
czyli
MOZART NA FINAŁ FESTIWALU OPERA RARA.
To festiwal niezwykły: wiem, bo gdzieniegdzie bywam – relacjonuje nasza specjalna krakowska korespondentka Katarzyna Cetera. Opanował Kraków i serca krakowian wiele lat temu. Pierwsza edycja tego festiwalu odbyła się w 2009 roku i od tego czasu przydarza nam się w środku zimy, zwykle w okresie karnawału i… zwykle zachwyca. Często zaskakuje. Mieni się feerią barw i wybrzmiewa wachlarzem dźwięków. Opera Rara – synteza muzyki, teatru, literatury i sztuki – wszystkiego. Może dlatego aż tak porusza.
Aktualnie impreza miewa swoje odsłony w ciągu całego roku. A i roku za mało, aby zaprezentować festiwalowej publiczności wszystkie dokonania liczącej ponad 400 lat historii gatunku. Wydarzenie organizuje co roku Capella Cracoviensis – jeden z nielicznych w kraju zespół grający na instrumentach dawnych – również rzadkich.
Prezentowane podczas festiwalu utwory sięgają zwykle poza operowy kanon, konwencję i schemat. Organizowane przez Capellę Cracoviensis wydarzenie ma festiwalową formułę, ale jest też jedną z niewielu imprez, podczas których prezentowane są spektakle stworzone specjalnie dla potrzeb tej imprezy. Taką produkcją było SOLARIS – post-opera, w reżyserii Waldemara Raźniaka z muzyką Karola Nepelskiego. Dzieło współtworzone przez sztuczną inteligencję, prezentowane w przestrzeni Narodowego Centrum Promieniowania Synchrotronowego SOLARIS przez aktorów Narodowego Starego Teatru oraz grupę Hasztag Ensemble przeniosło nas w inny wymiar teatralnych doznań. Kto nie był – niech żałuje. A to była tylko pierwsza odsłona XVI edycji festiwalu.
Odkryciem – i wielkim moim festiwalowym zachwytem – okazała się opera JA, ŞEKÜRE z muzyką i librettem Aleksandra Nowaka, inspirowana jedną z najsłynniejszych powieści tureckiego noblisty Orhana Pamuka NAZYWAM SIĘ CZERWIEŃ. Na scenie Teatru Słowackiego pod batutą Macieja Tomasiewicza wystąpiła Spółdzielnia Muzyczna, Capella Cracoviensis oraz Chór Polskiego Radia. Pamuk napisał rzecz na wskroś operową. Jest tajemnica, jest miłość, jest śmierć, jest zemsta. Jest nawet podglądanie przez dziurę w ścianie. Jest też, może przede wszystkim, dziwna, wręcz dziwaczna konwencja, przez którą trzeba się przebić i z nią zaprzyjaźnić, żeby się głęboko wzruszyć – podkreślał kompozytor. Ale integralną częścią tej produkcji jest genialna wprost inscenizacja Macieja Chlandy – i jego niecodzienna aranżacja tej przestrzeni scenicznej.
Mniej się zachwycałam powtarzalnymi – w pewnym sensie do znudzenia – VR-owymi eksperymentami Krzysztofa Garbaczewskiego. Opracowane przez niego połączenie serenaty Filiberta Laurenziego GUERRA NON PORTA z siedemnastowiecznym oratorium Giacoma Carissimiego JEPHTE miało przypominać o aktualnym – a jakże bolesnym – konflikcie zbrojnym na bliskim wschodzie. Kierownictwo muzyczne projektu reżyser powierzył grającemu na teorbie Andreasowi Arendowi a towarzyszyli mu: tenor Zbigniew Malak (tytułowy Jefte), wybitna sopranistka Solomiia Pavlenko (córka Jeftego), Magdalena Łukawska i Antonina Ruda (sopran), Matylda Staśko (alt) oraz Jarosław Kitala (bas).
No tego nowocześniejszego festiwalowego nurtu z pewnością należy również AN INDEX OF METAL – zadziwiające dzieło zmarłego dwadzieścia lat temu Fausto Romitellego. To on –wraz z grupą przyjaciół – próbował wskrzesić ideę totalnego działa sztuki. Jego inspirowana futuryzmem videoopera łączy wizualizacje, poezję i muzykę akustyczno-elektroniczną w wykonaniu Spółdzielni Muzycznej. Utwór charakteryzuje się elektryzującą orkiestracją, radykalnymi efektami dźwiękowymi i wykorzystaniem głosu ludzkiego do granic jego możliwości.
Aby jednak zachwycać się wachlarzem festiwalowych inspiracji koniecznie trzeba wspomnieć o jego nurcie klasycznym: na przykład niezwykłym, kameralnym recitalu Thomasa E. Bauera, który fascynująco – choć dla garstki słuchaczy – wykonał arcydzieło Franza Schuberta: słynną WINTERREISE (Podróż zimową) przy akompaniamencie wyjątkowego, historycznego instrumentu.

NOC WALPURGI – (Walpurgisnacht) Felixa Mendelssohna – to kolejna odsłona klasyki. W tekście stanowiącym muzyczną wersję ballady na głosy solowe, chór i orkiestrę Johanna Wolfganga von Goethego znajdujemy opis rytuałów sprawowanych podczas nocy Walpurgi, kiedy to – według legendy – czarownice spotykały się na szczycie góry Brocken w paśmie Harzu. Programu dopełniło inne genialne opracowanie poezji Goethego — ALT-RHAPSODIE Johannesa Brahmsa. Na festiwalu zobaczyliśmy je – zupełnie niepotrzebnie – okraszone choreografią. A przecież w zupełności wystarczyło – i przykuwało uwagę publiczności – fenomenalne wykonanie Capelli Cracoviensis pod batutą Jana Tomasza Adamusa, szefa Capelli Cracoviensis i dyrektora artystycznego Opera Rara Kraków.

18 lutego przyszedł czas na wielki finał: trzygodzinną, koncertową wersję opery Mozarta. IDOMENEO to dzieło bardzo rzadko wykonywane w Polsce, ale zostało świetnie przygotowane – i wykonane – przez Capellę Cracoviensis, tym razem pod batutą Alessandra Moccii. Wśród śpiewaków usłyszeliśmy gwiazdy: Annę Prohaskę (sopran) jako Ilię, fenomenalnego – i przekonującego talentem aktorskim (choć oglądaliśmy jedynie koncertową wersję opery) Kangmina Justina Kima (kontratenor) – w roli Idamante, Ewę Tracz (sopran) jako Elettrę, Juana Sancho (tenor) w roli Arbace, Krzysztofa Lachmana (tenor) jako Gran Sacerdote – czy wreszcie Iana Bostridge’a (tenor) w partii tytułowej.

Skomponowany przez Mozarta w 1781 roku IDOMENEO z librettem Giambattisty Varesco opowiada historię mitologicznego króla Krety, który po złożeniu tragicznej obietnicy musi zmierzyć się z dramatycznymi konsekwencjami swoich decyzji. Dzieło to jest ważne w twórczości Mozarta z kilku powodów: po raz pierwszy tak wyraźnie słychać w nim jego dojrzałość kompozytorską i skłonność do eksperymentowania z formą operową. To właśnie w tym utworze Wolfgang Amadeusz do perfekcji opanował sztukę wyrażania poprzez muzykę głębokich emocji i psychologicznych niuansów postaci, wynosząc dogasającą już w owym czasie formę opery seria na nowe szczyt – czytaliśmy w materiałach prasowych.

Od 2017 roku Opera Rara odbywa się co prawda w formule festiwalowej, ale myślę, że i tym razem rozłożona jest na kilka odsłon w ciągu roku. Choć jej najważniejszy akcent właśnie za nami – tak jak w czasach Vivaldiego czy Haendla, kiedy na okres karnawału przypadało apogeum operowych nowości i premier – to tegoroczna Opera Rara jeszcze nie wyśpiewała ostatniego słowa. Myślę, że jeszcze wielokrotnie da o sobie znać.
Katarzyna Cetera
Zdjęcia – organizatorzy