
28 lipca 1998 roku zmarł w Warszawie jeden z najwybitniejszych twórców polskiej literatury powojennej – Zbigniew Herbert. Jego śmierć 24 lata temu, była śmiercią w starych dekoracjach nowej sierpniowo-solidarnej Polski. 1 sierpnia podczas jego pogrzebu, kończąc swoje przemówienie nad trumną poety, ks. bp. Józef Zawitkowski powiedział m. in. –Jutro rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego. Wybiła godzina „W”. Niech pan pozdrowi Basię i Krzysia Baczyńskich oraz Wszystkich Kolumbów, co „szli na śmierć po kolei, jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec” (Juliusz Słowacki). I powiedz im,że już w Polsce przyszedł czas „byśmy walczyli miłością” (K. K. Baczyński). – „Ciężko wyznać: na taką miłość nas skazali, taką przebodli nas Ojczyzną”. Dziś milkną muzy gdy poeci idą do nieba więc wybacz słowa.. Książę Poetów trudnej Polski. Największy z Orląt Lwowskich – wierny i niezłomny Warszawiaku! Do zobaczenia u bram Ardeńskiego Lasu…

Zbigniew Herbert był najbardziej bezkompromisowym i wiernym wyznawanym ideałom powojennym poetą. Dzięki temu jego wiersze stawały się manifestami kolejnych pokoleń. Jako poeta wyrosły z tradycji i z filozofii greckiej i chrześcijańskiej przymierzał dawne wzorce zachowań do wyzwań dnia dzisiejszego. W imieniu czytelników pytał o Boga, ojczyznę, sens życia i przyszły kształt świata. Czas sprawia, że te wiersze, w prosty sposób dotykające podstawowych spraw, mają niezwykłą, coraz większą siłę. Wielka szkoda, że z przyczyn stricte politycznych nie został kolejnym wielkim polskim noblistą… W czasach, kiedy ta nagroda jeszcze coś znaczyła!

Zbigniew Herbert – poeta i eseista, autor utworów dramatycznych i słuchowisk, pisarz o wielkim dorobku, wyjątkowym autorytecie artystycznym i moralnym, o biografii tragicznie uwikłanej w historię XX wieku. Urodził się 29 października 1924 we Lwowie, zmarł 28 lipca 1998 w Warszawie. Był laureatem wielu polskich i zagranicznych nagród literackich. Należy do najczęściej tłumaczonych polskich pisarzy. Jako poeta debiutował w 1950, jednak pierwszą książkę poetycką („Struna światła”) wydał dopiero w 1956 roku.

Kluczami do zrozumienia poezji Herberta są kategorie wydziedziczenia, ironii i wierności. Wiersze poety stanowią próbę odnowienia tradycji jako aksjologicznego fundamentu życia jednostki. W lirycznych przypowieściach dokonuje się przeciwstawienie obrazu moralnej jałowości i zagubienia współczesnego człowieka etycznemu kodeksowi bohaterów kultury śródziemnomorskiej, „obrońców królestwa bez kresu i miasta popiołów”. Pan Cogito, bohater słynnego cyklu z 1974 i wielu wierszy późniejszych, uosabia rozdarcie pomiędzy poczuciem rzeczywistości a pragnieniem chwały. „Jest szarym człowiekiem, czytelnikiem gazet i bywalcem brudnych przedmieść; z drugiej strony jednak »jest odbiciem świadomości potocznej, ale jej się nie poddaje«, szukając oparcia w pamięci o utraconym »dziedzictwie« ludzkości” – pisał Stanisław Barańczak. W latach 80., kiedy poezja ta osiągnęła szczyt popularności, odgrywając rolę przewodniczki w aksjologicznym labiryncie i nauczycielki „mężności”, nieomal zapomniano, iż Pan Cogito nie walczył z komunistami, nie strajkował, nie konspirował, nie uczestniczył w manifestacjach, lecz starał się uporać z problemem samodzielnego, nie determinowanego przez historię określenia swej postawy, oraz że jego bohaterstwo wykluwało się z przezwyciężenia powszechnego oportunizmu i tkwiącej w nim samym nijakości.

Eseistyka Herberta zrazu wydaje się jedynie „sprawozdaniem z podróży” do miejsc, w których rodziła się lub rozkwitała europejska kultura. „Barbarzyńca w ogrodzie” przynosi „relacje” z wyprawy do Francji i Włoch, a „Martwa natura z wędzidłem” do XVII-wiecznej Holandii, ogarniętej pasją kolekcjonowania obrazów. W „Martwej naturze…” autora frapuje właśnie naturalność funkcjonowania sztuki w społeczeństwie, które wydało Rembrandta, Vermeera i setkę innych bardziej lub mniej utalentowanych twórców. By wytłumaczyć ten fenomen nie wystarczy przeanalizować warunki socjologiczne i ekonomiczne tamtego świata, trzeba założyć, że sztuka była wówczas częścią nadrzędnego – utraconego! – ładu. Jeden ze swoich szkiców zakończył Herbert tak: „To my jesteśmy ubodzy, bardzo ubodzy. Znakomita część sztuki współczesnej opowiada się po stronie chaosu, gestykuluje w pustce albo mówi o historii własnej jałowej duszy. Dawni mistrzowie, wszyscy bez wyjątku, mogli powtórzyć za Racinem »pracujemy po to, aby podobać się publiczności«, to znaczy wierzyli w sens swojej pracy, możliwość międzyludzkiego porozumienia. […] Niech pochwalona będzie ta naiwność”. Poeta, będąc nieprzekupnym sędzią kultury, wskrzesza w esejach jej nieprzedawnione marzenie: obraz domostwa, w którym nie ma telewizora, gospodarze i przyjaciele rodziny mają dla siebie czas oraz ochotę do rozmowy, a język, którym mówią łączy ich, nie dzieli.

Korzystałem ze strony www.polska2000.pl
Ryszard Zaprzałka