
Z Marcinem Guzikiem, nauczycielem, poetą i bardem Teatru Nie Teraz rozmawia Ryszard Zaprzałka.
(Tekst pochodzi ze strony TNT)
Pochodzisz z bardzo muzykalnej rodziny. Twój śp. Ojciec, Zbigniew, był swego czasu znanym tarnowskim muzykiem (grywał także w polonijnych klubach w USA); był też twórcą i wieloletnim dyrektorem Tarnowskiego Centrum Kultury. Czy to jemu zawdzięczasz swoje pierwsze wtajemniczenia muzyczne?
W moim rodzinnym domu w Dąbrowie Tarnowskiej zawsze była muzyka. Oprócz wielu płyt i kaset mieliśmy także fortepian, na którym grał mój Tata i moja starsza siostra, która dość wcześnie zaczęła edukację muzyczną i będąc jeszcze w przedszkolu występowała w domu kultury grając na fortepianie. Rodzice zatroszczyli się o to, abym ja również pobierał lekcje fortepianu. Choć nauczyłem się trochę grać, to instrument ten nie przypadł mi do gustu.

Podobno pierwszą gitarę otrzymałeś od ojca…
Czekałem na tę gitarę. I gdzieś we wczesnych latach podstawówki „świąteczna gwiazdka” przyniosła mi upragniony instrument. Były to jeszcze czasy, gdzie nie było łatwo kupić gitarę, a taką na której da się grać, to w ogóle graniczyło z cudem. Ale z pomocą Pana Boga – specjalisty od cudów oraz mojego Taty, który ten piękny instrument mi zorganizował, dostałem tę swoją pierwszą gitarę. Mam ją zresztą do dziś. Wciąż stroi i gra.
Wobec tego, dlaczego nie podjąłeś nauki w ognisku czy szkole muzycznej w swoim mieście czy w pobliskim Tarnowie?
Uczyłem się gry na gitarze sam, z podręcznika i ze słuchu. Szło mi na tyle dobrze, że na zakończenie podstawówki zagrałem i zaśpiewałem publicznie po raz pierwszy. Wykonałem jakąś piosenkę balladowo-satyryczną. Nie pamiętam już czyją, ale pamiętam, że mój „wykon” bardzo się spodobał.

Nie zostałeś jednak muzykiem i dzisiaj zawodowo funkcjonujesz jako germanista w jednej z tarnowskich szkół. Skąd ten niemiecki?
To się dzieje niejako dwutorowo: muzyka jako pasja i niezależnie konkretny zawód – nauczyciel. Mimo to wciąż z różną intensywnością uczę się grać (tu muszę wspomnieć moich tarnowskich nauczycieli rockowego grania – Piotrka Smolenia i Pawła Mazura). Gram więc, piszę piosenki, komponuję i występuję. A najnowsze utwory można posłuchać na moim kanale YT “Głos i Gitara”.
A z tym niemieckim wiąże się mocno romantyczna historia, sięgająca swoimi korzeniami aż szkoły średniej, gdzie uczęszczałem wraz z moją obecną żoną. Wtedy w dąbrowskim ogólniaku obowiązkowy był język rosyjski oraz ewentualnie niemiecki, no i dla mnie wybór był tylko jeden… A ponieważ moja wówczas przyszła żona podjęła studia na uniwersytecie opolskim, więc i ja podążyłem za nią. Z tym, że ona studiowała anglistykę, a ja germanistykę. I tak już zostało: ona uczy angielskiego a ja niemieckiego w Zespole Szkół Ogólnokształcących nr. 6 przy ul. Bandrowskiego w Tarnowie.

Aliści brak muzycznego wykształcenia (mówisz o sobie: autentyczny samouk i amator) – nie przeszkadza ci w aktywności stricte muzycznej, o czym najlepiej świadczy twoja współpraca z Teatrem Nie Teraz. Jak to się zaczęło?
Z Teatrem Nie Teraz zetknąłem się poprzez mojego Tatę, który przedstawił mnie dyrektorowi Tomaszowi Żakowi, a ten miał dla mnie konkretną propozycję, żeby nie powiedzieć zadanie: napisać piosenki do spektaklu muzycznego. Była to baśń Marii Konopnickiej „O krasnoludkach i o sierotce Marysi”.
W roku 2020 miała miejsce premiera tej inscenizacji, do której skomponowałeś świetną muzykę i dodatkowo ją osobiście wykonywałeś grając na gitarze, no i śpiewałeś, wcielając się w postać Sarabandy.
W moim wczesnym dzieciństwie bardzo często słuchałem tej baśni, ponieważ miałem ją na płycie winylowej i puszczałem tę płytę na moim gramofonie „Bambino” niemal na okrągło. Między innymi dlatego mam do tych piosenek duży sentyment. To, że zostałem aktorem w tym spektaklu było dla mnie dużym zaskoczeniem. Myślałem, ze tylko piszę muzykę… No ale rola Sarabandy, zaproponowana przez reżysera, sprawiła mi wielką i niespodziewaną radość.

Dwa lata później „oprawiłeś” kompozytorsko kolejną premierę naszego Teatru, czyli przedstawienie „Rzeczpospolita: Krajobraz”. Opowiedz o tym doświadczeniu. Jak to wszystko „ogarnąłeś”, skoro do tej pory nie ma nawet zapisu nutowego tamtych oryginalnych kompozycji?
Jak już mówiliśmy – nie jestem wykształconym muzykiem, nie czytam biegle nut, dlatego muszę sobie radzić inaczej, czy to przy komponowaniu, czy występach. Komponuję zazwyczaj na gitarze stosując zapis akordowy, a melodię zapamiętuję lub nagrywam.
A na występ trzeba po prostu wszystko zapamiętać. Do „Rzeczpospolitej…” komponowałem muzykę z użyciem komputera i stosownego programu dającego możliwości użycia brzmienia wszystkich instrumentów. Doświadczenia z pracy w studiu przy nagrywaniu muzyki pomogły mi w zrobieniu nagrań do tego spektaklu, jak również do kolejnej przygody z TNT, czyli muzyki w spektaklu „Kobieta za wszelką cenę”. Tutaj też śpiewam songi towarzyszące akcji.

Nasz cykliczny projekt, „Teatr Nie Teraz w Świetlicy”, realizowany w ramach współpracy z Zakliczyńskim Centrum Kultury, to kolejny etap w Twoich muzycznych zajętościach. Jak podchodzisz do tych działań w Ośrodku Praktyk Artystycznych w Rudzie Kameralnej?
„Świetlica” w OPA w Rudzie jest świetnym pomysłem. Bardzo lubię tam występować. Kameralna atmosfera z kominkiem w rogu i publicznością, która wie po co tam przychodzi. Poza tym akustyka tego miejsca pozwala na prawdziwe granie bez prądu. Martwię się tylko jednym, co zrobimy, gdy publiczność zacznie przychodzić w większej ilości. Gdzie oni się pomieszczą?

A czy oprócz występów w TNT grasz może w jakichś kapelach bądź zespołach, udzielasz korepetycji muzycznych?
W moim życiu było wiele zespołów muzycznych, m.in. Vademecum. Niektóre sam zakładałem, do niektórych mnie zapraszano, niekiedy występuję solo lub w duecie. Dzięki tym projektom zawsze mogę przeżyć coś niezwykłego, ciekawego a czasami nawet coś zarobić. Wiele rzeczy robiłem w życiu, nie zawsze mogłem poświęcić się muzyce w pełni, ale muzyka zawsze była obecna i chyba tak pozostanie.
Warto chyba tutaj dopowiedzieć, że miałem już także doświadczenia teatralne. Występowałem w teatrze studenckim „Theatrum mundi”. Z chęcią więc wróciłem na scenę teatru, aby przypomnieć sobie tę atmosferę, no i zrobić coś nowego.
I na koniec – zbudowałeś dom i masz syna, a czy posadziłeś też drzewo?
Wszystko się zgadza. Zbudowałem pod Tuchowem dom, gdzie mieszkam z żoną i dwójką dzieci: synem i córką… no i faktycznie, posadziłem drzewo – i to niejedno…
Dziękuję za interesującą rozmowę.
Materiał pochodzi ze strony Teatru Nie Teraz (nieteraz.pl)
Ryszard Zaprzałka