
Za kilka dni, 25 kwietnia, minie 10 lat od śmierci wybitnego tarnowskiego prozaika i poety Jerzego Reutera, autora słuchowisk radiowych i dramaturga, dziennikarza i wielkiego pasjonata historii Tarnowa. Przez lata był współredaktorem naszego portalu. Wypełniając niejako testament przyjaźni i pamięć o Nim utrwalić, postanowiliśmy przypomnieć niezwykle popularny cykl jego cotygodniowych Pitavali Tarnowskich publikowanych na naszych internetowych łamach w latach 2009 – 2015. Poniżej dwa kolejne odcinki tego cyklu: 47 pt. „Oszustki” i 48 pt.”Buchalter”.

Pitawal Tarnowski 47 – Oszustki
20 sierpnia 1912 roku, do bardzo eleganckiej damy, siedzącej przy stoliku w cukierni Spargnapaniego, przysiadł się równie elegancki mężczyzna i skłoniwszy się damie kapeluszem rozpoczął miłą konwersację. Upalny dzień i zapachy ciastek nastrajały ową parę do błogiej egzaltacji, więc rozmowa była nader przyjemna. Po wypiciu filiżanki kawy i zjedzeniu kilku słodkości czar prysł jak bańka mydlana i przemienił cudowny dzień w koszmar. W pewnym momencie mężczyzna podniósł się z krzesła i położył na stoliku lśniące kajdanki, po czym oznajmił zdumionej kobiecie, że jest policyjnym agentem i przyszedł ją aresztować za oszustwa popełnione na niewinnych obywatelach miasta Tarnowa i okolic. Policjant przedstawił się jako Jakub Leibel, tajny konfident tarnowskiej policji i znany tropiciel obywateli żyjących niezgodnie z zasadami prawa. Piękna kobieta początkowo zemdlała na chwilę, a potem zapłakała gorzko i wystawiła poddańczo swoje białe dłonie w kierunku kajdanek. Leibel zręcznym ruchem zapiął kajdanki i wyprowadził kobietę do oczekującej obok dorożki.
Aresztowaną była Maria Maślanka, która kilka minut przed wejściem policjanta uległa prowokacji i oszukała na poważną sumę podstawioną pannę Nesslównę z Rzeszowa. Nesslówna zadała na konto przyszłej pracy odpowiednią kwotę w wysokości 50 koron zadatku i nie była pierwszą oszukaną w ten sposób przez Marię Maślankową. Oszustka działała od jakiegoś czasu w Tarnowie i oprócz pobierania zadatków wyłudzała w sklepach zakupy na poważne kwoty, nigdy ich jednak nie oddając. Tym sposobem dał się nabrać kupiec Cichulski i Forster. Ulegli – jak zeznali w śledztwie – czarowi Maślankowej i powadze adresu na jaki zażyczyła sobie oszustka przesłanie zakupionych towarów. Posługiwała się nazwiskiem pani hrabiny Stadnickiej i dyrektorowej lasów pani Stawarskiej, zamieszkałej w Kutach.
Kilka miesięcy wcześniej Maślankowa zamieszkała w Tarnowie w wynajętym mieszkaniu razem z rzekomą ciotką, zdegenerowaną księżną Paraszką Pałacową z Klapiturów, co było oczywiście kłamstwem, bowiem Pałacowa była zdegenerowaną, ale nie księżną, lecz posługaczką w warszawskim domu publicznym. Od niemal pierwszych dni Maślankowa zaczęła sukcesywnie wkupywać się w lepsze towarzystwo, nawiązywała wiele znajomości i bywała na miejskim deptaku, w kawiarniach, gdzie rozpuszczała wieści o poszukiwaniu dziewcząt do pracy w pałacu swojej ciotki Paraszki. Naiwnych nie brakowało, a wszystkie chętne wpłacały akonto nowej pracy i cierpliwie czekały na stosowne wezwanie. Maślankowa, powołując się na swoje układy towarzyskie, zdołała wyłudzić od naiwnych sporo towarów na sumę przekraczającą 1000 koron, a od poszukujących pracę panien, ponad 2000.
Pech, a właściwie szczęśliwa okoliczność sprawiła, że do Tarnowa przybył były oficer carski Froim Herbst i rozpoznał w Maślankowej swoją byłą podopieczną, gdy sprawował funkcję w damskim więzieniu w Kijowie. Od razu udał się na posterunek policji i zdał sprawę Jakubowi Leiblowi, a ten zakończył oszukańczy pobyt w Tarnowie dwóch złodziejek. Obie kobiety trafiły do sędziego śledczego, a potem do więzienia, pozostawiając za sobą wiele naciągniętych mieszkańców gościnnego miasta. Jednocześnie wszczęto wobec kobiet dochodzenie o szpiegostwo na rzecz Rosji.
/ za Pogoń – zbiory MBP w Tarnowie /

Pitawal Tarnowski 48 – Buchalter
Buchalter zatrudniony przez spółkę handlową panów Rappaporta i Bernsteina nie narzekał nigdy na zarobki i warunki pracy. W sklepie bławatnym, należącym do owej spółki, miał swój kantor, darmowe obiady, opłacane przez pryncypałów i święty spokój. Ten święty spokój przejawiał się najczęściej tym, że buchalter Samuel Rosenbaum setnie się nudził i zamiast liczyć słupki w księgach handlowych chorobliwie marzył o innym życiu, ale do realizacji tych gorących marzeń brakowało jednego elementu – pieniędzy. Rosenbaum w tym swoim nieróbstwie sprawiał wrażenie człowieka uczciwego, bo cóż można zarzucić człowiekowi który nic nie robi? Ta pozorna uczciwość uśpiła chlebodawców buchaltera do tego stopnia, że stała się przyczyną i pretekstem do tragedii. Któregoś dnia 1910 roku na stole urzędnika zostały położone wartościowe weksle, potwierdzone przez bank i może leżałyby tam spokojnie gdyby nie marzenia Rosenbauma. Człowiek ten skojarzył, że oto stoi przed wielką i jedyną szansą na spełnienie swoich marzeń i skradł papiery wartościowe, nie bacząc na konsekwencje i nieszczęście chlebodawców. Po wyjściu z kantoru udał się do stosownego banku i wymienił owe weksle na pieniądze, po czym zbiegł w nieznanym kierunku.
Panowie Rapaport i Bernstein po stwierdzeniu braku tak wielkiego majątku usiedli naprzeciw siebie i długo spoglądali sobie w oczy, szukając choćby najmniejszej oznaki zdrady. Po ugruntowaniu z dawna panującego w spółce zaufania, ubrali się odświętnie i poszli, trzymając się pod rękę na policję.
Sprawę kradzieży powierzono wytrawnym śledczym agentom, panu Oplustilowi i Leiblowi. Poszukiwania zbiega trwały cały tydzień, ale nie przyniosły spodziewanego skutku. Stwierdzono, na podstawie zeznań świadków, że poszukiwany buchalter uciekł gdzieś w świat przy pomocy swoich wspólników Kleidmanna i Feldmana. Na tak ogólne wieści policjanci postanowili się rozdzielić i Oplustil udał się do Sandomierza, a Leibel do Krakowa. Po wielu dniach myszkowania po różnych miastach Galicji i Królestwa udało się zlokalizować przestępców w Odenburgu, gdzie zamelinowali się w hotelu centralnym i spokojnie przejadali cudza krwawicę. Aresztowanie przebiegło spokojnie. Leibel przebrał się za kelnera i zaniósł do numeru przygotowane potrawy, uśmiechnął się do rzezimieszków i przy podawaniu pulardy wyjął z kieszeni rewolwer i kajdanki. Przy aresztowanych znaleziono tylko część pieniędzy. Jak się okazało resztę dali na przechowanie czwartemu wspólnikowi Kupfermannowi, który w najlepsze zabawiał się z kochanką Feigenblattówną w Krakowie. Oczywiście po rzeczoną parę udał się Leibel i z powodzeniem zdybał na krakowskim rynku. Nie obyło się przy tym bez rękoczynów. Rozsierdzona Feigenblattówna spoliczkowała Leibla, za co ten wybił dwa zęby Kupfermannowi. Jednak po lekkiej awanturze całe towarzystwo udało się na dworzec i szczęśliwie dojechali do Tarnowa.
Ze zrabowanych pieniędzy udało się odzyskać jedynie czwartą część, ale okradzeni kupcy zapowiedzieli proces, który mieli wytoczyć bankowi za wypłatę weksli okazicielowi, a nie właścicielowi. W kradzież miał być zamieszany jeszcze jeden wspólnik niejaki Mirelc, ale ponoć uciekł do Królewca.
Po niedługim śledztwie cała szajka otrzymała sprawiedliwe wyroki więzienia, a poszkodowani zatrudnili nowego buchaltera i bacznie uważali żeby miał wiele pracy i nie popadał w marzenia.
/za Pogoń – zbiory MBP w Tarnowie/
Jerzy Reuter
Zdjęcia pochodzą m.in ze zbiorów Stanisława Siekierskiego oraz zasobów miejskich i FB