
czyli
BLUES BEZ BLUESA.
Tego lata w Tarnowie prawdziwy blues pojawi się tylko raz – jutro, w piątek 19 sierpnia o godzinie 20, podczas ostatniego koncertu imprezy pod zupełnie już nieadekwatną nazwą BYŁ SOBIE BLUES – zapowiada Katarzyna Cetera. W najbliższy piątek wystąpi grupa Super Trio, wytrawni bluesmani, którzy stoją za największymi przebojami Dżemu, Perfectu czy Turbo. Zespół tworzą legendy polskiego rocka: Jerzy Styczyński (Dżem), Jacek Krzaklewski (Perfect), Wojciech Hoffmann (Turbo) oraz Witek Łukaszewski (Morrison Tres) i Mariusz Bobkowski (Turbo).

Formacja w spontaniczny sposób utworzona w 2020 roku, mogła okazać się jedynie spalonym na panewce eksperymentem. W światowej historii rocka przykłady takich „faili” można mnożyć, Super Trio jednak – jak dotychczas – wychodzi z tej współpracy bez najmniejszego szwanku. Muzycy dysponują ogromnymi umiejętnościami i szerokim repertuarem, nie zakrzykują się, pozwalają sobie wybrzmieć, choć prowadzą ze sobą dialog „na wiosła” – z niezwykłą lekkością, wrażliwością i empatią. Nadchodzącym koncertem w Tarnowie powinni zainteresować się nie tylko fani muzyki gitarowej, ale także wielbiciele bluesa, których Tarnowskie Centrum Kultury przez dwa sierpniowe weekendy traktowało nieco po macoszemu i raczyło muzyką dobrą, miłą – ale od bluesa odległą.

Letnie spotkania z bluesem w tarnowskim kalendarzu wydarzeń kulturalnym mają swoje miejsce od lat. BYŁ SOBIE BLUES to impreza, która odbywa się w tym roku już po raz siedemnasty. Zawsze stanowiła oczko w głowie kierownictwa Tarnowskiego Centrum Kultury i – poniekąd – punkt kulminacyjny tarnowskiego lata koncertowego. Przez wiele lat projekt – wraz z Tarnowskim Centrum Kultury – współtworzył Wojciech Klich, jednak od kiedy nastąpiła separacja w związku muzyka i TCK, można zauważyć, że pomysłu na bluesa w Tarnowie o prostu zabrakło.

W programie tegorocznych sierpniowych spotkań muzycznych zaplanowano trzy duże koncerty, które – jak uważa Tomasz Kapturkiewicz, dyrektor TCK – powinny zostać dostrzeżone przez fanów, którzy będą mieli niepowtarzalną okazję do bliskiego spotkania z największymi polskimi gwiazdami w kameralnych warunkach. Koncerty były co prawda duże, plenerowe, ale przede wszystkim biletowane. W naszym mieście 70 czy 120 złotych za bilet na imprezę muzyczną to dość sporo. O posłuchaniu bluesa w piątkowy wieczór ze znajomymi, przy piwie, na tarnowskim rynku trzeba będzie raczej zapomnieć.

Już 4 sierpnia (we czwartek, a co!) w tarnowskim amfiteatrze wystąpił niejaki MROZU, czyli Łukasz Mróz – producent muzyczny, kompozytor, współpracujący z wytwórnią Kayax, zdobywca wielu muzycznych nagród, który przed laty szturmem podbił listy przebojów, takimi hitami jak Nic do stracenia czy Jak nie my to kto. Koncert nie był oczywiście bluesowy jak mogłaby sugerować nazwa cyklu (bliższa stanu faktycznego byłaby raczej nazwa BYŁ SOBIE…MROZU) – okazał się wydarzeniem udanym. Artysta rozbujał tarnowską publiczność, dość licznie zresztą – mimo wysokiej ceny biletów – reprezentowaną. Okazało się, że Mrozu po prostu „czuje bluesa” – bardzo swobodnie czuje się na scenie, sprawnie angażuje widzów, dysponuje fenomenalnymi muzykami, jak na przykład klawiszowiec Adam Bieranowski, którego muzyczne pomysły skradły mi serce.

Kolejny koncert odbył się 12 sierpnia i należał do Ani Rusowicz – wokalistki, która nie tylko śpiewem, ale też brzmieniem swojej kapeli nawiązuje do lat 60. a polski big beat upodobała sobie od początku.
Publiczność dopisała – co prawda mniej licznie niż tydzień wcześniej – jednak ci, którzy zjawili się w piątkowy wieczór w Amfiteatrze Letnim w Tarnowie, byli raczej usatysfakcjonowani – , dostali to, czego oczekiwali.

Podczas koncertu można było wysłuchać głównie nowszych utworów artystki, w repertuarze znalazły się jednak także takie utwory jak ŚLEPA MIŁOŚĆ i inne utwory z wcześniejszego etapu kariery wokalistki, jak chociażby „Ślepa miłość”. Poziom występu był bardzo wysoki,na pewno na uwagę i wielkie brawa zasługują muzycy współpracujący z niekoronowaną królową polskiego big beatu – gitarzysta Przemysław (Ritchie) Palczewski, grający na organach Łukasz Jakubowicz, perkusista Hubert Gasiul, ale przede wszystkim basista Michał Burzymowski, dzięki któremu big beat brzmiał jak miał brzmieć, nie było zaburzeń rytmicznych i harmonicznych. Ten artysta również skradł mi serce.

Koncert mógłby być nawet udany, gdyby odbył się w muzycznym klubie, a nie w plenerze, zakładającym pewną masowość – widzowie nie mieli okazji docenić kameralności, ciepła big beatu czy subtelności wyśpiewanych tekstów. Trudno powiedzieć, czego tak naprawdę zabrakło – ale dał się zauważyć ogromny kontrast energetyczny pomiędzy występem MROZA i Ani Rusowicz. To wcale nie znaczy, że któryś z tych występów był gorszy – po prostu każdy był inny, a na dodatek podczas ostatniego z nich „coś nie pykło”. Oba koncerty łączy jedynie to, że zawierały zbyt mało bluesa, co w kontekście tytułu imprezy naprawdę trudno mi zrozumieć. Może zamiast BYŁ SOBIE BLUES event powinien nosić tytuł MUZYCZNA SCENA LETNIA?

Bilety na koncert SUPER TRIO nadal są dostępne i kosztują 39 złotych. Wstęp na koncert Ani Rusowicz to wydatek 69 złotych ale już za udział w koncercie MROZA trzeba było zapłacić 119 złotych. Organizatorzy przygotowali karnety obejmujące wszystkie trzy koncerty, które można było nabyć za jedyne 180 zł. I pewnie wszystko byłoby w porządku – gdyby nie to, że letnie imprezy plenerowe w wielu okolicznych (a przecież mniejszych) miasteczkach nadal są bezpłatne- w Woli Rzędzińskiej wystąpił zespół ENEJ a w Żabnie Krzysztof „Kasa” Kasowski oraz formacja Kombii. Muzyki tworzonej przez te zespoły bluesem dawno już nikt nie nazywa.
Katarzyna Cetera
Zdjęcia – organizatorzy