
czyli
Co się działo z Jezusem między śmiercią a Zmartwychwstaniem?
Wielka Sobota do zmroku jest czasem ciszy, tradycyjnego postu i czuwania przy grobie Pańskim. – Wielka Sobota, jakby trzeci dzień Triduum Paschalnego, to nie jest liturgia Wigilii Paschalnej – podkreśla znany dominikański kaznodzieja Adam Szustak OP. Wigilia Paschalna to już jest świętowanie Niedzieli Zmartwychwstania. W Wigilii Paschalnej rzeczywiście dużo się dzieje, ale to dopiero w sobotę późnym wieczorem, po zachodzie słońca. Natomiast przez całą sobotę Kościół nie robi absolutnie nic – do wieczora nie ma żadnej liturgii, nie ma żadnych specjalnych nabożeństw, nie ma niczego, co byłoby jakąkolwiek akcją liturgiczną. Niestety zrobiliśmy z tego dnia coś okropnego. Dlatego, że nie umiemy nic nie robić, musimy nieustannie podejmować jakąś aktywność i niestety zrobiliśmy z tego dnia dwie katastrofalne tradycje. Jedna polega na tym, że spacerujemy od kościoła do kościoła, żeby oglądać groby pańskie – mówi zakonnik, a druga jest taka, że latamy z tymi koszykami, z jajkami, z tym wszystkim co w środku i myślimy, że jak było poświęcenie jajek, to już po prostu wszystko, co miało się wydarzyć, to się wydarzyło. Adam Szustak podkreśla, że istotą Wielkiej Soboty jest zstąpienie Pana Jezusa do Szeolu i uwolnienie z otchłani dusz, które w niej przebywały.

Wielka Sobota powinna być dniem totalnie „zmarnowanym”. I nie chodzi oczywiście o zmarnowanie go w ten sposób, żeby oglądać seriale od rana do wieczora. To zmarnowanie ma polegać na siedzeniu przy Panu Jezusie, czuwanie w ciszy i medytacja.
Na początek ustalmy ścisłe fakty. Jezus umarł na krzyżu w piątek około godziny 15 – nazywanej godziną dziewiątą, bo według Żydów nowy dzień zaczynał się o szóstej rano (por. Mk 15, 33n, Łk 23, 44). Martwe ciało Jezusa złożono do grobu. Potem trzeciego dnia okazało się, że ciało w tajemniczy sposób zniknęło z grobu, a uczniowie zaczęli w różnych okolicznościach i miejscach spotykać Zmartwychwstałego Jezusa. A co się działo z Jezusem między śmiercią a zmartwychwstaniem? Czyli, co właściwie Jezus robił w Wielką Sobotę?

Oczywiście można powiedzieć, że spoczywał w grobie… Ale tak naprawdę spoczywało tam Jego ciało, czyli – mówiąc dosadnie – zwłoki trupa. O tym co się dzieje z ciałem bezpośrednio po śmierci możemy się dowiedzieć z podręczników medycznych. Między innymi następuje gwałtowne oziębianie się ciała, stężenie pośmiertne, pojawiają się plamy opadowe, czyli krew, która przestała krążyć, podlegając prawom ciążenia osiada w najniżej położonych częściach ciała… i tak dalej.
Jezus, wcielony Bóg, jako człowiek posiadał ludzką duszę, tyle że zjednoczoną w jakiś niepojęty dla nas sposób z Boskim Logosem. Dusza Jego nie przebywała oczywiście w martwym ciele, czekając na niedzielę.

W sensie teologicznym śmierć definiujemy przecież właśnie jako odłączenie duszy od ciała, drastyczne rozdarcie tego, co tak naprawdę jest jednością. Dlatego wierzymy w ciał zmartwychwstanie na końcu czasów, co oznacza tak naprawdę wiarę, że nasze dusze ponownie zostaną przyobleczone w przemienione ciało, bo stan oddzielenia duszy od ciała jest nienaturalny, niezgodny z naszą ontyczną strukturą i dlatego musi być czasowy.
Co zatem działo się z duszą Jezusa przed ponownym zjednoczeniem z ciałem przemienionym w ciało uwielbione?
Jezus sam uchylił rąbek tajemnicy w rozmowie z Dobrym Łotrem, ukrzyżowanym obok Niego na Golgocie. Ten człowiek według apokryfów nazywał się Dyzma. Nie zrobił za życia ziemskiego oszałamiającej kariery, bo skończył bądź co bądź jako skazaniec, ale potrafił bardzo owocnie wykorzystać ostatnie chwile życia. Zamiast bluźnić Jezusowi, jak to czynił drugi łotr, on nawrócił się, uwierzył w Syna Bożego i poprosił: Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa.

W taki oto sposób Dobry Łotr, jako pierwszy w historii Kościoła, został kanonizowany. Umierając na krzyżu usłyszał słowa: Zaprawdę, powiadam ci: Dziś ze Mną będziesz w raju (por. Łk 23, 39-43). Dziś, to znaczy jeszcze w ten piątek!!! Za parę godzin! Nie możemy tego traktować jako czczych słów pocieszenia, bo Jezus nigdy nie rzucał słów na wiatr. Mówiąc o Raju, Jezus miał na myśli oczywiście Niebo (por. 2 Kor 12, 2-4). To sugerowałoby, że dusza Jezusa powędrowała po śmierci do Nieba (razem z domniemanym Dyzmą). Ale czy rzeczywiście od razu tam powędrowała?
Zgodnie z ówczesnymi poglądami, dusze ludzi trafiały po śmierci do Szeolu, bezradosnej krainy cieni. Stary Testament wielokrotnie wspomina o tym królestwie zmarłych, w której przedłużona jest egzystencja, tak dobrych jak i złych. Był on rozumiany jako jednakowo smutny i jednakowo beznadziejny dla wszystkich. Pobyt w Szeolu jawił się jako przygnębiający, mroczny i nudny. W Szeolu panowała skrajna równość, nie było podziału na dobrych czy złych, lepszych czy gorszych. Po prostu uważano, że przeznaczenie jednych i drugich jest identyczne („I dla kilofów i poetów wszystko co piękne jest – przemija” – śpiewał Grzegorz Turnau). Z czasem zaczęto jednak postrzegać taki stan rzeczy jako rażącą niesprawiedliwość i pojawiały się nieśmiałe koncepcje pewnej segregacji zmarłych w Szeolu. Wyraźna koncepcja Gehenny, jako miejsca kary dla niegodziwców, zarysowała się stosunkowo późno, w grecko-rzymskim okresie historii Izraela. Wtedy też pojawiła się koncepcja łona Abrahama jako miejsca, gdzie prawi czekali na dzień sądu. Do tej właśnie idei mógł się odwoływać Jezus w przypowieści o bogaczu i Łazarzu (Łk 16, 19–31). Czyli, w Szeolu sprawiedliwi spoczywali sobie na łonie Abrahama (cokolwiek by to miało znaczyć), a ludzie niegodziwi przebywali w najniższych i zdecydowanie mniej sympatycznych rejonach, zwanych Gehenną, która przypomina już bardziej chrześcijański model Piekła. Wszystko to była jednak nadal podziemną krainą zmarłych, w której nawet łono Abrahama nie było Rajem.

Przed śmiercią Jezusa, Niebo – jako „miejsce” przebywania Boga i aniołów – było zamknięte dla ludzi. Tylko dla Henocha, Eliasza i być może Mojżesza Bóg zrobił wyjątek, biorąc ich do Nieba cieleśnie.
Fakt hipotetycznego zstąpienia Jezusa do królestwa zmarłych między Wielkim Piątkiem i Niedzielą Wielkanocną możemy wywnioskować na podstawie dość enigmatycznych tekstów z listów św. Pawła i św. Piotra, gdzie pojawiają się takie określenia jak: „abyssos” – otchłań, „katotera mere tes ges” – niższe części ziemi i „fylake” – więzienie.
Teksty te zdają się oznaczać pójście Jezusa do świata zmarłych, w celu obdarzenia ich owocami zbawienia. Uważano bowiem, że Jezus podzielił los innych zmarłych, ale do królestwa zmarłych przyniósł zarazem zbawienie.

O tym, co działo się z Jezusem w „międzyczasie” (czyli między śmiercią a Zmartwychwstaniem) opowiadają barwnie różne apokryfy. Wiele z tych tekstów opiera się na międzytestamentowej, apokaliptycznej wizji świata, a właściwie zaświatów, i na przekonaniu, że przyjście Mesjasza oznaczać będzie zasadniczą zmianę w dotychczasowej sytuacji zmarłych: sprawiedliwi zmartwychwstaną do życia wiecznego, a bezbożni na wieczne potępienie (por. Dn 12, 2).
Mel Gibson nakręcił „Pasję” na podstawie wizji bł. Anny Katarzyny Emmerich. Od 1819 aż do śmierci w 1824 pisarz Clemens Brentano rejestrował skrupulatnie jej opowieści, wypełniając czterdzieści tomów szczegółowymi scenami i fragmentami uzupełniającymi Nowy Testament. Pasja jest zaledwie krótkim wycinkiem tych wizji. W filmie Mela Gibsona widzimy ciąg przerażających scen sadystycznie torturowanego Jezusa (leją się hektolitry krwi, a rzymskie flagellum wyszarpuje z Jego ciała kawałki mięsa). Potem jest straszliwa agonia na krzyżu i złożenie do grobu skrwawionego ciała, owiniętego w całun W ostatniej scenie pokazane zostało natomiast zmartwychwstanie Jezusa. Prześcieradła, w które był owinięty, leżą porzucone. Jezus, już w uwielbionym, chwalebnym ciele, siedzi nagi obok tych prześcieradeł, potem podnosi się i po prostu wychodzi z grobu, a kamera przez moment pokazuje otwory w dłoniach, które są śladami po gwoździach.

Mel Gibson, ekranizując wizje Anny Katarzyny Emmerich, pominął jej opis zstąpienia Chrystusa do Piekieł, który jest bardzo szczegółowy:
Według Katarzyny Emmerich, gdy Jezus skonał na krzyżu, Jego dusza w postaci świetlistej, otoczona Aniołami spłynęła do stóp krzyża i wniknęła do świata podziemnego. Zbawiciel, jaśniejący chwałą, prowadzony w tryumfie przez Aniołów, udał się do posępnej krainy śmierci. U wejścia do Otchłani Jezus spotkał duszę Dyzmy, idącą w towarzystwie Aniołów na łono Abrahama, podczas, gdy złego łotra gnano do Piekła. Zamieniwszy kilka słów z Dyzmą, Jezus wszedł do tak zwanego Limbus Patrum, gdzie na łonie Abrahama spoczywały dusze sprawiedliwych praojców, potem Jezus wszedł w przestrzeń mglistą, w której znajdowali się pierwsi rodzice, Adam i Ewa, a oni, rozpoznawszy Go, oddali Mu cześć. Błogość niewypowiedziana i szczęśliwość przeniknęła wszystkie te dusze, które otoczyły Zbawiciela, witały Go i cześć Mu oddawały. Niektóre dusze Jezus wysłał na ziemię, aby wstąpiwszy w swe ciała, dały świadectwo o tym czego dokonał (Mateusz wspomina, że wielu umarłych wyszło z grobów i pojawiło się w Jerozolimie po śmierci Jezusa). Spełniwszy swą powinność, dusze te kładły znowu ciała w ziemię, jak woźny sądowy zdejmuje swój płaszcz urzędowy, spełniwszy rozkazy zwierzchności.

Katarzyna Emmerich opisała barwnie dalszy pochód tryumfalny z Jezusem na czele, aż wreszcie Jezus zbliżył się do jądra przepaści, do samego Piekła, które było jako ogromna, skalna budowla, straszna, czarna, połyskująca metalicznym blaskiem, z olbrzymimi, strasznymi bramami, opatrzonymi mnóstwem rygli i zamków. Gdy po zbliżeniu się Jezusa bramy na Jego rozkaz zostały rozwarte na oścież, ukazała się przepaść, pełna ohydy, ciemności i okropieństw. Dały się słyszeć przekleństwa, łajania, wycie i jęki. Aniołowie obalili na ziemię diabłów, którzy musieli uczcić Jezusa i uznać Jego władzę. Skrępowanego Lucyfera wrzucili zaś w sam środek ognistej otchłani, aczkolwiek miał być on, według Katarzyny Emmerich wypuszczony na 50 czy 60 lat przed końcem XX wieku.
Korzystałem m.in. z DEON.PL/Stacja7.pl – Roman Zając
Przygotował – Ryszard Zaprzałka