A dokładnie w znanej autorskiej galerii Poddasze cenionego artysty fotografika i…harlejowca Stanisława Kusiaka, zlokalizowanej właśnie na poddaszu Zakliczyńskiego Centrum Kultury czyli w miejscowym Ratuszu… Ten anielski desant zdarzył się w ubiegły piątek 13 października o godz.19, gromadząc znakomite grono gości i koneserów artystycznej fotografii. A bohaterką tego klimatycznego wieczornego wernisażu, który później przedłużył się aż do północy, była Inka Wieczeńska, jedna z ikon bieszczadzkiej kultury, zwana przez przyjaciół “Sosenką” lub “Lisiczką” – prawdziwa lisia kita przyczepiona do jej bieszczadzko kowbojskiego kapelusza to jej znak firmowy, artystka nie banalna, prawdziwa i charyzmatyczna, która przywiezioną do Zakliczyna wystawę nazwała “…a ja wybieram Bieszczady” a o swojej twórczości zwykła mawiać – “Fotografia to taki teatr”. Nie bez kozery, bowiem jej fotograficzne malarstwo to taki improwizowany teatr, z którym jej zawodowe życie mocno się przeplata, m.in. za sprawą Teatru Nie Teraz z którym współpracuje i, co mocno podkreśla, się przyjaźni, by wspomnieć chociażby głośny spektakl rzeszowskiego teatru “Wyżej niż połonina”, który gościnnie wyreżyserował jego twórca i dyrektor Tomasz A. Żak. Zaś muzycznie zakliczyński wernisaż oprawiła, ceniona krakowska pieśniarka i pedagog Maria Lamers. To był naprawdę, wbrew piątkowej “klątwie”, szczęśliwy i dobry dzień! Taki bieszczadzki…
To niewątpliwie jedno z najważniejszych wydarzeń wystawienniczych w Zakliczynie – pisze na łamach miejscowego periodyku “Głosiciel” jego redaktor i dyrektor ZCK Kazimierz Dudzik, a zawdzięczamy je Tomaszowi Antoniemu Żakowi, który w bieszczadzkim środowisku artystycznym jest znaną i cenioną personą, m.in. w sierpniu wraz z Teatrem Nie Teraz i spektaklem „Intensywność szkła poza percepcją” (którego prapremiera odbyła się w Zakliczynie 18 marca), uczestniczył w Bieszczadzkim Festiwalu Filmowym „Ale czad”, i gdzie swoją wystawę zaprezentowała także nasza bieszczadniczka Inka Wieczeńska.
Inka Wieczeńska – przed laty rzuciła wygodny adres w Warszawie i zamieszkała w Bieszczadach. Tak naprawdę jej domem stały się połoniny, bukowe lasy, górskie szlaki. Przyroda to dla niej niekończący się spektakl, który uwiecznia na swoich zdjęciach. Znak rozpoznawczy Inki, to skórzany kapelusz i aparat. Na bieszczadzkich ścieżkach dostrzega to, czego nie widzą inni. Życie napisało jej scenariusz, taki – jaki mogła sobie tylko wymarzyć. Twierdzi, że zamieszkała w raju. Przytulny kąt zbudowała wraz z mężem pod stokiem Laworty. Widoków może jej pozazdrościć każdy. To zielenie Bieszczad i błękity nieba, u podnóża Ustrzyki a na wyciągnięcie ręki przydomowy ogródek pełen kwiatów i karmnik, ważny, bo zwierzęta to jej przyjaciele.
Kilometry, które trzeba przejść pieszo albo godziny, które trzeba wyczekać, by znaleźć w przyrodzie fascynujące momenty. Flora i fauna to światy, które dostarczają jej mocnych wrażeń. Nie dziwi, że zakliczyńską wystawę nazwała „…a ja wybieram Bieszczady”. Wystawy bieszczadzkie Inki Wieczeńskiej prezentowane są w galeriach wystawienniczych całej Polski, a jej bieszczadzkie fotografie często trafiają na konkursy. Teraz miłośnicy sztuki fotograficznej w Zakliczynie mogli zobaczyć prace artystki i poznać ją osobiście.
Podczas wernisażu wystawy Indze towarzyszyła Maria Lamers. Maria Lamers jest absolwentką krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych i Szkoły Muzycznej im. F. Chopina w Warszawie. Poetka, kompozytorka, malarka, wokalistka, bard – śpiewa autorskie piosenki, a także teksty m.in. Bułata Okudżawy, Czesława Miłosza, Sergiusza Jesienina oraz poetów bieszczadzkich Mirosława Welza i Wojciecha Maciaszka. Jest laureatką I nagród ogólnopolskiego festiwalu autorskiej piosenki satyrycznej w Warszawie oraz Festiwalu Piosenki Turystycznej „Bazuna”. Artystka Piwnicy pod Baranami i kabaretu Loch Camelot. Obecnie współtworzy i występuje w Piwnicy Św. Norberta w Krakowie, koncertując po całym kraju. Jest nauczycielką śpiewu w Krakowskiej Państwowej Szkole Teatralnej oraz w Krakowskiej szkole jazzu i muzyki rozrywkowej. Maria Lamers wielokrotnie również gościła w Sztokholmskim Salonie Poezji, w tym z recitalem wierszy Czesława Miłosza we własnej oprawie muzycznej i interpretacji. Występuje cyklicznie za granicą w Londynie, Brukseli, na Ukrainie i w Rosji, głównie w środowiskach polskiej Polonii.
Inka Wieczeńska
Absolwentka Uniwersytetu Warszawskiego oraz Studium Optycznego w Warszawie. Przez wiele lat czynny dziennikarz, ale przede wszystkim fotografik. Od lat fotografuje ludzi i przyrodę Bieszczadów.
Pochodzi z Elbląga. Dzieciństwo spędziła w Częstochowie. Ponad 30 lat temu, zauroczona podkarpacką puszczą, osiadła z rodziną w Bieszczadach. Mieszka w Ustrzykach Dolnych. Stale na nowo je odkrywa, a one ukazują się jej ciągle w nowych odsłonach.
Jest członkiem Związku Polskich Fotografów Przyrody Okręgu Roztoczańsko-Podkarpackiego. Wielokrotna laureatka ogólnopolskich i międzynarodowych konkursów fotograficznych m.in. „Fotograf roku 2014”, „Przyroda w obiektywie”, „Różnorodność biologiczno-krajobrazowa BPN”, „Leśne fotografie”.
Odwaga i pasja ciągną ją tam, gdzie rzadko zapuszcza się człowiek. Dla dobrej fotografii jest w stanie godzinami siedzieć na czatowniach, wypatrując dzikich zwierząt. Inka Wieczeńska przed laty rzuciła stolicę i zamieszkała w Bieszczadach. Tak naprawdę jej domem stały się połoniny, bukowe lasy, górskie szlaki. Przyroda to dla niej niekończący się spektakl, który uwiecznia na swoich zdjęciach.
Ciekawska, odważna i zdeterminowana. Jej znak rozpoznawczy to skórzany kapelusz i aparat, który zabiera z sobą wszędzie. Na bieszczadzkich ścieżkach dostrzega to, czego nie widzą inni. Inka Wieczeńska fotograf przyrody. Życie napisało jej scenariusz, taki – jaki mogła sobie tylko wymarzyć. Twierdzi, że zamieszkała w raju. Przytulny kąt zbudowała wraz z mężem pod stokiem Laworty. Widoków może jej pozazdrościć każdy. To zielenie gór i błękity nieba, u podnóża Ustrzyki. A na wyciągnięcie ręki przydomowy ogródek pełen kwiatów i karmnik, ważny, bo zwierzęta to jej przyjaciele.
W tej małej chatce Inka snuje plany swoich fotograficznych wyzwań, a raczej przygód, bo każda wyprawa to niełatwe zadanie. Kilometry, które trzeba przejść pieszo albo godziny, które trzeba wyczekać, by znaleźć w przyrodzie fascynujące momenty. Flora i fauna to światy, które dostarczają jej mocnych wrażeń. „To są właśnie moje Bieszczady” tak Inka nazywa wszystkie swoje cykle fotografii i wystawy, które prezentuje w całej Polsce. Jej bieszczadzkie fotografie często trafiają na wysmakowane graficznie kalendarze i konkursy skąd nie rzadko wracają z nagrodami. Bo jest w nich niewyobrażalne piękno Bieszczadów, zarówno z podnóża gór, jak i z ponad tysiąca metrów n.p.m. – zakątka świata w którym zakochała się z wzajemnością.
Ma na koncie ponad 35 wystaw zorganizowanych w całej Polsce. Swoje prace prezentuje pod tytułem „I takie są właśnie moje Bieszczady” nawiązującym do utworu bieszczadzkiego zespołu KSU.
Mieszkanka Ustrzyk Dolnych jest nie tylko fotografikiem, ale również niezależnym dziennikarzem. Przeprowadziła około 30 niezwykle interesujących rozmów z bieszczadnikami, a także ponad 50 wywiadów z czołowymi artystami scen polskich.
Tekst: Kazimierz Dudzik/Ryszard Zaprzałka , foto: arch. Gminne Centrum Kultury i Ekologii w Cisnej, grafika: Stanisław Kusiak