swych marzeniach snuł wizje wielkiej kariery, w końcu osiadł na tronie zakładu psychiatrycznego jako Ferdynand VIII – król hiszpański. Ot, cała historia.
Ta właśnie opowieść wypowiedziana i przeżyta na scenie przez Steliana Radeva staje się również przeżyciem widza, a to głównie dzięki pomysłowej scenografii, aktorstwu najwyższych lotów, jak i wnikliwemu odczytaniu utworu Gogola przez świadomą reżyserkę. W sztuce Niny Dimitrovej bowiem dosadność tekstu Gogola przestaje być nawet komiczna – mimo że łagodzi wymowę utworu czułością i współczuciem dla zakochanego idealisty o złamanym sercu, którego próby zmiany niesprawiedliwości świata są ujmujące w swoim szaleństwie. Stelian Radev swoją barwną obecnością oszałamia publiczność przez dziewięćdziesiąt minut. Jego sekret tkwi w bardzo refleksyjnym stylu gry, który pozwala mu stać się jednością ze schizofreniczną postacią urzędnika Popryszczyna. Inspirująca gra młodego aktora sprawia, że kreowana przez niego wyjątkowa postać wydaje się klasyczna i nowoczesna zarazem – czytamy w jednej z recenzji…

Rzeszowskie święto sztuki powoli zmierza do finiszu – podobnie jak ostatnie dni lata. Festiwal TRANS/MISJE potrwa do niedzieli, więc tarnowianie z pewnością zdążą do Teatru im Wandy Siemaszkowej – który zawsze niezwykle serdecznie zaprasza swoich widzów. Rzeszów mamy przecież blisko, po sąsiedzku.
Katarzyna Cetera
zdjęcia – organizatorzy