Pegazem po Tarnowie - 610
Fortelem w Księcia Pana
czyli jak odzyskać coś co nie było nasze...
Zamek tarnowski przez wieki był rezydencją właścicieli Tarnowa - symbolem i dumą miasta, które powstało u jego stóp. W tym roku mija 690 lat od rozpoczęcia wznoszenia tej potężnej budowli. W tym roku mija dokładnie 80 lat od deklaracji księcia Romana Sanguszki o przekazaniu miastu ruin zamku wraz z 17 hektarami na Górze Św. Marcina z pragnieniem i zastrzeżeniem, by utworzyć tam „Park Niepodległości Miasta Tarnowa im. Romana Księcia Sanguszki powstańca z 1831 roku i Sybiraka”. W jej sformalizowaniu przeszkodził wybuch II wojny światowej. Książę nie zdążył prawnie uregulować darowizny i do dziś trwa spór o zamkowe wzgórze, a ruiny nikną w oczach. Wkrótce obchodzić będziemy też setną rocznicę odzyskania niepodległości. To idealny moment, aby wreszcie zakończyć ten bezsensowny spór i dokończyć dzieła, które wówczas zostało zapoczątkowane - przekonuje radnyJacek Łabno. Jak mówi pomysłodawca nowego otwarcia w relacjach magistratu z brazylijskimi potomkami księcia Romana Sanguszki, teraz trzeba się umówić i zapoznać księcia Pawła Sanguszkę z projektem uchwały. – Jeżeli Rada Miejska przystępuje do pewnego rodzaju zamierzeń i marzeń jego dziadka, to mam nadzieję ucieszy to księcia Pawła i zmieni to relacje tak bardzo niedobre z miastem. W parku byłyby też akcenty z historii rodu jego rodziny. Chcemy, by książę to ocenił i myślę, że to przełamie lody. Po ludzku powinien zapomnieć, ale to wymaga też współpracy z księciem. Nasz krok jest zapoczątkowaniem innego spojrzenia na ten konflikt i mam nadzieję, że ten rok wreszcie zaowocuje odzyskaniem wzgórza – mówi radny.
Póki co, miasto od 10 lat próbuje na drodze sądowej odzyskać wzgórze zamkowe na podstawie reformy rolnej z 1944 roku oraz dekretu o majątkach opuszczonych i poniemieckich. Jedna z poprawek do projektu tegorocznego budżetu Tarnowa zakłada zaciągnięcie przez miasto miliona złotych kredytu na przeprowadzenie prac konserwacyjnych na Górze św. Marcina. Jej autor - Jacek Łabno, liczy na przełom w ciągnącym się od dekady sporze o prawo do zamkowego wzgórza. Zaciągnięcie kredytu na rzecz przyszłych prac na Górze św. Marcina uzależnione będzie od tego, czy książę Paweł Sanguszko - spadkobierca rodu, zrzeknie się zamkowego wzgórza na rzecz miasta. - Do tej pory z Tarnowa wysyłane były do niego niemal wyłącznie negatywne sygnały w tej sprawie. Magistrat założył mu sprawę w sądzie, chciano mu nawet odebrać honorowe obywatelstwo. To była zła droga - twierdzi Łabno. I namawia, by rada miejska, Fundacja Hetmana Jana Tarnowskiego i Stowarzyszenie Zamek Tarnowski czym prędzej wysłały list z propozycją kompromisu. - Jeżeli książę zobaczy, że miastu zależy na tym, aby zadbać o to ważne miejsce, to zmieni stanowisko i przekaże tę działkę Tarnowowi. Za milion złotych można byłoby utworzyć zręby parku Niepodległości, który upamiętniać będzie również jego przodków - dodaje. Jak na razie na ten cel udało się zabezpieczyć w budżecie kwotę... 100 tyś. zł.
Ps.Ps.Przypomnijmy że aktualna jest wciąż oferta księcia Pawła o odsprzedaniu terenu miastu za milion zł, czyli jedną trzecią jego wartości. - Nie możemy tego odkupić, bo stoimy na stanowisku, że teren ten miastu się należy. To byłoby nielogiczne i wbrew prawu - tłumaczą magistraccy urzędnicy.
Pitavale - 113
wg. Jerzego Reutera
Miłość w teatrze
To nie tylko sceniczne dramaty, pisane przez wielkich dramaturgów, to także zwykła proza życia, schowana gdzieś głęboko za tajemniczymi kulisami, w garderobach, pracowniach i emocjach, jakże ważnych dla każdego artysty. To raczej zrozumiałe, że życie na scenie musi przenosić się gdzieś głębiej i odciskać swoje piętno na dniu codziennym uczestników tego niecodziennego dell`arte. Pan elektryk z tarnowskiego teatru był młodym i bardzo przystojnym mężczyzną, a mało tego, był nad wyraz ambitny i rządny wejścia na scenę w jakiejś wyrazistej pozie, by zaimponować wszystkim. Jednak pozostałoby to w sferze nocnych marzeń, gdyby do naszego teatru nie została zatrudniona młoda, tuż po studiach, piękna aktorka. A byla tak powabna, że skupiała na sobie gorący wzrok wszystkich mężczyzn i zadrosne spojrzenia kobiet. Elektryk – tak go nazwiemy, by nie urągać jego pamięci – zakochał się od pierwszego wejrzenia, co było zawsze widoczne na oświetlanej przez niego scenie i rozpoczął powolne eksponowanie przed wybranką swoich wdzięków.
List do redakcji
Strzał w kolano
My, Polacy i katolicy, daliśmy się zepchnąć do narożnika, a tryumfy święci kultura lewacka, oparta często na bluźnierstwie, profanacji, agresji wobec Boga i społeczeństwa, które się do niego przyznaje. To już nie jest - użyję cytatu - "odważne stawianie bolesnych pytań", tylko jawna, prostacka agresja wobec chrześcijan, a my nie umiemy się temu przeciwstawić. Ale jak mamy to robić, skoro w tę kulturę antychrześcijańską pompuje się wielkie pieniądze, że wspomnę tylko "słynną" Klątwę w Teatrze Powszechnym w Warszawie, a ta, która odnosi się z szacunkiem do Boga, jest uprawiana przez jakichś niedobitków, uparciuchów, stracenców (najlepszym przykładem jest tarnowski TEATR NIE TERAZ) , którzy robią to za darmo albo za półdarmo. Jak mamy konkurować? Trzeba pokory i determinacji, żeby wierzyć, że taka praca ma sens. W dodatku Kościół, który powinien być promotorem takiej kutury, na poziomie instytucjonalnym najczęściej zainteresowany jest bardzo tradycjonalnymi formami sztuki kościelnej. Główne wspiera festiwale chóralne, organowe, zespoły pieśni i tańca, a czasem nawet orkiestry strażackie... Promując głównie taką ludową kulturę przyznaje się do tego, że Ewangelia nie do końca może być inspiracją dla współczesnych artystów. To jest strzał w kolano! Poza tym, w wielu miejscach pokutuje myślenie, że kultura chrześcijańska powinna być za" Bóg zapłać". Ale jeżeli coś ma być naprawdę dobre, to nie może być robione "po godzinach". To musi być zrobione w pracy! A tę trzeba godziwie opłacić, bowiem twórca powinien poświęcić na komponowanie, malowanie, śpiewanie, czy robienie teatru - cały swój czas, wszystkie zdolności, warsztat. Sztuka chrześcijańska to wielki oręż ewangelizacyjny. Szkoda, że wciąż tli się jeno w katakumbach... A w kościołach króluje jarmarczna tandeta i bezguście, co widać choćby w wielkanocnych dekoracjach, pasjach i innych celebracjach.
Korzystałem z wywiadu Kuby Kornackiego - aktora, reżysera i lidera zespołu KANAAN dla Gościa Niedzielnego Nr 12 z 25.03.2018.
Źródło - gość.pl
Krzysztof Borowiec
Tarnowski kurier kulturalny redagują:

- Stanowisko:
- współpraca
Archiwum
-
Nowy Tygodnik
-
Miasto i Ludzie
-
Tratwa
-
Echo Tarnowa
-
Intuicje przydrożne
-
Teraz Tarnów



