
Taki tytuł nasi unikalny zbiór wspomnień Bożeny Kwiatkowskiej, której czwartą część VI rozdziału publikujemy poniżej. Nasza bohaterka to kobieta, która urodziła się z batutą w dłoni…To jedna z najbardziej wyrazistych osobowości tarnowskiej kultury, o iście renesansowych horyzontach, kobieta instytucja, a przy tym osoba bardzo ciepła i wrażliwa, emanująca zda się niespożytymi siłami witalnymi. Pisze wiersze, maluje i haftuje, uczy i studiuje, ale przede wszystkim komponuje i dyryguje.

Konkursy pianistyczne w Ognisku Muzycznym.
„Białe klawisze”
Srebrne perełki, brylanciki małe
Skaczą po klawiszach
Rozpryskują się na tysiące dźwięków
A każdy z nich jaśniejszy niczym biel najbielsza
Gonią się, pędzą
Jakby dogonić chciały czas uciekający…
Duch Chopina – zastygły w ruchu klawiatury
Tęsknotą otula duszę moją
A kwiaty – rozrzucone na białych klawiszach,
Grają duet – z poematem dźwięków…
I łączą w kadencji uwielbienia –
Polskiego ducha – jaśniejącego zorzą,
Nad zbudzonymi wierzbami…
(fragment mojego wiersza „Białe klawisze”)
Kolejny raz wracam myślą do moich ukochanych uczniów, których uczyłam fortepianu w Ognisku Muzycznym. Miałam to szczęście, a może i umiejętność w prowadzeniu dzieci, które dostały się do mojej klasy, po zawiłych ścieżkach biało-czarnej tajemnicy dźwięków, które z miłością poznawali idąc ze mną „pod rękę” po klawiaturze fortepianu.

Udawało mi się rozmiłować ich w muzyce i w muzie polihymni. I tak rzeczywiście było… Staje w drzwiach mojej klasy przestraszony „delikwent”, którego „zmuszono” do grania na fortepianie. Widzę minę niezbyt chętną do kontynuowania tej pracy artystycznej… Często przerażony „co też ona nowego tu wymyśli”, a ja – niezrażona tą niepewną postawą od rozmowy. Przeważnie były to dzieciaki w młodym jeszcze wieku. Kierowana intuicją – jeśli były to dziewczynki – nawiązywałam rozmowę do zabawek, do lalek, do których zawsze miałam słabość. Albo o ciuchach i modzie – gdy była to dziewczynka nieco większa. A z chłopcami – rozmawiałam o piłce nożnej, o klockach lego, o konstrukcjach samolotów, jeśli takie były ich zainteresowania.
I po pierwszej takiej lekcji – rozmowie była następna – gdy przynosiły dzieciaki swoje zabawki i trofea. A później miałam ich „w garści”. Opowiadałam o muzyce, o dźwiękach, o lini melodycznej, grałam im i śpiewałam. Nawiązywał się kontakt, który był mocny i obustronny. A żeby zachęcić ich do ćwiczenia i do pracy z klawiaturą zaczynałam od nauki kolęd, popularnych piosenek i przebojów młodzieżowych stopniowo przemycając sztukę pianistyczną poprzez etiudy z odrębnymi problemami technicznymi usprawniającymi ręce. Poznawaniem i rozumieniem J.S. Bacha, który był kanonem w nauce fortepianowej, a z której nie każdemu uczniowi było po drodze. To były pierwsze, łatwe utwory na fortepian Bacha. No i dalej utwory fortepianowe programowe, tzn w tytule zawierające odpowiednią treść.
Kierowana intuicją (to mój szczególny dar Ducha Św i atut), dobierałam tak program obowiązujący i przygotowujący do egzaminów i koncertów, wtedy to nazywały się „popisy”, aby uczeń rozumiał co gra i o czym gra, chętnie pracował nad utworem. Oczywiście utwór programowy to była wisienka na torcie – program egzaminu semestralnego obejmował w kolejności gamę dur i moll, etiudę na prawą i lewą rękę, utwór Bacha, sonatinę lub sonatę i utwór dowolny, czyli właśnie tę muzykę programową, która powinna być najmocniejszą stroną ucznia i pokazać jego wszystkie możliwości rozumienia muzyki. Zawsze – wg tego schematu i kolejności przedstawiany był egzamin. Na początku jak już wspomniałam były gamy. W miarę stopnia trudności były to gamy w różnych konfiguracjach technicznych. Po tym jak zwykle nieco przydługim wstępie przechodzę do moich „perełek” jakim były przygotowania do konkursów pianistycznych.

W mojej klasie Ogniska Muzycznego była grupa uczniów wybitnie uzdolnionych fortepianowo, na czele których stoi oczywiście dziś światowej sławy pianista Krystian Tkaczewski, ambasador sztuki pianistycznej w Tarnowie w postaci konkursów i warsztatów mistrzowskich im. Józefa Krogulskiego, które co roku odbywają się w sali koncertowej przy zespole szkół muzycznych w Tarnowie.
Otóż ten mały mój mistrz Krystianek przyszedł do mnie w 1985 roku jako pięciolatek. Jego postępy w grze fortepianowej były wprost niesamowite. Miał świetną rączkę (bo przecież w tym wieku to jeszcze nie ręka). Bardzo szybko pojął jak operować dobrym aparatem ręki i właśnie w tym czasie był konkurs w Brzesku, na którym wykosił wszystkich swoich starszych kolegów przedstawiając program, który daleko sięgał poza jego wiek no i oczywiście zdobył bezkonkurencyjnie pierwszą nagrodę. Dzisiaj niestety już nie pamiętam jaki przedstawiał program, który z nim przygotowałam. Zdobył jednak powszechne uznanie i zadziwiające umiejętności klawiaturowe w tak młodym wieku.
Jak niegdyś profesor Żywny ucząc małego Fryderyka Chopina stwierdził, że już nic więcej nauczyć go nie może, tak ja wtedy powiedziałam jego mamie, która uczestniczyła w każdej jego lekcji, że muszę choć z żalem, rozstać się z tym cudownym dzieckiem i skierować jego kroki do PPSM i przekazać go w ręce bardzo dobrego pedagoga, profesora Iwaneczko.

Wyrósł z tego małego, czarnookiego blondynka wspaniały pianista, który studiując poza granicami kraju nigdy nie zapomniał o swojej muzycznej „ojczyźnie”. To tyle o Krystianie. Dzisiaj z dumą się chwalę, że byłam jego pierwszą nauczycielką.

Bardzo uzdolnioną dziewczynką była również Joasia Jaźwińska, dzisiaj pani profesor fizyki z trzema dyplomami. Asia niezwykle wrażliwa i czuła na muzykę miała bardzo dobrą rękę i wielką miłość do fortepianu. Dziesięciolatka bardzo pilnowana przez rodziców, znanych osobowości tarnowskiej kultury, Lidię i Lecha Jaźwińskich. Współgrała ze mną osobowością i mogłam sporo z nią zrobić na klawiaturze. Także gdy była w czwartej klasie przygotowałam ją do konkursu pianistycznego w Sulechowie, którego przewodniczącą jury była wtedy Regina Smędzianka.

Drugą bardzo zdolną uczennicą, którą również wytypowałam do konkursu w Szczecinie była Joasia Więcek – starsza od Asi Jaźwińskiej o kilka lat. Pojechałam z Asią na ten konkurs z dosyć trudnym programem. Niestety Asia nie pokonała przeszkody emocjonalno-technicznej i popełniała w trakcie gry błędy. Z perspektywy lat mogę stwierdzić, że dawałam programy trudniejsze ponad możliwości ucznia chcąc go pokazać z jak najlepszej strony, jednak nie wzięłam pod uwagę jego możliwości psychofizycznych. Dziś stwierdzam również, że „zawyżałam” poziom uczniów i być może dlatego nie zawsze wszyscy byli w stanie sprostać moim oczekiwaniom.
Bożena Kwiatkowska
Zdjęcia z archiwum autorki.