
czyli
PRZEWROTNOŚĆ NIKOŁAJA KOLADY
1 sierpnia w Jekaterynburgu prywatny teatr Nikołaja Kolady rozpoczął dziewiętnasty już sezon artystyczny – dywaguje nasza korespondentka Katarzyna Cetera. Na razie zaproponował mieszkańcom dwie premiery – ale rosyjskich spektakli nie będziemy w Polsce oglądali jeszcze przez jakiś czas, wiadomo z jakich względów. Tymczasem w Polsce, w Zakopanem – tłumnej także latem zimowej stolicy Polski – swój kolejny sezon artystyczny rozpoczął Teatr im. Stanisława Ignacego Witkiewicza.

Ostatnia premiera tego teatru miała miejsce w listopadzie ubiegłego roku. WIŚNIOWY SAD Antoniego Czechowa w reżyserii słynnego rosyjskiego dramatopisarza i reżysera Nikołaja Kolady przedstawiany jest jako spektakl o ludziach, jakich wielu w dzisiejszym życiu, o tych, którzy boją się podejmować decyzje, którzy chowają się przed problemami, w nadziei, że wszystko samo się rozwiąże, o tych, którzy nie chcą walczyć, ale posłusznie przyjmują ciosy losu. Postanowiłam zobaczyć to dzieło i podczas sierpniowego „długiego weekendu” wybrałam się do Zakopanego.

Kolada w swoim teatrze nie używa wyszukanych efektów świetlnych czy też nowych technologii. Koncentruje się na scenografii z second handu, ale wydźwięk jego przedstawień bierze swój początek w doskonałym aktorstwie – tu wszystko ma zaczynać się i kończyć na scenie. Nie bez znaczenia zatem jest miejsce, gdzie powstawał jego teatr – rosyjskie miasto w obwodzie swierdłowskim, liczące co prawda prawie półtora miliona mieszkańców, a jednak głęboka, rosyjska prowincja. Początkowo KOLYADA THEATRE wyglądał tak: drewniany dom przy ulicy Turgieniewa w Jekaterynburgu. W tej niemal wyjętej ze starej powieści drewnianej izbie Kolada stworzył salę na 50 miejsc, ze sceną o wymiarach 6 na 6 metrów, bez rusztowań, z drzwiami wewnątrz i po bokach. W tej chwili – już w innym miejscu, w centrum miasta, przy Prospekcie Lenina (a jakże!) – u Kolady odbywa się kilkanaście spektakli tygodniowo, dziennie nawet 3 – 5. Teatr (do dziś jest prywatny) liczy około 40 aktorów etatowych! Widzowie przychodzą zobaczyć to, czego nie daje im klasyczny teatr. Podobnie było również trzydzieści lat temu w Zakopanem, gdy Teatr Witkacego święcił tryumfy.

WIŚNIOWY SAD Nikołaja Kolady w wykonaniu KOLYADA THEATRE z Jekaterynburga można było obejrzeć już kilka lat temu podczas lubelskich Konfrontacji. W Teatrze Witkacego nie przeżyłam zaskoczeń – zakopiańskie przedstawienie niewiele się od rosyjskiego oryginału różni. Dzięki groteskowej konwencji widowisko traci walor przerażającej hekatomby, unika smutnych refleksji, ospałych i leniwych rozmów, półtonów i cichej nudy, które zwykle są obecne w przedstawieniach tego spektaklu. WIŚNIOWY SAD ma być spojrzeniem na dzisiejszą Rosję – a może i Polskę (szczególnie w wydaniu urlopowym – zakopiańskim, ludycznym, rekreacyjnym) – gdzie zawsze jest zabawa i hulanka bez powodu, beztroska i nieodpowiedzialność.

Znakomitym pomysłem scenograficznym Kolady stały się śmieci – plastikowe kubki jednorazowego użytku. Niespodziewanie wysypują się z drewnianej szafy, zalegają na scenie, służą też jako naczynia, rozpakowywane z przezroczystych opakowań słupki, którymi potrząsają aktorzy, naśladują wystrzały otwieranych butelek szampana. Są widocznym znakiem dzisiejszej kondycji, tak jak walonki w jasnych, pastelowych kolorach, noszone nawet do długich, eleganckich sukni, czy duże krzyże na piersiach wszystkich bohaterów, także Niedźwiedzia. Plastik współistnieje z dziesiątkami drewnianych tralek, z których aktorzy ustawia się płot czy drzewa w sadzie. Kubki imitują kwitnące na biało drzewa, a może śnieg leżący na gałęziach zahibernowanych wiśni. Nie, z tych tralek nigdy już nie powstaną schody do żadnego nieba.

Pierwszy akt WIŚNIOWEGO SADU rozgrywany jest w rytm piosenki, stylizowanej na utwór ludowy – o pięknej kobiecie, Lubie (Raniewska ma tak na imię), w której jasno chabrowych oczach zakochują się miejscowi kozacy (oryginał opowiada o zakochanych we wsiowej celebrytce chłopcach ze wsi). Utwór głośno śpiewają zgromadzeni chłopi witający powracającą z Paryża. W ten sposób Kolada pokazuje rosyjską prowincję, z jej kolorami (haftowane walonki) wiarą (każda z postaci demonstruje wiszący na piersiach krzyż) i obyczajem. Alkohol leje się strumieniami, jest głośno, wesoło. Większości postaci – poza Raniewską chyba – nosi także okrągłe, koronkowe lub szydełkowe ozdoby umieszczone „z drugiej strony”, na rewersie, w miejscu, gdzie plecy tracą swą szlachetna nazwę. Dzięki temu elementowi kostiumu widzimy też prostotę, przyziemność i trywialność bohaterów.

Fałsz tej prowincjonalnej społeczności pokazuje nam Kolada już w pierwszej scenie – bohaterowie maja podbite (choć radośnie błyszczące) oczy, przepite twarze, zepsute zęby. Pierścionki, które noszą na palcach są tylko błyskotkami, a krzyż na piersiach nosi nawet niedźwiedź. W trakcie pierwszej rozmowy sióstr odbywa się iskanie wszy.

Sceny zbiorowe zawsze były jedną z najmocniejszych stron wszystkich przedstawień Teatru Witkacego – tak jest i tym razem. Bardzo chwalona za rolę Raniewskiej DOROTA FICOŃ miała w tym przedstawieniu słabsze momenty i do wiarygodności Wasiliny Makowcewej sporo jej brakuje, ale za świetne role należy pochwalić KAMILA JOŃSKIEGO (Jasza) – tej jego radości grania nie zakłóci chyba żadna reżyserska koncepcja – nie dadzą o sobie zapomnieć oczywiście ani DOMINIK PIEJKO jako Trofimow, ani JOANNA BANASIK jako Waria, ani też niekwestionowany lider zakopiańskiego zespołu ANDRZEJ BIENIAS (Firs) – człowiek wielu talentów i niespotykanej charyzmy.
W przedstawieniu powraca gest rozbijania jajek, znany nam na przykład z DZIADÓW Swinarskiego: w ten sposób polski reżyser pokazywał obojętność prostych bohaterów wobec perypetii młodych inteligentów. Kiedy na scenie działy się istotne dla narodu kwestie, ci najspokojniej rozbijali skorupki ugotowanych na twardo jajek, by zaspokoić głód. U Kolady ten gest jest jednak inny: skorupki jajek rozbija się o czoło rozmówcy.

W jednej ze scen odchodzimy nieco od treści dramatu a skupiamy się na frazach z różnych utworów Czechowa – bardziej lub mniej znanych. Bo choć klasyczna sztuka Czechowa jest dziś niezwykle aktualna, to w spektaklu Kolady od dawna nie ma wiśniowego sadu – zostały tylko tralki. Wszystko sprzedano i zniszczono, pozostały tylko plastikowe kubeczki. Historia zatarła ślady tamtego świata, Rosji Gajewa i Raniewskiej: potomkowie poddanych przybyli na miejsce szlachty, a w opustoszałym świecie w postaci mitycznej jaszczurki pojawia się Wspólna Dusza Świata. Jaszczurka zresztą – w kostiumie Niżyńskiego(Kamil Joński) ze spektaklu DUCH RÓŻY – też jest przewrotna: Niżyński w tym przedstawieniu nie pełzał, a wysoko skakał przez jedno z dwóch dużych okien z tyłu sceny (wysokość tego skoku była co prawda iluzją spotęgowaną przez scenografię). Do tego skoku nie jesteśmy jednak już – według Kolady – gotowi.

Prowincja – nie tylko rosyjska, także polska – którą pokazuje spektakl, jest szorstka i surowa. Przedstawiona została groteskowo, jako miejsce, gdzie panuje radość i nieuzasadniona swoboda, bałaganiarstwo i nieodpowiedzialność, gdzie leje się krew i płyną łzy. Budziłaby ona może w widzach złość i wstręt, gdyby nie świadomość, że nie o przeszłości tu mowa. Kolada sugeruje, że WIŚNIOWEGO SADU – utożsamianego z sumieniem, honorem, miłością do ojczyzny – już dawno nie ma. I nie będzie. A piosenka o błękitnookiej Lubie i tak zostanie ze mną na długo.
Katarzyna Cetera
Zdjęcia – materiały własne Teatru Witkacego w Zakopanem.

Obsada:
- Raniewska – Dorota Ficoń
- Ania, jej córka – Agnieszka Michalik
- Waria, jej córka przybrana – Joanna Banasik
- Gajew, jej brat – Krzysztof Łakomik
- Łopachin – Piotr Łakomik
- Trofimow – Dominik Piejko
- Simeonow Piszczyk – Krzysztof Wnuk
- Szarlotta – guwernantka – Adrianna Jerzmanowska
- Jepichodow – Marek Wrona
- Duniasza – Emilka Nagórka
- Firs – Andrzej Bienias
- Jasza – Kamil Joński
- Przechodzień – Katarzyna Pietrzyk oraz statyści
Premiera odbyła się 5 listopada 2021r. w Teatrze im. Stanisława Ignacego Witkiewicza, na Scenie Witkacego