Pamiętanie, gdzie coś się wydarzyło, jest zwykle łatwiejsze niż określenie, kiedy to było. Wiemy, skąd Agamemnon wyruszył pod Troję i gdzie to miasto się znajdowało, ale nie możemy dokładnie określić, kiedy toczyła się ta wojna. Nikt nie kwestionuje, że Chrystus narodził się w Betlejem (czy najbliższej okolicy), ale dokładna data tego wydarzenia jest nieznana i przez wieki była przedmiotem dociekań i sporów. Od tej reguły bywają wyjątki. Chrzest Mieszka wydaje się być dobrze datowany, ale nie wiadomo, gdzie się odbył.
To, że duża część świata wejdzie 1 stycznia w rok 2025, jest zasługą uczonego chrześcijańskiego, mnicha Dionizego Małego (Dionisiusa Exiguusa), który dokładnie 1500 lat temu – w 525 roku wynalazł, to znaczy stworzył od podstaw kalendarz chrześcijański, wychodząc od ustalenia daty narodzin Pana Jezusa. Mimo że późniejsze, dokładniejsze badania wykazały dość poważne nieścisłości w obliczeniach, do dzisiaj mierzymy upływający czas i daty kolejnych wydarzeń według tamtych ustaleń sprzed półtora tysiąca lat.
Chrześcijanie żyjący w Imperium Rzymskim początkowo przyjęli kalendarz rzymski, który odnosił się do mitycznego założenia miasta Rzym w (mnemoniczny werset: 753 – Rzym wyczołgał się z jaja).
Następnie niektórzy zaczęli obliczać lata według „ery męczenników”. Początek przypadał na rozpoczęcie rządów rzymskiego cesarza Dioklecjana w 284 r. n.e., który rozpętał okrutne i brutalne prześladowania chrześcijan, dając Kościołowi wielkie zastępy męczenników. Kościoły koptyjski w Egipcie oraz Etiopski i Erytrejski do dziś stosują kalendarz, oparty na tych wyliczeniach. Jednakże z punktu widzenia większości chrześcijan nie było właściwe rozpoczynanie rachuby czasu od bezbożnego imperatora rzymskiego.
Ktokolwiek ustala kalendarz, ma władzę. W 395 cesarz Teodozjusz (347-95; rządził od 379) podzielił swe rozległe państwo na cesarstwo zachodnie z siedzibą w Rzymie i wschodnie ze stolicą w Konstantynopolu. To pierwsze upadło pod naporem ludów germańskich w 476, podczas gdy Cesarstwo Wschodniorzymskie kwitło jeszcze ponad tysiąc lat. Biskup Rzymu dążył do zmiany tego stanu rzeczy. Chciał również udowodnić swoje roszczenia do przywództwa w całym Kościele. Wczesne chrześcijaństwo było rozdrobnione i wciąż dalekie od ugruntowanej organizacji kościelnej i jednolitego nauczania. Rozdrobnienie to było szczególnie widoczne w określaniu daty Wielkanocy, co do której biskupi i patriarchowie chrześcijańscy na wschodzie i zachodzie często nie byli w stanie się zgodzić.
W tej trudnej sytuacji Dionizjusz pojawił się we właściwym czasie: urodzony ok. 470 na zachodnim wybrzeżu Morza Czarnego, uzyskał wszechstronne wykształcenie klasyczne i hellenistyczne na greckim Wschodzie i zasłynął jako tłumacz greckich tekstów na łacinę. Uchodzi za jednego z najważniejszych pośredników między greckim a łacińskim światem intelektualnym. Około 496 roku przybył do Rzymu, aby w imieniu papieża przetłumaczyć na łacinę źródła wczesnych soborów i prawa kanonicznego zapisane w języku greckim – praca ta wzmocniła pozycję papieża, ponieważ umożliwiła mu czerpanie z bogactwa wiedzy w każdym sporze religijnym lub kościelno-politycznym.
Papież św. Jan I (523-26) skorzystał również z Dionizego w sporze o daty Wielkanocy w 525 roku. Mnich erudyta zagłębił się w stare dokumenty i odniósł się do uchwał Soboru Nicejskiego w 325 r., aby obliczyć daty Wielkanocy na kolejnych 95 lat. Przyniosło to pokój chrześcijaństwu.
Podczas swoich badań Dionizy doszedł również do wniosku, że nowy kalendarz jest spóźniony. Był przekonany, że nowa era chrześcijańska powinna rozpocząć się od roku przyjścia na świat Chrystusa, wyliczył więc domniemaną datę Jego narodzin, a tym samym rok pierwszy, na podstawie skąpych danych czasowych zawartych w Ewangeliach i Dziejach Apostolskich. Umieścił siebie w roku 525 po narodzinach Chrystusa. Ten sposób obliczania czasu przyjął się w całej Europie od VIII wieku, a później w całym schrystianizowanym świecie. Dziś jest jasne, że obliczenia Dionizego Małego (Exiguusa) opierały się na chwiejnych podstawach. Jeśli porównać kilka dat z Ewangelii z faktami historycznymi, pojawiają się sprzeczności: biblijny dzieciobójca Herod zmarł cztery lata przed narodzinami Chrystusa. Wielu historyków dochodzi więc do wniosku, że Jezus musiał urodzić się między 7 a 4 rokiem przed naszą erą, czyli … przed swoimi narodzinami.
Mimo tego błędu nowy system liczenia czasu obowiązuje do dzisiaj i obecnie nikt go nie podważa. Chociaż środowiska zlaicyzowane często używają określenia „nowa” lub „nasza era”, to nie zmienia to faktu, że punktem wyjścia jest rok narodzin Pana Jezusa.
Jest jeszcze problem z zerem. Ponieważ Rzymianie nie znali tej liczby, Dionizjusz oznaczył rok narodzin Jezusa jako pierwszy. Spowodowało to pewną trudność z liczeniem lat przed narodzeniem Chrystusa: rok 1 nowej ery nastąpił bezpośrednio po roku 1 przed nią, a między początkiem roku 2 przed nowym mierzeniem czasu a 2. po narodzeniu Chrystusa są zatem tylko trzy lata, a nie cztery. Ale to tylko drobna wada.
Po to, by mierzyć cokolwiek, trzeba wybrać skalę. Do tego potrzebne jest „zero” skali – punkt początkowy – i jednostka. Np. odległości drogowe podaje się w wielu krajach w kilometrach (jednostka), poczynając od początku (punktu zerowego) trasy o danym numerze (oznaczeniu). Równie dobrze można jednak jako punkt początkowy wybrać np. największe miasto na trasie, a odległości mierzyć w milach. Podobnie z czasem.
Choć dla wygody czy z lenistwa jako początku skali czasu używano często np. początku panowania jakiegoś władcy, to jednak podejmowano próby wprowadzenia „absolutnej” skali, od początku dziejów. To oczywiście wymaga przyjęcia, że dzieje miały początek. Co nie jest wcale oczywiste. Arystoteles np. uważał, że świat jest wieczny, w przeciwieństwie do Platona, który sądził, że został stworzony.
Rzymianie liczyli lata od założenia miasta, czyli (wg Liwiusza) od 21 kwietnia 753 roku p.n.e. W tej skali mielibyśmy dziś 2761 rok. W kalendarzu żydowskim liczone są lata od stworzenia świata, a jak twierdzą niektórzy, od stworzenia Adama (czyli od szóstego dnia). Miało to się stać 3761 lat przed rozpoczęciem naszej ery. Dlatego według tego kalendarza żyjemy w roku 5769.
We wszystkich historycznych kalendarzach pojawiają się jednak: rok, miesiąc, tydzień i dzień, tyle że w bardzo różnych wersjach. Nie miejsce tu na przypominanie kalendarzy w różnych, odległych od siebie kulturach. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że jeśli trzy z wymienionych jednostek: rok, miesiąc i dzień, są wyróżnione przez przyrodę, to czwarta – tydzień – jest całkowicie sztuczna. Rok jest używany, ponieważ jest to okres obiegu Ziemi wokół Słońca oraz związanej z tym sezonowości w przyrodzie i okresowości zjawisk na niebie. Miesiąc jest związany z okresem obiegu Księżyca wokół Ziemi i to zjawisko było podstawą bardzo wielu kalendarzy.
Doba to oczywiście efekt obrotu Ziemi wokół własnej osi i powtarzalności następstwa dnia i nocy. Tylko tydzień nie ma związku ze zjawiskami w przyrodzie. Mimo to we wszystkich kulturach miesiąc był dzielony na trzy lub cztery części. Na ogół te podziały były związane z religią.
Liczba miesięcy i dni w kalendarzu zmieniała się w dziejach z różnych powodów. Nie dysponując precyzyjnymi obserwacjami astronomicznymi, wcale nie jest tak łatwo ustalić, ile dni ma rok. Łatwiejsze było ustalenie, ile razy w ciągu roku Księżyc przechodzi pełny cykl zmian fazy.
Stąd liczba miesięcy – 12. Tyle że liczba dni w roku długo nie była dokładnie znana. Stąd i kalendarze z dodatkowymi miesiącami dodawanymi co kilka lat. Co gorsza, nawet po uporządkowaniu kalendarza przez Juliusza Cezara w 45 roku p.n.e. kalendarz „urzędowy” nie zgadzał się z cyklami astronomicznymi. Długość roku nie wyraża się bowiem całkowitą liczbą dni. Ziemia obiega Słońce w ciągu 365 dni, 5 godzin, 48 minut i 46 sekund. Tymczasem w kalendarzu juliańskim rok trwa 365 i jedną czwartą dnia (wynikającą z lat przestępnych), a więc 6 godzin. Rozbieżność 11 minut i 14 sekund narosła w ciągu wieków do 11 dni, gdy papież Sykstus IV zdecydował o zmianie kalendarza. Prace dokończono już za panowania jego następcy, Grzegorza XIII. Dzień 4 października 1582 roku, czwartek, został bullą papieską uznany za czwartek, 15 października tegoż roku.
Od razu nowy (zwany dziś gregoriańskim) kalendarz przyjęli Włosi, Hiszpanie i Portugalczycy. Polska dołączyła w 1586 roku. W krajach protestanckich reformę uznano za papieską uzurpację i w rezultacie Niemcy przyjęły ten kalendarz w 1700 roku, a Anglia dopiero w 1752 roku. Kraje prawosławne nie przyjęły go w ogóle. W byłym ZSRR kalendarz został przyjęty dopiero po rewolucji październikowej (wtedy trzeba było zmienić datę już o 13 dni). Z tego powodu, jak wiemy, rewolucja październikowa wybuchła w listopadzie. Kalendarzem juliańskim do dziś posługują się Kościoły prawosławne.
By przybliżyć kalendarz do zjawisk na niebie, w kalendarzu gregoriańskim zmieniono regułę ustalania lat przestępnych. Są nimi te lata, których liczba jest podzielna przez cztery, z wyjątkiem lat podzielnych przez 100, chyba że dodatkowo są podzielne przez 400. Dlatego przestępne były lata 1600 i 2000 oraz będzie rok 2400, ale lata 1700, 1800, 1900 nie były przestępne, podobnie jak nie będą lata 2100, 2200, 2300 itd. W tym kalendarzu średni rok liczy 365,2425 dnia. Od czasu astronomicznego różni się co roku o 0,0003 dnia. Czyli o 25 sekund. Po upływie 10 000 lat różnica wyniesie 3 dni i nasi następcy coś będą musieli zrobić.
Ostatnią, ciekawą próbą reformy kalendarza był francuski kalendarz rewolucyjny, opracowany przez polityka, Gilberta Romme’a (1750–1795). Rok podzielono na 12 równych, 30-dniowych miesięcy. Każdy miesiąc dzielił się na trzy dekady (po 10 dni, jak w kalendarzu egipskim). Brakujące 5 dni (6 dni w latach przestępnych) dodano na końcu roku jako dni świąteczne (Dni Sankiulotów). Lata liczono od 22 września 1792 roku – daty ustanowienia I Republiki. Kalendarz nie przetrwał długo. W 1806 roku Napoleon przywrócił we Francji kalendarz gregoriański. Kalendarz rewolucyjny powrócił na 2 miesiące, gdy wprowadziła go Komuna Paryska.
Świętując Nowy Rok, warto pamiętać, że wyznaczenie 1 stycznia jako początku roku kalendarzowego zawdzięczamy Juliuszowi i jego niedoskonałej reformie kalendarza z 45 roku p.n.e. Warto także pamiętać, że doskonałego kalendarza nie ma i być nie może. Zawsze będzie w nim za mało świąt i za dużo powszedniości.
Źródło: KAI/Pch24.pl/Stanisław Bajtlik (Tygodnik Powszechny)