
Dzisiaj, we środę 17 kwietnia, mija 86. rocznica kanonizacji jednego z głównych patronów Polski, męczennika św. Andrzeja Boboli. Ten uroczysty akt miał miejsce w 1938 r. w Rzymie, w Uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego. Dokonał go papież Pius XI i jeszcze tego samego roku relikwie św. Andrzeja zostały uroczyście przewiezione do Polski specjalnym pociągiem przez Lublanę i Budapeszt. A już w maju obchodzić będziemy dwie ważne rocznice dotyczące tego do nie dawna niemal całkowicie zapomnianego świętego Jezuity, misjonarza i kaznodziei. Pierwsza, to 35 rocznica uroczystego pochówku zakonnika (wcześniej polskiego szlachcica herbu Leliwa) w poświęconym mu Sanktuarium w Warszawie. Zaś trzy dni później, 16 maja, przypadnie 367. rocznica śmierci w Janowie na Białorusi tego świętego męczennika za wiarę, okrutnie zamęczonego (m.in. obdarto go żywcem ze skóry!) przez ukraińskich kozaków w 1657 roku.
Przypominając postać św. Andrzeja Boboli warto wspomnieć o prekursorskim w skali kraju spektaklu Teatru Nie Teraz poświęconemu temu – choremu na Polskę– świętemu. „Pokonać piekło” w reżyserii (także scenariusz i scenografia) Tomasza A. Żaka. Jego premiera miała miejsce 16 września 2022 roku w Strachocinie k/Krosna, miejscu urodzenia A. Boboli, gdzie znajduje się znane szeroko sanktuarium tego świętego.

Mało kto wie, że ten apostoł Polesia i jeden z najważniejszych katolickich patronów Polski uważany jest za autora tekstu historycznych ślubów lwowskich króla Jana Kazimierza. I nie przypadkiem właśnie niedawno ukazała się absolutnie wyjątkowa książka pt. „Św. Andrzej Bobola. Bohater Chrystusowy”. Jej autorem jest niezwykły kapłan ks. kanonik Józef Niżnik, kustosz Sanktuarium św. Andrzeja Boboli w Strachocinie, miejscu gdzie najprawdopodobniej 30 listopada 1591 urodził się nasz święty patron. I jeszcze jedna data: 28 maja 1988 roku św. Jan Paweł II powiedział: „Święty Andrzej jest równocześnie jakimś znakiem prorockim (…) Bóg pozwolił Świętemu Andrzejowi stać się znakiem, znakiem nie tylko spraw przeszłych, ale także i takich, na które czekamy”.

Ksiądz Józef Niżnik, stał się świadkiem objawień św. Andrzeja Boboli. Przez cztery koleje lata, dokładnie o 2:10 w nocy ks. Józef spotykał tajemniczą postać. Sparaliżowany strachem nie pytał kim jest jego gość. Znacznie później usłyszał wyraźnie słowa: „Jestem św. Andrzej Bobola. Zacznijcie mnie czcić w Strachocinie”.
Od wielu lat ks. Niżnik dzieli się z wiernymi świadectwem spotkania ze świętem i robi wszystko, by rozpowszechnić jeszcze mocniej kult Andrzeja Boboli. Przypomina nam, że święty jest niezłomnym patronem Polski, obrońcą naszych granic i orędownikiem Pokoju. W swojej książce przypomina również trzy, zapomniane proroctwa świętego Andrzeja o Polsce oraz udowadnia, że to on mógł być autorem ślubów lwowskich!

Nie jest to zwykła biografia świętego. Książka ta jest wezwaniem do totalnego zawierzenia Bogu i oddania się w opiekę św. Andrzejowi Boboli. Przede wszystkim jednak odkrywa przed nami niezwykle ważne słowa, które święty Patron Polski kieruje do nas w czasie kryzysu w kraju i wojny tuż za naszą granicą.
Poniżej fragment tej książki:
Ku czemu św. Andrzej prowadził naród, widać w Cudzie nad Wisłą. Wszystko zaczęło się w lipcu 1920 roku na Konferencji Episkopatu w Częstochowie. Biskupi u stóp Królowej Polski podjęli wiele czynności religijnych, aby uratować Polskę przed bolszewikami. Oddali Ojczyznę Sercu Bożemu, ofiarowali ją Niepokalanemu Sercu Maryi, a milczeniem pomija się list biskupów do Benedykta XV z prośbą o kanonizację bł. Andrzeja. Wyrażają w nim nadzieję, że jeśli papież tego dokona, Błogosławiony uratuje Polskę.

Kiedy poznajemy treść listu, rodzi się pytanie: skąd biskupom przyszła myśl, że bł. Bobola uratuje Polskę? W tym czasie znani byli w Polsce główni patronowie: św. Wojciech i św. Stanisław. Dlaczego nie złożyli nadziei w nich, tylko w bł. Boboli? Czyż w tym przekonaniu nie można dostrzec udziału Maryi Królowej Polski? Czyż obecnych w Jej domu, u Jej stóp, nie natchnęła zbawienną myślą? Czyż ich zdolność słuchania i rozumienia Matki Bożej nie budzi zdumienia? Czyż nie należy dziękować Bogu za ich trafne decyzje? To, co zrobili biskupi, świadczy o ich wielkiej wierze. Budzi też wobec nich wielki szacunek i wdzięczność. Sprawa pomocy o. Andrzeja nie kończy się na Jasnej Górze.
Dalszy jej bieg jest w zagrożonej Warszawie. Ordynariuszem diecezji był wówczas kard. Aleksander Kakowski. Powracając z Konferencji Episkopatu do stolicy, wydał dekret, aby we wszystkich kościołach miasta od 6 do 15 sierpnia odprawiono nowennę, przywołując pomocy bł. Andrzeja Boboli i bł. Władysława z Gielniowa, patrona Warszawy, o uratowanie jej przed bolszewikami. W dekrecie były słowa: „na ubłaganie pomocy z Nieba, której Bóg nigdy nie skąpił, prosząc o nią, ufny w przyczynę bł. Andrzeja Bobolę, Patrona Polski i bł. Władysława z Gielniowa, patrona Warszawy, zarządzam nabożeństwa błagalne za wstawiennictwem tych błogosławionych naszych ziomków”. Do dziś mówi się o tym wyjątkowym wydarzeniu, gdyż w żadnej uroczystości w Warszawie nie wzięło udziału tylu ludzi, co w nowennie. Kościoły były przepełnione. W procesjach z udziałem relikwii bł. Andrzeja uczestniczyły tłumy. W ostatnim dniu nowenny dokonał się Cud nad Wisłą. (…)

Przywołuję okoliczności Cudu nad Wisłą, bo wielu Polaków nie ma o tym, co się wtedy stało, wystarczającej wiedzy. A wszystko, co się wtedy wydarzyło, wskazuje, jak potężnym orędownikiem polskich spraw jest św. Andrzej. Trzeba go jednak o pomoc poprosić. Szkoda tylko, że z tej lekcji historii nie wyciągnięto właściwych wniosków dla dobra Ojczyzny. Dlatego gdy dziś pojawiają się w Polsce niebezpieczne ideologie zagrażające naszej wierze, warto zwrócić się do św. Andrzeja o pomoc. On sam o tym powiedział w Strachocinie: „Zacznijcie mnie czcić”… Niech Cud nad Wisłą wzbudzi przekonanie w narodzie, że ze św. Andrzejem możemy i dziś dokonywać wielkich rzeczy. Podejmijmy wielką modlitwę za Ojczyznę. Zaufajmy jeszcze raz wstawiennictwu św. Andrzeja.
Papież Polak powiedział: „Bóg pozwolił Świętemu Andrzejowi stać się znakiem”. Jakim? Odpowiedź nie jest prosta. Gdy mnie te słowa nurtują, to dlatego, że powiedział je Polak, który był papieżem. Podczas modlitewnej refleksji pierwsza myśl dotyczyła wyznawców Chrystusa. Nadchodzą dla nich czasy, że nie będzie im łatwo żyć, a św. Andrzej ma być dla nich przykładem, że „bardziej trzeba słuchać Boga niż ludzi”. Święty Andrzej jako „znak prorocki” jest znakiem dotyczącym przyszłości, czegoś, co dopiero ma się stać, czegoś, co nadejdzie. Czy czasów, w których już żyjemy, tego nie wiem. Jednak to, co dziś czynią pewne środowiska liberalne i masońskie wobec Kościoła, duchowieństwa, chrześcijan, a także jak uderzają w rodzinę, małżeństwo i prawa naturalne, musi budzić niepokój. Jak się wobec tego zachować? Czy papież nie dał wzoru do naśladowania w św. Andrzeju? Ale byśmy mogli go naśladować, to wpierw musimy św. Andrzeja poznać.

Snując dalej refleksję, w „znaku prorockim” dostrzegam wołanie o uczynienie go Patronem Ojczyzny. Gdy Jan Paweł II wypowiadał te słowa o św. Andrzeju Boboli, nie myślano wówczas o nim jako przyszłym Patronie Polski. Nadszedł czas, że „prorocki znak” został ogłoszony przez papieża Polaka Patronem Polski. Zaskoczenie? Pewnie dla wielu tak! Pomysły w polskim episkopacie na nowego patrona też były inne. W tym, że papież zdecydował, że św. Andrzej będzie naszym patronem, wielkie zasługi położył kard. Józef Glemp. W tej decyzji papieża została spełniona przepowiednia z Wilna, kiedy św. Andrzej powiedział, że nadejdą czasy, gdy on będzie Patronem Ojczyzny. Przepowiednia została spełniona w roku 2002, czyli sto osiemdziesiąt trzy lata po jej ogłoszeniu. Czy to przypadek, że wypełnia się ona u początku nowego tysiąclecia? A może niebo każe chrześcijanom patrzeć na „prorocki znak”? A może do nas, Polaków, niebo już woła, byśmy się tym „prorockim znakiem”, jakim jest św. Andrzej, bardziej zainteresowali? Decyzji papieskiej nie można przyjąć tylko jako zewnętrzny akt Kościoła, ale w tym, co się stało, trzeba dostrzec ów „prorocki znak”. Decyzja jest tylko pomocą w odczytaniu tego znaku, a nie jego treścią.
Zapatrzeni w św. Andrzeja, szczególnie w jego wierność wierze, mamy mieć świadomość, że za wierność Bogu i Kościołowi Chrystusowemu trzeba płacić wielką cenę, nawet taką, jaką zapłacił ów „prorocki znak”. Zgłębiając słowa papieża o „znaku prorockim”, odkrywam w nich kolejne przesłanie. Papież powiedział: „Bóg pozwolił Świętemu Andrzejowi stać się znakiem, znakiem spraw, na które czekamy”. Święty Jan Paweł II w św. Andrzeju widzi nie tylko „znak prorocki”, ale „znak spraw, na które czekamy”. Jakie są to sprawy, na które czekamy w Polsce? Czego oczekujemy? W Wilnie w roku 1819 św. Andrzej powiedział: „Gdy będę jej głównym patronem, Polska będzie pełna rozkwitu”. Dotychczas spełniła się przepowiednia o odzyskaniu przez Polskę niepodległości (po dziewięćdziesięciu dziewięciu latach) i o tym, że będzie Patronem Polski (po stu osiemdziesięciu trzech latach). Do spełnienia pozostało tylko to jedno, ale jakże ważne dla Ojczyzny. W nim jest powiązanie głównego patronatu z pomyślnością Ojczyzny. Ale czy naród potrafi w nie uwierzyć? Czy potrafi je przyjąć? Mijają kolejne lata, a Polacy przypominają sobie o tym „prorockim znaku” tylko wówczas, gdy im coś zagraża. Ostatnio przypomnieli sobie, gdy był kryzys na granicy z Białorusią (2021 r.).

Obecnie wiele wskazuje na to, że jesteśmy w takim okresie historii – patrz: wojna na Ukrainie, że nasze kolana powinny być nieustannie zgięte przed Bogiem. Tylko modlitwą możemy ocalić to, co chrześcijańskie w nas i Ojczyźnie. Mając tego świadomość, żywię cichą nadzieję, że nadchodzi ten czas, w którym jako naród z wiarą otworzymy się na pomoc św. Andrzeja. Dotychczas, pomimo tylu okazji, nie wykorzystaliśmy ich, aby go przyjąć za głównego Patrona Ojczyzny. Więc pytam: co w nas, Polakach, pozostało jeszcze z tej wiary, którą miał św. Andrzej Bobola?
Fragmenty pochodzą z książki ks. Józefa Niżnika „Św. Andrzej Bobola. Bohater Chrystusowy”, Wydawnictwo Esprit
Opracował – Ryszard Zaprzałka